Święto muzyki w świątyni dźwięków

„De Mono Symfonicznie” to projekt, który wywraca do góry nogami całe dotychczasowe myślenie o podobnych produkcjach. Po raz pierwszy zespół nie zagłusza grającej z nim orkiestry i nie spycha jej na dalszy plan. Wręcz przeciwnie. Chwilami sam stanowi jedynie bardzo dyskretne tło.

 

 

 

– Do tej pory grupa, która chciała nagrać płytę „symfoniczną”, po prostu grała koncert z orkiestrą, która była doklejona do utworów wykonywanych tak, jak zawsze – powiedział nam po zakończeniu koncertu Andrzej Krzywy, wokalista i lider De Mono.  – My postanowiliśmy zrobić to zupełnie inaczej. Poprosiliśmy Jacka Piskorza o takie rozpisanie każdego z utworów, aby na pierwszym planie była grająca z nami orkiestra. Specjalnie z myślą o tej płycie zmienione zostały aranże poszczególnych muzyków naszej grupy.
De Mono Symfonicznie po raz pierwszy na żywo można było usłyszeć 24 stycznia 2014 roku podczas koncertu w Studiu Polskiego Radia im. Lutosławskiego. Później był występ w Kaliszu i… przyjazd do Płocka, który był trzecim „przystankiem” na koncertowej trasie promującej najnowszą produkcję Andrzeja Krzywego i jego zespołu. Melomani z naszego miasta mogą się czuć niezwykle wyróżnieni.
W sali koncertowej Państwowej Szkoły Muzycznej mogliśmy usłyszeć wszystkie utwory, które znalazły się na płycie: „Kamień i aksamit”, „Moje miasto nocą”, „Statki na niebie”, „Zostańmy sami”, „Siedem dni”, „Kolory”, „Póki na to czas”, „Kochać inaczej”, „Znów jesteś ze mną”, „Ostatni pocałunek”. Powstanie każdego z nich wiąże się z jakąś historią. I historie te z właściwym sobie poczuciem humoru, lekkim dystansem, a chwilami nawet autoironią opowiadał Andrzej Krzywy.
Jeśli zaś chodzi o samą muzykę… Najlepiej byłoby skwitować wszystko krótkim „Tego nie da się opowiedzieć słowami – to trzeba przeżyć na żywo”. W zgodnej opinii zdecydowanej większości melomanów, którzy w piątkowy wieczór znaleźli się w sali koncertowej PSM, jeszcze nigdy żadna tego typu produkcja nie zabrzmiała tak wspaniale. Olbrzymia w tym zasługa Jacka Piskorza. To właśnie on odpowiada za instrumentację całego przedsięwzięcia. Każdy z utworów brzmiał zupełnie inaczej, niż w znanych nam dotychczas wersjach. Bardzo świeżo. Niektóre chyba wręcz lepiej od oryginałów. Jednoznaczne określenie, który z nich można uznać za najlepszy, jest praktycznie niemożliwe. O gustach się, podobno, nie dyskutuje, a pamiętać należy, że każdy ze słuchaczy ma własny, indywidualny „smak” muzyczny. I każdemu mogło spodobać się coś zupełnie innego. Nie można jednak nie zauważyć zaskakującej aranżacji piosenki „Moje miasto nocą”, która chwilami brzmiała niemal jak fragment ścieżki dźwiękowej jakiegoś mocnego horroru.
Warto podkreślić również mały „dodatek specjalny” do wspólnego występu De Mono i Płockiej Orkiestry Symfonicznej. Na początku drugiej części koncertu Andrzej Krzywy, stwierdził, że stojący za pulpitem dyrygenckim Jacek Piskorz zatrzasnął się w toalecie. W dodatku damskiej! Aby „umilić czekanie na uwolnienie dyrygenta” wykonał więc solo, akompaniując sobie na gitarze akustycznej, jeden z utworów Paula Mc Cartneya. Jako żywo przypominało to koncert, który wiele lat temu odbył się w Sali Kongresowej. Grzegorz Ciechowski, występujący wówczas jako Obywatel G. C., po zakończeniu antraktu stwierdził, że zniknął gdzieś perkusista towarzyszącego mu zespołu. Aby wypełnić czas oczekiwania na jego pojawienie się, na brzegu sceny usiadł (nieżyjący już) Stanisław Zybowski i popisał się fantastyczną solówką na gitarze.
Podczas koncertu w Płocku grupa De Mono wystąpiła w składzie: Andrzej Krzywy – wokal, chórki, harmonijka ustna; Piotr Kubiaczyk – gitara basowa; Paweł Dampc – fortepian, instrumenty klawiszowe, chórki (aranżacje); Paweł Pełczyński – saksofony, akordeon, flety, instrumenty perkusyjne, chórki; Tomasz Banaś – gitara elektryczna, ukulele; Marcin Korbacz – perkusja, cajon; Zdzisław Zioło – gitara akustyczna. Płocką Orkiestrę Symfoniczną poprowadził Jacek Piskorz. – Już siódmy raz występuję z płockimi symfonikami. Skoro wciąż chcą mnie tu widzieć, to chyba nie jestem taki najgorszy – powiedział żartobliwie dyrygent i aranżer w jednej osobie.