Czy to jeszcze sport?

To miało być wielkie sportowe widowisko, zwieńczone wygraną Wisły i przedłużeniem do środy marzeń o złotym medalu. Niestety, nic z tych rzeczy.

Już po kilku pierwszych akcjach mogliśmy mieć praktycznie stuprocentową pewność, że „widowisko” w Orlen Arenie nie będzie miało wiele wspólnego ze sportem. Skoro w trzecim meczu kielczanie nie byli w stanie pokonać Wisły w sportowej walce, postanowili załatwić sprawę „po swojemu”. Denis Buntić, który pojawił się w wyjściowym składzie, nie po raz pierwszy okazał się mistrzem prowokacji. Nie dość, że nakręcił do granic możliwości spiralę nienawiści, to w dodatku sam uniknął jakiejkolwiek kary, chociaż kilku zawodników na pewno nie będzie wspominać przyjemnie starć z krewkim przedstawicielem Bałkanów.
Południowoeuropejski temperament ujawnili trenerzy obu zespołów, którzy starli się na tyle sugestywnie, że zostali potraktowani w jednakowy sposób. Obaj najpierw zobaczyli żółte, a kilkadziesiąt sekund później – czerwone kartki. W tym momencie na placu gry emocje sięgnęły zenitu. Do tego stopnia, że nieodzowna okazała się interwencja służb ochrony.
Długo trzeba było czekać, aż obaj szkoleniowcy powędrują na trybuny, po czym opadną wszystkie emocje. Szkoda jedynie, że niewiele miały one wspólnego ze sportem. Nafciarze, przyzwyczajeni do tego, że gra się wprawdzie twardo i po męsku, nie do końca odnaleźli się w czymś, co można by było jednoznacznie określić jako prymitywna bijatyka. Kielczanie zaś zachowywali się, jakby zupełnie nic się nie stało. Jakby to był standardowy element ich meczowej taktyki.
Vive Targi dość szybko uzyskały wyraźną przewagę nad nie mogącymi opanować nerwów nafciarzami. Później zaś pozostało im tylko spokojnie bronić swej wysokiej przewagi. Wisła wprawdzie w pierwszych minutach drugiej połowie rzuciła się do szaleńczego ataku, ale szybko została powstrzymana. I wszystko wróciło do normy. Niestety, tego dnia była to norma wysoce dla nafciarzy niekorzystna.
Vive Targi wygrały czwarty mecz finału play-off i zdobyły tytuł mistrzowski. Gdyby stało się to po normalnym meczu, każdy z płockich kibiców byłby w stanie uszanować boiskowe rozstrzygnięcia. Po tym, co wydarzyło się w niedzielny wieczór w Orlen Arenie, pozostały niesmak i zażenowanie.

Wisła Płock – Vive Targi Kielce 25:34 (10:19)
Wisła: Wichary, Sego, Morawski – Kwiatkowski, Nenadić 4, Ghionea 4, Jurkiewicz 4, Syprzak 4, Lijewski 1, Nikcević 4, Toromanović 1, Wiśniewski, Eklemović, Montoro 3, Kević
Vive Targi: Szmal, Losert – Olafsson 2, Chrapkowski 1, Aginagalde 10, Bielecki 4, Buntić 3, Musa 1, Rosiński 1, Jachlewski 2, Grabarczyk, Cupić 1, Zorman 3, Strlek 2, Jurecki 2, Tkaczyk 2