Byliśmy na Marszu 4 czerwca w Warszawie. Ogromna frekwencja. Przebijały się dwa hasła… [FILM] [FOTO]

Niedziela, 4 czerwca 2023 roku, to data, która bez wątpienia zapisze się w historii Polski. Jak dziś ocenił lider Platformy Obywatelskiej, Donald Tusk w rozmowie z TVN24 oraz Telewizją Polsat: – Już nic nie będzie takie samo w polskiej polityce przez najbliższe miesiące po tym dniu – mówił. – Mam wrażenie, że PiS od wczoraj zrozumiał, że nie ma mowy o bezkarności i braku odpowiedzialności i że przeciwko takiej masie ludzi nie można już bezkarnie czynić zła – podkreślił.

O Marszu 4 czerwca, na który do Warszawy wezwał Polki i Polaków Donald Tusk piszą i mówią nie tylko polskie media. Wydarzenie komentują także media zagraniczne. I nie ma się co dziwić, bo frekwencja na warszawskim marszu, jak przyznają organizatorzy, zaskoczyła nawet ich. Wzięliśmy udział w manifestacji, aby porozmawiać z uczestnikami, aby móc przekazać, jak najrzetelniej, to co działo się w Warszawie.

Z Płocka ok. godz. 8:00 wyjechały trzy autokary wypełnione praktycznie po brzegi. Jak dowiedzieliśmy od Jarosława Kozaneckiego, sekretarza płockich struktur PO, mnóstwo osób pojechało do Warszawy własnymi samochodami. W drodze do Warszawy mijaliśmy kilkadziesiąt autokarów, które zmierzały w tym samym kierunku. Czym bliżej stolicy, zagęszczenie autokarów na drogach było coraz większe. Na miejsce dojechaliśmy ok. 10:00.

Do placu Na Rozdrożu – tu zaczynał się marsz – mieliśmy do przejścia ok. 1 km. W tym miejscu należy podkreślić, że szliśmy boczną ulicą, a ludzi już była cała masa. Wyposażeni w flagi Polski, Unii Europejskiej, banery z nazwami miejscowości, regionów, województwa czy powiatów wszyscy zmierzali w jednym kierunku na plac Na Rozdrożu. Odnosiło się wrażenie, że jest tam cała Polska, o czym świadczyły nazwy na transparentach.

Marsz rozpoczął się punktualnie o godz. 12:00. Organizatorzy marszu na kilka dni przed wydarzeniem, mówili, że spodziewają się ok. 50 tys. uczestników. Później była mowa o 300 tys. Ostatecznie, jak wynika z danych warszawskiego ratusza, w marszu wzięło udział 500 tys. osób. I jest to liczba bardzo realna. Byliśmy tam. Można tę liczbę sobie jedynie wyobrazić poprzez obraz. Otóż, kiedy czoło marszu dochodziło do Placu Zamkowego – miejsca zakończenia marszu, ludzie na placu na Rozdrożu powolutku, noga za nogą zaczynali się dopiero przesuwać. Aby ruszyć z miejsca czekaliśmy do godz. 13:30. Byliśmy w tym oceanie Polek i Polaków, którzy przyjechali do Warszawy, aby zamanifestować swoje niezadowolenie z rządów Prawa i Sprawiedliwości.

Kiedy już udało się ruszyć, dalej tłum przesuwał się ulicami: Aleje Ujazdowskie, Plac Trzech Krzyży, Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście, aby zakończyć na Placu Zamkowym. Pomimo upału, czasami potwornego zmęczenia podróżą (wiele osób, które spotkaliśmy jechały całą noc, lub wyjeżdżało późno w nocy) atmosfera marszu była bardzo przyjazna. W tłumie poruszano różne tematy, od wolnych wyborów począwszy, poprzez prawa kobiet, demokrację czy „wtrącania się w to, jak ludzie mają żyć”. Wśród manifestujących głównie przebijały się hasła „mamy dość” i „zwyciężymy” – to ono było krzyczane najczęściej i najgłośniej. 

Dalszy ciąg artykułu pod filmem

– Jest nadzieja dla tego kraju – mówił nam około 40-letni mężczyzna, który przyjechał z Giżycka. – Wiem, że było warto, bo nie może tak być, że ktoś każdego dnia sprawia, że nie czuję się bezpiecznie – podkreślał. – Jestem przedsiębiorcą, przez ten Polski Ład, zniszczyli mnie, a tym samym firmę – mówił kolejny nasz rozmówca. – Dziś chcą oskarżać wszystkich za niby „wpływy rosyjskie”, a tak naprawdę to chodzi o zamknięcie nam ust – tłumaczyła z kolei pani w średnim wieku, która przyjechała z Poznania. – Mnie wkurza, że robią z ludzi głupich, oni myślą, że ludzie nie mają rozumów – nie udawał oburzenia kolejny uczestnik. Tak, jak nie kończyła się rzeka maszerujących, tak też nie kończyły się słowa krytyki pod adresem partii rządzącej i jej polityków.

Dziś czytamy w mediach społecznościowych, jak politycy partii władzy starają się zdyskredytować wydarzenie. Podobnie zresztą robi telewizja publiczna. Jednak osoby, które brały udział w Marszu 4 czerwca, szybko reagują, pisząc, jak było naprawdę. A prawda jest taka, że ludzie po marszu, siedząc i czekając na swoje autobusy i pociągi byli pełni nadziei, optymizmu i wiary, że na jesieni uda się odsunąć PiS od władzy. 

Autokary, którymi na Marsz 4 czerwca w Warszawie, jechali płocczanie oraz mieszkańcy powiatu płockiego wróciły do Płocka tuż przed godz. 21.

Fot. Dziennik Płocki.