Panikę dało się odczuć już na piaskowej drodze, która prowadziła do lasu. Służby leśne oraz strażacy krzyczeli, aby nie wjeżdżać dalej bo…- Mamy pożar lasu! Nie ma przejazdu – pouczyła nas strażniczka leśna. – No ale my chcemy dojechać na miejsce katastrofy, wie pani jak tam jechać? – pytaliśmy. – Nie, nie wiem ale to nie tą drogą, tu wozy strażackie jadą, zastawiacie przejazd! – pokrzykiwała. Wszystko było tak realne… aż skóra cierpła na plecach.
A miało to miejsce na ulicy Tartacznej w Płocku w dzielnicy Radziwie. Nad nami unosiła się gęsta chmura czarnego dymu. Wszędzie było słychać sygnały alarmowe straży pożarnych, policji i pogotowia. W końcu udało nam się dotrzeć na miejsce „Katastrofy 2016 – ćwiczenia w Płocku”.
Na terenie byłych zakładów mleczarskich o godzinie 8.40 rano „rozbił” się samolot pasażerski (tu zastąpił go stary autobus) z 90 osobami na pokładzie. – W tym jeden więzień eskortowany przez policję – informowano dziennikarzy. Scenariusz ćwiczeń, które sparaliżowały dziś, 30 czerwca, cześć dzielnicy Radziwie oraz postawiał na nogi 550 osób z różnych służb zakładał, że podczas lotu rejsowego na trasie Gdańsk – Kraków pilot podjął decyzję o awaryjnym lądowaniu na rzece w okolicach Płocka.
Podczas podchodzenia do lądowania samolot runął na zabudowania zakładu mleczarskiego przy ulicy Tartacznej w Płocku. W zakładzie produkcyjnym, według scenariusza, zatrudnionych jest 120 osób. Podczas katastrofy wybuchł pożar, który się rozprzestrzenił na zabudowania oraz pobliski las. W budynkach, w które uderza samolot dodatkowo znajduje się laboratorium, w którym przechowywane są chemikalia. Także…wszystkie nieszczęścia na raz w jednym miejscu.
I to wszystko działo się na poważnie. Wszyscy grali swoje role wręcz idealnie, aż czasami za bardzo się przejmowali, bo nawet patrol policji nie chciał nas wpuścić – pomimo zaproszenia – na miejsce sfingowanego zdarzenia. Ale kiedy już dotarł do nas sztab kryzysowy, pokazano dokładnie miejsce katastrofy, ratowanie pracowników fabryki z uszkodzonego budynku, namioty z rannymi – mniej lub bardziej. Przy czym namiot oznaczony na czerwono czyli z rannymi do natychmiastowego transportu był najbardziej zapełniony. A pracownicy pogotowia biegali przy „rannych” ratując im życie i przygotowując do transportu do szpitala. Nad miejscem katastrofy latał samolot, który zrzucał prawdziwą wodę, aby „gasić” palący się las. – W pobliskiej szkole działa sztab wojewódzki i zbierają tam dane z tego teatru wydarzeń, zapewniają lepszą koordynację działań przekazując wiadomości z miejsca katastrofy odpowiednim służbom – tłumaczył organizator pokazu.
– Nie ma takiego systemu ratowniczego, który przy takim zdarzeniu byłby w 100 proc. wydolny. Ten system jest w stanie takie zdarzenie zacząć czyli przeprowadzić tę pierwszą część – ratowanie życia i zdrowia ludzi. Dowódcy, którzy zjawiają się pierwsi na miejscu takiego wypadku, mają za zadanie rozdzielić ofiary na takie, którym można pomóc i na takie, którym niestety pomóc się nie da. Ale przede wszystkim ocenić muszą rozmiar tragedii. Wtedy uruchamiane są siły i środki obwodu. Pierwsze ruszają tzw. siły szybkiego reagowania – tłumaczył zastępca komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej.
Około godziny 11 wszystkie siły, które miały zjawić się na miejscu zdarzenia już były. Przyjechały do Płocka jednostki z województwa kujawsko-pomorskiego oraz łódzkiego. Przy tak dużych ćwiczeniach trzeba wszystko sprawdzić, dlatego zakrojone były one na tak ogromną skalę. – Są to ogromne ćwiczenia ale wielowątkowe – dodawał zastępca komendanta Straży Pożarnej. Warto dodać, że ćwiczenia były tak przeprowadzone, że załogi, które zjawiały się przy ul. Tartacznej, nie wiedziały co mają robić. Organizatorom nie zależało na pokazach teatralnych, a na ustaleniu najmocniejszego i najsłabszego ogniwa wśród służb w razie prawdziwej katastrofy. Bardziej w pokazie chodziło obnażenie słabości, żeby w dalszej części dopracować to, co zadziało się nie tak podczas ćwiczeń. – Chodzi nam o udoskonalenie sytemu ratownictwa i współdziałanie ze służbami medycznymi, policją czy lasami państwowymi – podkreślił zastępca komendanta SP.
W ćwiczeniach pod kryptonimem „Katastrofa 2016” uczestniczyli: Mazowiecki Urząd Wojewódzki, Komenda Wojewódzka Państwowej Straży Pożarnej, Komenda Wojewódzka Policji z siedzibą w Radomiu, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Warszawie, Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Warszawie, Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Warszawie, Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Łodzi, Urząd Miasta Płocka, Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej, Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Płocku.
Ćwiczenia służb potrwają do późnych godzin popołudniowych. Na miejscu „katastrofy” samolotu dzieje się bardzo dużo. Przewożone są ofiary wypadku, trwają poszukiwania osób, których brakuje – a przeżyły tragedię, samolot i jednostki straży gaszą kilka pożarów, sprawdzana jest gleba i powietrze czy nie zostały skażone środkami chemicznymi, a także badana jest woda w Wiśle również pod kątem skażenia. Czyli wszystko jak w katastroficznym filmie. Tylko, że tym razem nie aktorzy grają swoje role, a prawdziwie, ciężko pracują na planie ludzie, którzy przygotowują się do ratowania życia ludzkiego.
Fot. Mateusz Lenkiewicz