Transportowy terroryzm, czyli podróż “czerwoniakiem” w upalny dzień…

Na początek dziękuję Komunikacji Miejskiej Płock za dostarczenie mi natchnienia do napisania tego tekstu. Tak, tym razem będzie na temat komunikacji miejskiej w okolicach podmiejskich. Mieszkam od kilku lat za miastem i korzystam z dobrodziejstwa “czerwoniaków”, w których doświadczam wielu, ciekawych “przygód”.

Droga, płocka komunikacja miejska wyznaje zasadę transportowego terroryzmu i wysyła od lat, na naszą trasę, autobus krótszy niż rozum ludzi, do których wciąż piszemy zażalenia i prośby o większy autobus. Czy szanowny prezes, jego zastępca i cała masa pracowników KM nie rozumie, że jazda na odcinku Rempin – Płock jest w zasadzie niemożliwa w przepełnionym autobusie?

Czy masa ludzi siedząca w klimatyzowanym biurze przy ulicy Przemysłowej gdzie ma swoją siedzibę płocka komunikacja miejska, ma pojecie jak to jest przykleić twarz do szyby z powodu ścisku i tłoku? Oczywiście, że nie! Siedzicie tam sobie wygodnie, kiedy pasażerowie, którzy właśnie jadą “czerwoniakiem” przeżywają prawdziwy horror.

Powiem wam – ze szczegółami – co czują, a po opublikowaniu tekstu, zaproszę na małą przejażdżkę autobusem linii 111 – kiedyś linia nr 6 – (po grom jasny zmieniacie te numery? Płock to powiatowe miasto, ale niech zgadnę ktoś dostał za ten kolejny pomysł niezłą premię?). Gotowi na moja opowieść biurowi pochłaniacze kawy?

Jest 7 rano, wstaję z łóżka w cudownym humorze i z pozytywnym nastawieniem do życia. Wypijam, w otaczających mnie cudownych okolicznościach przyrody na domowym tarasie, kawę. Oddycham świeżym powietrzem i cieszę się zaczynającym właśnie dniem. Zazwyczaj o godz. 9:10 wychodzę spokojnie do przystanku autobusowego, aby dojechać do pracy. Czekam na autobus linii nr 111 ( 6) – ten kurs zaczyna się w nieznanej mi bliżej miejscowości Rempin w gminie Gozdowo. Stoję w Proboszczewicach na przystanku i czekam na już spóźniony autobus. W końcu widzę jak zza zakrętu autobus zmierza ku mnie i innym pasażerom. I szlag jasny trafia moje nastawienie do zaczętego dobrze dnia. Podjeżdża zazwyczaj zardzewiały, stary autobus, na dodatek już zatłoczony. Czasami podjeżdża “lepszy” model, z którego dobrodziejstw i tak pasażerowie nie korzystają –  włączenie klimatyzacji przez kierowców jest zbyt dużym wysiłkiem lub… chcą się pozbyć części naszego społeczeństwa – terroryzując ich upałem.

Ale do rzeczy. W moim portfelu jest karta miejska, którą zawsze mam i zawsze przedłużam ją na czas, czyli płacę regularnie Komunikacji Miejskiej Płock za mój dojazd do pracy i powrót z niej. Nigdy nie zdarzyło mi się jechać jako “gapowicz”. Wsiadam do tego wehikułu linii 111. Wsiadam do dusznego? Nie! Wsiadam do… sauny, w której wisi cały kalejdoskop aromatów. Jako, że cierpię na coś na kształt klaustrofobii i nerwicy lękowej, wsiadam ostatnimi drzwiami, licząc na mniejszy tłok. Wsiadam i nie wiem od progu już, czy mnie pochłania ten nieziemski klimat, czy ja go chłonę? Wsiadam i przesiąkam zapachem piwa, taniego wina i niepranych skarpet. Delikwenci najczęściej jadą właśnie na gapę, a kontrolujący nie wypisują im nawet mandatu, bo mają już na swoim koncie całe pliki zaległych, których i tak nie zapłacą. Ale pewnie gdybym ja zapomniała przedłużyć nawet raz na czas karty, zapłaciłabym blisko 300 złotowy mandat. Szlag mnie trafia. Spożywają alkohol i biesiadują na całego, a wszystko to w całkowicie przepełnionym autobusie, w którym zamknięte są otwory w dachu. Okna też nie do otwarcia – albo pourywane uchwyty – albo przyklejone na jakiś klej, który uniemożliwia ich otwarcie.

Kiedy zwróciłam kierowcy uwagę, że jest nieprzygotowany do jazdy bo obydwa otwory w dachu autobusu są zamknięte, a tym samym cała masa ludzi się dusi, spojrzał na mnie lekceważąco. Arogancja kierowców i ich opieszałość doprowadza mnie czasami na skraj szaleństwa. Dobre wychowanie niknie w oka mgnieniu, kiedy rozmawiam z kimś, kto cały swój mózg zostawił gdzieś na wiejskiej szosie w Rempinie lub zajezdni. A jazda dopiero się zaczęła. Autobus się zapełnia pasażerami po brzegi na kolejnych przystankach. To niewiarygodne ile osób może przewozić jeden mały pojazd?

Stoję bezsilna w stanie bliskim omdlenia i myślę sobie, że to jakiś żart, że to jakiś komunikacyjny horror, że to jakieś cholerne nieporozumienie, że w XXI wieku grupa osób siedząca w biurach przy ulicy Przemysłowej w Płocku, zwyczajnie nie szanuje i ma gdzieś tyle osób jak ja, czyli zasilających – przez kolejne doładowania – kasę komunikacji miejskiej. Traktowanie w impertynencki sposób społeczności podmiejskich gmin to skandal nie do opisania.

Zapraszałam nie raz wszystkie osoby decyzyjne w Komunikacji Miejskiej Płock, na cholerny koszmar – podróż linią nr 6 czy 111 jak kto woli. Czemu żadna z osób nie skorzystała z zaproszenia? Wiecie jak cudownie jest jechać, kiedy nie ma tlenu i dopływu świeżego powietrza? A w tłumie około 120 osób wisi ogromne stężenie CO2 wymieszane z zapachem potu, perfum różnej maści czy wody kolońskiej. Wiecie, jak to jest myśleć 25 minut o tym, że te okna, których nie można otworzyć, przyniosłyby ulgę pasażerom? Masz świadomość jeden z drugim, że autobus, którym jadę ma klimatyzację, której kierowca nie włączy w czasie jazdy. A włącza ją na koniec trasy, żeby mieć na zajezdni podkładkę, że włączył. Macie pojecie biurowi ignoranci jaki horror gotujecie nam wszystkim? Macie pojęcie. Tylko że kolejne pisma lądują w koszu na śmieci, a e-maile lądują w koszu wirtualnym. Na wizyty osobiste szanowny prezes nie ma czasu – chociaż nie raz już był zapraszany przez pasażerów.

Ktoś napisze “to kup sobie samochód” albo “zamawiaj taksówkę”. Jest jednak małe ale, żyjemy w XXI wieku i ludzie na całym świecie korzystają z komunikacji miejskiej i podmiejskiej – w tym towarzystwie jestem również jako obywatelka świata. Chcę się czuć jak członek Unii Europejskiej, a nie obywatel Trzeciego Świata – gdzie rozpłaszczone ludzkie twarze na szybach w autobusie to codzienny widok. Jak będę chciała poczuć się jak glonojad, ryba bez wody, albo rekordzistka wytrzymywania czasu w saunie, to pojadę na wycieczkę do Indii czy skorzystam z sauny w Szwecji.

Pozdrawiam również kierowców, którzy udają, że nie widzą biesiad alkoholowych na końcu autobusu. Zastanawia mnie fakt, co byłoby gdybym odpowiedziała przemocą na wczorajsza zaczepkę pewnego upajającego się piwem delikwenta? Co wtedy? Zadzwonicie po policje, oskarżycie mnie o napaść, kierowca uzna mnie za wariatkę i histeryczkę? Jeśli do tego dojdzie – to wtedy ja i kilkudziesięciu pasażerów, którym autobusowi biesiadnicy uprzykrzają i tak już koszmarną podróż – pozwiemy was do sądu. A tam wytłumaczę się, że moja niepoczytalność i wybuch agresji wyniknął z niedotlenienia mózgu, wywołanego zamkniętymi w upalny dzień oknami. Pozwę was i będę walczyć o niebotyczne odszkodowanie. Wtedy kupię sobie limuzynę z kierowcą na etacie i będę machać przez otwarte okno samochodu kierowcom z autobusu linii 111.

Pozdrawiam wszystkich, którzy w Komunikacji Miejskiej Płock odpowiadają za poniżenie mojej osoby oraz pozostałych pasażerów. Tych, którzy  odpowiadają za moje i pasażerów cierpienie i frustracje dawnej “szóstki”, a obecnie absurdalnej linii z liczbą 111. I oczywiście ponawiam zaproszenie na przejażdżkę na linii Rempin – Płock wyżej wymienionym “czerwoniakiem”. Gwarantuję niezapomniane wrażenia…

Pisała ona – wyczerpana i zmęczona podróżą do Płocka autobusem komunikacji miejskiej

Agnieszka Gachewicz

Fot. Zdjęcie poglądowe Dziennik Płocki