Osiem punktów w sześciu wiosennych spotkaniach. Przynajmniej jedna bramka zdobyta w każdym z nich. Do tego dziesięć goli straconych, choć i jedno czyste konto. Przede wszystkim jednak duży kontrast pomiędzy meczami u siebie i na wyjeździe. To wszystko to i tak tylko część tego co na początku 2017 roku zafundowali kibicom piłkarze Wisły Płock.
CO BYŁO?
DOM – Śląsk Wrocław 1-1
WYJAZD – Korona Kielce 2-4
D – Zagłębie Lubin 2-1
W – Pogoń Szczecin 1-1
D – Bruk-Bet Termalica Nieciecza 1-0
W – Wisła Kraków 2-3
Jak na razie po zimowej przerwie Nafciarze punktują jak siódma drużyna ligi. Po 26. kolejkach są jednak na 10. pozycji w tabeli. Siedem z ośmiu wywalczonych wiosną punktów zostało zgarnięte u siebie, a na wyjeździe pozostały jeden. Widać więc kontrast, który w 2017 roku jeszcze się zwiększył. Jesienią stosunek punktów wywalczonych w domu z tymi ugranymi na obcym ternie wynosił 58% do 42%. Obecnie jest to 65% do 35%.
Paradoksem jest, że fragmentami dobrej, ofensywnej gry płocczanie zachwycili raz. W przegranym ostatnio 2-3 spotkaniu w Krakowie. Zepchnięcie przeciwnika do defensywy na jego boisku zawsze będzie miało pozytywny odbiór. Jak widać nie zawsze przełoży się to na punkty, niemniej warto próbować. Dorobek luty i marzec 2017 mógłby być pewnie nieco bardziej okazały. W decydującej fazie rundy zasadniczej każdy punkt może okazać się tym na wagę złota. W tym przypadku „złotem” będzie zapewnienie sobie utrzymania już 22 kwietnia około godziny 20:00.
Do tego potrzeba więc goli. Jak dotąd Wiślacy strzelają średnio więcej niż jesienią (1,5 > 1,25) i choć jest siedem ekip z większą lub taką samą liczbą zdobytych bramek co Wisła Płock – to w każdym spotkaniu trafiali jeszcze tylko zawodnicy Legii Warszawa. Przez trzy kolejki do protokołu meczowego wpisywała się jedynie dwójka Jose Kante – Giorgi Merebaszwili, ale z czasem do głosu doszli też inni jak: Przemysław Szymiński, Przemysław Szarek (gol samobój przy pomocy Mateusza Piątkowskiego), Siergiej Kriwiec oraz Piątkowski.
Wystrzegać trzeba się przy tym błędów skutkujących utratą bramek. Nafciarze tracą średnio więcej niż w pierwszej rundzie (1,66 > 1,35), ale dwucyfrową liczbę straconych ma także sześć innych drużyn. Z tego grona czystego konta nie udało się zachować jedynie Konradowi Jałosze z Arki Gdynia oraz Jakubowi Szmatule z Piasta Gliwice.
CO BĘDZIE?
To niewątpliwie najważniejsze z pytań. Terminarz wygląda następująco: Cracovia (DOM), Górnik Łęczna (WYJAZD), Lech Poznań (D), Arka Gdynia (W). Na dziś są to kolejno: 15, 16, 3 i 11 drużyna ligi. Niby nie wygląda to najgorzej, ale to z tymi z górnej części płocczanie punktują lepiej (62% do 38%). Jednak z kim by nie grali do zdobycia jest 12 punktów.
Zgarnięcie pełnej puli w czterech ostatnich meczach – patrząc na wcześniejsze sezony – na pewno zagwarantowałoby miejsce w górnej ósemce. Do załapania się tam w poprzednich latach potrzeba było zgromadzenia 38-41 punktów. Wisła Płock obecnie ma ich 32. Strata do tych, których w teorii można jeszcze wyprzedzić wynosi od 6 punktów w przypadku piątego Zagłębia Lubin do 3 – jeśli chodzi o ósmą Koronę Kielce. Pomiędzy nimi są jeszcze szósta Wisła Kraków (+5) i Bruk-Bet Termalica Nieciecza (+4).
Za wygraną nie daje także grupa pościgowa. W jej skład wchodzi także Wisła Płock, a poza tym: Pogoń Szczecin (ma 1 punkt więcej niż Wisła Płock), Arka Gdynia (-2), Ruch Chorzów i Śląsk Wrocław (-3), Piast Gliwice (-4), Cracovia (-5) oraz Górnik Łęczna (-9). Nafciarze muszą więc patrzeć nie tylko do przodu, ale też za siebie.
Skupiając się jednak na tych, którzy znajdują się wyżej, już teraz wypada sprawdzić, czy mogą – bo muszą – gdzieś pogubić punkty. Od dwóch z pięciu ekip (Wisły Kraków i Korony Kielce) Wisła Płock ma gorszy bilans bezpośrednich spotkań, przez co żeby ich przeskoczyć trzeba będzie mieć więcej punktów. W pozostałych przypadkach (Zagłębie Lubin, Bruk-Bet Termalica Nieciecza, Pogoń Szczecin) wystarczy zrównanie się punktami.