Polskie spotkania na włoskiej ziemi

Przed startem do siódmego dnia wyprawy Janusz Radgowski był gościem polskiego księdza Leszka Olendzkiego. A po dotarciu do mety spotkał się z Małgorzatą Graniczką i jej rodziną.

 

Przed startem do liczącego 48 kilometrów siódmego etapu z Tortoreto przez Porto San Giorgio/Fermo Janusz był gościem księdza Leszka Olendzkiego z Maltignano. Gdy nasz maratończyk stanął na starcie w Tortoreto, termometry pokazywały 12 stopni ciepła. Było lekkie zachmurzenie, lecz nie zanosiło się na deszcz.

Przewidywania Janusza sprawdziły się. Pogoda była jego sprzymierzeńcem. Nie znaczy to jednak, że obyło się bez problemów. Tym razem największym kłopotem okazał się duży ruch samochodowy. – Tym razem nie było spokojnej jazdy – przyznaje Janusz. – Chwilami miałem solidną jazdę bez trzymanki. Szczególnie wtedy, gdy zaczynali mnie poganiać.

Chociaż nie było lekko, w końcu maratończyk dotarł do mety na bulwarze w Porto San Giorgio. A tam nie omieszkał przekazać pozdrowień dla Klaudii Kamińskiej. I podziękowań dla starosty powiatu płockiego Mariusza Bieńka.

W Porto San Giorgio czekało na Janusza kilka niespodzianek. Najpierw na światłach usłyszał pozdrowienia po polsku, a później było niezwykle sympatyczne spotkanie z polską rodziną. – Zobaczyłam na Facebooku stronę poświęconą Klaudusi Kamińskiej. Zaczęłam śledzić jej walkę o żucie. A dzień przed przyjazdem Janusza do Porto San Giorgio zobaczyłam na stronie Klaudii informacje o nim – opowiada nam Małgorzata Graniczka. – Pomylałam, że fajnie byłoby sie spotkać się z tym niezwykłym człowiekiem. Po pracy zajrzałam na stronę FB i zorientowałam się, że ekipa właśnie  zatrzymała się przy promenadzie „lungo Mare” przy Adriatyku. Pojechałam z moim chłopakiem na spotkanie. Zjedliśmy obiad w naszym domu w Capodarco, położonym trzy kilometry od Porto San Giorgio. Później była kawa parzona po polsku i długa rozmowa o wyprawie Janusza. Mam nadzieję, że Janusz szczęśliwie dotrze do celu swej podróży.