Pokonał już trasy z Krakowa do Sopotu, a także z Watykanu do Wadowic. Teraz chce zdobyć Amerykę. W środę, 20 kwietnia Janusz Radgowski wylatuje z Polski na podbój Stanów Zjednoczonych. Nie byłby w tym nic nadzwyczajnego, jednak…
Janusz Radgowski to sportowiec szczególny. Porusza się na wózku inwalidzkim, jest po przeszczepie nerki, a żeby los nie był zbyt „łaskawy”, to nasz polski maratończyk nie widzi na jedno oko. Jednak jest w nim jakaś siła, która nie pozwala mu narzekać. W każdym słowie i geście po prostu docenia życie. Osobiście nigdy Janusza Radgowskiego nie widziałam bez uśmiechu na ustach. Jest w nim tyle pozytywnej energii, że obdzieliłby nią pół świata. Na dodatek nie wyobraża sobie życia bez pomagania innym. A przede wszystkim dzieciom.
W maju 2014 roku ruszył z Krakowa, aby po dwóch tygodniach dotrzeć do Sopotu. Pieniądze zebrane podczas wyprawy „Każdy Ma Swój Mount Everest”, przeznaczył na leczenie i rehabilitację Cezarego Olbińskiego. Z kolei w rocznicę śmierci papieża Jana Pawła II, 2 kwietnia 2015 roku ruszył w trasę wiodącą przez Europę czyli z Watykanu do rodzinnego miasta Karola Wojtyły – Wadowic. Pieniądze zebrane podczas tej podróży wpłynęły na konto Klaudii Kamińskiej walczącej z neuroblasdomą typu IV.
Tym razem Janusz Radgowski zdecydował się na niezwykle ekstremalne wyzwanie. Otóż chce na wózku inwalidzkim pokonać trasę łączącą Seatle, leżące nad Pacyfikiem z Lewes, które znajduje się na wybrzeżu Atlantyku. Trasa liczy ponad 5 tysięcy kilometrów. Tym razem Janusz też postanowił połączyć swoją jazdę ze zbieraniem funduszy dla chorego dziecka. A jest to Zuzia Jędrachowicz, dwu i pół letnia dziewczynka, która przyszła na świat z zespołem wad wrodzonych.
– Jestem bardzo zadowolony i podekscytowany całą podróżą. Już bym chciał żeby był 2 maja, wtedy wyruszę ze Seatle. Najbardziej jednak przeraża mnie lot samolotem, bo nigdy nie leciałem. Podniosłem sobie poprzeczkę wysoko ale teraz najważniejsza jest Zuzia. Nie chcę pustego kibicowania, każdy kto może niech wpłaca chociaż po parę złotych aby pomóc Zuzi – tłumaczył nam Janusz Radgowski.
Dalej nasz rozmówca dziękował wszystkim, którzy go wspierają i pomagają. – Logistycznie wszystko pomógł mi przygotować Maciek Kulas czyli „Mercedesem po Wiśle”, w Austrii nazwali go takim moim dobrym aniołem – podkreśla wyraźnie zadowolony maratończyk.
Cały nasz zespół redakcyjny wspiera Janusza, nie tylko trzymając kciuki. Objęliśmy również patronatem medialnym całą jego wyprawę. Będziemy się starać aby nasi czytelnicy na bieżąco byli informowani o przebiegu trasy, samopoczuciu Janusza czy przeszkodach, jakie przyjdzie mu pokonać.
Dodamy jedynie, że Janusz Radgowski wyruszy 2 maja, a planowany koniec wyprawy jest na 27 września. – Do Polski wrócę 5 października – mówił nam z uśmiechem.
Dziennik Płocki jest patronem medialnym przedsięwzięcia.
Fot. Mateusz Lenkiewicz