Mój pierwszy raz. Michał Sosnowski: Rodzice do godziny 15 byli w pracy

Kto był jego pierwszą miłością – koleżanka ze szkolnej ławki z niesfornymi kucykami, a może była to miłość od…pierwszego spojrzenia kiedy był już dojrzałym młodzieńcem? Jakie ma marzenie, oprócz tego aby Wisła Płock zdobyła Mistrzostwo Polski? O miłości, sporcie, o byciu radnym i nie tylko, o tym opowiada dziś Michał Sosnowski, były prezes Stowarzyszenia Sympatyków Klubu Wisły Płock.

Michał zwrócił moją uwagę w bardzo ciekawej sytuacji. Była to promocja książki autorstwa Jana Ryszarda Kalinowskiego zatytułowanej „Sztuka uliczna w przestrzeni publicznej Płocka”. Obszerny wolumin zawiera treści o muralach i graffiti. Promocja odbywała się w kafejce na Stadionie im. Kazimierza Górskiego. Było sporo osób. Kiedy autor powiedział, że niestety wydał tylko 200 sztuk książki, ponieważ nie stać go było na więcej. Siedzący z tyłu młody człowiek, wyraźnie się obruszył, a potem podszedł do Jana Kalinowskiego i kupił kilka książek, płacąc więcej niż wynosiła ich wartość.

To był właśnie Michał Sosnowski. Wtedy też nastąpił ogromny przełom w moim życiu – inaczej spojrzałam na kibiców. Bo, jak kiedyś pisałam już na łamach Dziennika Płockiego, nie przepadałam za nimi. To właśnie Michał sprawił, że zaczęłam inaczej myśleć i zmieniać zdanie na temat kibiców. Potem bohater mojej dzisiejszej rozmowy został płockim radnym, a jego wystąpienia przed gremium Rady Miasta Płocka, czasami są bardzo zaskakujące. W powadze funkcji, którą sprawuje, umie zażartować, uśmiechnąć się i mieć do siebie dystans, stojąc przy mównicy w auli płockiego ratusza. A uwierzcie, niewielu to potrafi…

Miłość wypisana czcionką

Wiadomo, że każdy był dzieckiem, a Michał zupełnie nie tak dawno więc żadnego kłopotu nie sprawia mu odpowiedź na pytanie, jak spędził swoje pierwsze wagary? – Pierwsze jakoś szczególnie spektakularne nie były. Chodziłem do gimnazjum w podpłockich Proboszczewicach i grupowa ucieczka z lekcji kończyła się z reguły w moim rodzinnym domu – rodzice do 15:00 byli w pracy, a ja z kolegami rozgrywałem emocjonujące turnieje w gry komputerowe – najczęściej Fifę lub Heros 3. Dużo ciekawsze były ucieczki na poziomie liceum. Chodziłem do Małachowianki, której lokalizacja wręcz zachęcała żeby czasami na lekcję nie dotrzeć – szczególnie w letnie, ciepłe dni, kiedy nie trzeba już było walczyć o oceny. Szczegóły pozostawię jednak dla siebie – odpowiada bez namysłu.

Skoro doszedł w swojej wypowiedzi do Tumskiego Wzgórza – ulubionego miejsca spacerów zakochanych. Nie mogę się powstrzymać, aby nie zapytać o pierwszą miłość Michała. – Nie muszę wspominać, bo jest nią… moja żona – śmieje się głośno. – Poznaliśmy się na zajęciach „klasy zerowej” w Małachowiance. Nieprzypadkowo wybrałem ławkę tuż za tą, w której siedziała ta urocza Czarnulka. Podczas zajęć zaczęła pisać na kartce swoje imię artystyczną czcionką. Niewiele myśląc – zapytałem: „To dla mnie?”, a po usłyszeniu odpowiedzi: „Może być dla Ciebie”, poprosiłem o dopisanie… numeru telefonu. Dalej sytuacja rozwijała się bardzo dynamicznie – jak w każdym związku – były wzloty i upadki. Ale już od blisko 4 lat jesteśmy małżeństwem, a od 15 miesięcy rodzicami małego Nikosia – opowiada historię swojej miłości.

Kibicowski szlak z marszałkiem w tle

Wiadomym jest, że Michał Sosnowski to zapalony kibic i fan piłki nożnej czy jego pierwszym idolem był jakiś sportowiec? – Hmm – zastanawia się. – Trudne pytanie – stwierdza po chwili namysłu. – Raczej nie miałem nigdy żadnego idola, na którym mógłbym wzorować się w każdej dziedzinie życia. Wiadomo – jako młody chłopak z podziwem patrzyłem na wszystkich sportowców światowej klasy, szczególnie na piłkarzy. Kiedy zaczynałem swoją działalność na stadionie, imponowali mi starsi koledzy z dużym doświadczeniem na kibicowskim szlaku.

– Obecnie „idolami” są dla mnie wszystkie matki i ojcowie, którzy robią wszystko co w ich mocy, żeby dać szczęście swoim dzieciom i wychować ich na dobrych ludzi, bo wiem ile wysiłku to kosztuje – mówi z nutką rozrzewnienia w głosie. – W działalności samorządowej idolem jest dla mnie marszałek Adam Struzik – od jakiegoś czasu mam okazję obserwować ile pracy i zaangażowania wkłada w to, żeby nasze województwo się rozwijało. Jego telefon nigdy nie milknie i w zasadzie ciągle jest w terenie, wśród ludzi – tłumaczy. – Nic dziwnego, że w każdych wyborach otrzymuje rekordową ilość głosów i od 16 lat pełni funkcję marszałka województwa – dodaje.

A czy Michał pamięta pierwszy mecz, na którym był, komu kibicował…? – Pierwszy mecz ogólnie to końcówka lat ’90 i mecz z Legią Warszawa u siebie. Wygraliśmy bodajże 3:1 – odpowiada bez zająknięcia. –  A pytanie o to komu kibicowałem uznam za retoryczne – śmieje się. – Ale opowiem ci o pierwszym „świadomy” meczu w tzw. „młynie”. To był finał Pucharu Polski z Wisłą Kraków u siebie – niestety przegrany przez Nafciarzy. Tak zaczęła się największa pasja mojego życia, którą pielęgnuję do dzisiaj – oczy mojego rozmówcy nabierają takiego blasku, że aż miło popatrzeć. – Pierwszy mój wyjazd miał miejsce w 2005 roku. Mając 16 lat pojechałem na Polonię Warszawa. Co ciekawe – drugim moim wyjazdem była eskapada za Wisłą do… Zurichu na mecz Pucharu UEFA. Do dziś na „liczniku” mam 149 wyjazdów, więc ekstraklasowy mecz w Gliwicach z Piastem będzie dla mnie małym jubileuszem – 150 meczem wyjazdowym – niewielu płockich fanów przekroczyło taką liczbę – stwierdza były prezes Stowarzyszenia Sympatyków Klubu Wisły Płock.

Zielona strzałka w kierunku marzeń

Teraz trochę o pierwszych politycznych krokach Michała Sosnowskiego, który od niedawana zasiada w Radzie Miasta Płocka. Czego dotyczyło jego pierwsze wystąpienie przy mównicy? – Pierwsze wystąpienie dotyczyło budowy boiska trawiastego przy gimnazjum nr.5. Czułem tremę, nie bardzo jeszcze wiedziałem jakie są procedury, zwyczaje i jak skutecznie zadziałać w tym temacie – być może dlatego do dziś tego boiska nie ma…- wyraźnie smutnieje. – Będzie to jednak mój priorytetowy cel, jeśli chodzi o projekt budżetu na rok 2017. Teraz, gdy miasto zdecydowało o likwidacji boiska przy ul.Hermana, ma w tym miejscu powstać parking i skwer rekreacyjny, problem braku boiska trawiastego na tzw. „Wielkiej Płycie” jest bardzo istotny. Rozmawiam często z młodymi ludźmi z tego osiedla i mówią wprost – boisko to priorytet! – podkreśla.

– A moja pierwsza interpelacja dotyczyła – myśli chwilkę bohater rozmowy. – W zasadzie złożyłem dwie na raz. Pierwsza dotyczyła zamontowania tzw. „zielonej strzałki” na skrzyżowaniu ulicy Długiej z ulicą Łukasiewicza, a druga odmalowania ścian na oddziale dziecięcym w Szpitalu Św. Trójcy. „Zielona strzałka” jest do dzisiaj, a ściany zostały odmalowane. Łącznie złożyłem już 61 interpelacji – zdecydowana większość z nich była pisana w związku z interwencjami mieszkańców.

Michał, a marzenie – takie, które zadziałoby się w Twoim życiu…pierwszy raz? – pytam mojego rozmówcę – Mogę kilka? – zadaje mi pytanie z uśmiechem na ustach. – Zdobycie przez Wisłę Płock Mistrzostwa Polski w piłce nożnej; przecięcie wstęg na: nowoczesnym stadionie przy Łukasiewicza 34, nowej hali przy SP.17 i boisku przy Gimnazjum nr.5 i żebym kiedyś usłyszał od wszystkich małych klubów sportowych w naszym mieście – nie musicie już dokładać pieniędzy – na wszystko nam wystarczy – wymienia jednym tchem. – A prywatnie… Mam syna, może czas na córkę? – patrzy na mnie rozbawionym wzrokiem, zadając mi pytanie.

– Na pewno Nikoś cieszyłby się z siostry, a jeszcze bardziej dumni rodzice – odpowiadam i śmiejemy się obydwoje. Bardzo serdecznie dziękuję Michałowi Sosnowskiemu za rozmowę i oczywiście życzę spełnienia wszystkich marzeń, tych zawodowych, tych politycznych, a najbardziej tych…prywatnych, bo to dzięki spełnianiu tych marzeń, ma się skrzydła u ramion…

Fot. Archiwum prywatne Michała Sosnowskiego.