Mój pierwszy raz. Marek Opioła: To był duży stres [FOTO]

Miał zaledwie 29 lat kiedy po raz pierwszy zasiadł w ławach sejmowych jako poseł. Pełni tę funkcję do…dziś. Chociaż kilka miesięcy temu, a dokładnie we wrześniu, skończył 40 lat. W wyborach w 2015 roku został wybrany po raz czwarty – tym samym stał się posłem Prawa i Sprawiedliwości VIII kadencji Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej. 

Poza sejmowym życiem prowadzi zwykły tryb życia – chodzi na zakupy, do kina, teatru, jeździ z żoną i dziećmi na wycieczki i spotyka się z przyjaciółmi. Znajduje na to wszystko czas, pomimo mnóstwa, a wręcz setek obowiązków. Na nudę nie narzeka. A swój czas ma wypełniony, powiedziałabym – po brzegi. Doba w życiu Marka Opioły powinna chyba mieć z 50 godzin. Umawiając się na wywiad z posłem, miałam wrażenie, że porywam się z motyką na słońce, bo nawet ciężko nam się było zdzwonić. Albo pan Marek brał udział w jakimś spotkaniu, albo był właśnie w samochodzie i jechał na jakieś spotkanie. Wpadliśmy już nawet na pomysł, że zrobimy wywiad przez…telefon. Ale ani poseł, ani ja nie byliśmy jakoś zadowoleni z tego rozwiązania. W końcu udało się –  spotkaliśmy się kilka dni temu w jego płockim biurze. Na biurku natychmiast wylądował kubek dobrej, aromatycznej kawy. – Nawet dobrze, że porozmawiamy na spokojnie, chwilkę odpocznę – mówi poseł z ulgą w głosie.

Wagary z…domu

Pomimo tego, że od młodych lat zajmował się polityką i osiadł w niej bardzo mocno, to mam nadzieję, że nosi w sobie wspomnienia z dzieciństwa – bo przecież nie samą polityką człowiek żyje. Pytam zatem, jak mały Marek spędził swoje pierwsze wagary? – Nie powiem pewnie nic odkrywczego. Było to chyba w czwartej klasie szkoły podstawowej w pierwszy dzień wiosny. Wtedy były to burzliwe czasy lat osiemdziesiątych. Bunt był powszechny i odczuwalny – na ulicy i w szkołach też – stąd to, co zakazane pociągało – uśmiecha się, wracając do czasów szkolnych. – Dzień wagarowicza był obowiązkowy, młodsi brali przykład z klas starszych – wspomina.

– Opowiem coś innego, jakby inny rodzaj „wagarów” może być? Miałem kilka przygód, jak się samodzielnie zerwałem rodzicom – czyli zrobiłem sobie takie domowe wagary – śmieje się głośno. – Pewnego dnia moja mama zostawiła mnie samego w domu, śpiącego w łóżeczku. Sama poszła zrobić „szybkie” zakupy w sklepie, który mieścił się tuż przy naszym domu. Wiem, że teraz Czytelnicy powiedzą, jaką miałem nieodpowiedzialna mamę. Ale takie były czasy – śmieje się i wraca do opowieści. – Obudziłem się, wstałem z łóżeczka, zabrałem czapkę ojca, otworzyłem drzwi i wyszedłem z domu.

Mieszkaliśmy na trzecim piętrzę zatem miałem długą „podróż” przed sobą. Dotarłem na ulicę, ubrany w tę taty czapkę i…śpiochy, udałem się zwiedzać świat. Zostałem jednak zatrzymany na skrzyżowaniu przez jakąś panią, a z naprzeciwka szła moja mama – wróciły wesołe wspomnienia.

Emocje i…rowery

Członkiem swojej partii został, mając 26 lat, więc polityka towarzyszyła mojemu rozmówcy praktycznie od zawsze. Jaka była pierwsza praca Marka Opioły, czy miała coś wspólnego z polityką? – Ależ skąd – odpowiada bez namysłu. – Pracowałem na obozach kajakowych jako wychowawca i instruktor – wspomina. – Przez jakiś czas pracowałem także w jednostce wojskowej jako cywil, człowiek na studiach ma ciekawe pomysły. W tej pracy nauczyłem się wiele w kwestiach biurokracji i procedur. Było to bardzo ciekawe doświadczenie – podkreśla. A na co poseł wydał swoje pierwsze zarobione pieniądze? – Na rower – pada natychmiastowa odpowiedź. – Do teraz lubię kupować  rowery – śmieje się głośno, a ja razem z nim – bo wyobrażam sobie garaż pełen rowerów różnej maści, ustawionych rzędem. – Na co dzień staram się, jeździć rowerem do pracy – dodaje z uśmiechem.

Kiedy został posłem po raz pierwszy miał niespełna 30 lat. A wszyscy wiemy, że ta funkcja wiąże się z wystąpieniami przed najważniejszymi osobami w Państwie. Przemówienia dotyczą spraw ważnych. Muszą być przygotowane z wielką pieczołowitością. Przed kim wystąpił jako poseł pierwszy raz i czego dotyczyło przemówienie? – Pierwsze wystąpienie w Sejmie to duży stres – podkreślił na początku odpowiedzi. – Miałem przyjemność podwoić stawkę, ponieważ wystąpiłem przed Zgromadzeniem Narodowym 23 grudnia 2005 roku. Było to zaprzysiężenie śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Byłem sekretarzem Zgromadzenia Narodowego i odczytałem protokół. Emocje „grały” – wspomina. Teraz to już piękna historia – dodaje, na chwilę się zamyślając.

Ewakuacja…w drugą stronę

Od samego początku tzw. życia parlamentarnego Marek Opioła był związany z Komisją Obrony Narodowej oraz Komisją ds. Służby Specjalnych. Pracował nad projektami ustaw, które dotyczyły Służb Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służb Wywiadu Wojskowego. Uczestniczył w wielu misjach zagranicznych, podczas których bywa niebezpiecznie – stąd moje kolejne pytanie. – Czy miał pan taką pierwszą przygodę, która nie jednemu zmroziłaby krew w żyłach?

– Pociągają mnie niebezpieczne miejsca – przyznaje. – Może opowiem tylko jedną z takich historii, bo jeszcze rodzina mi zabroni wyjazdów, jak przeczyta ten wywiad – uśmiecha się. – Podczas jednej z wizyt w Iraku lądowaliśmy w Bagdadzie na lotnisku. Tuż po wylądowaniu rozpoczął się atak rakietowy. Musieliśmy szybko ewakuować się z miejsca ataku samochodami. Wsiadam do samochodu z jednym z moich kolegów z ulicy Wiejskiej. Dowódca samochodu krzyczy do kierowcy nie parlamentarne słowo „sp….my! Już mamy ruszać. A nagle kolega obok mnie otwiera drzwi samochodu i w pośpiechu szykuje się do ucieczki – śmieje się poseł. – Oczywiście szybko został wyprowadzony z błędu – mówi, głośno się śmiejąc. Krótko mówiąc, uciekał nie w tę stronę – wprost pod spadające rakiety.

Płock z…kajakiem w tle

Radykalnie zmieniamy temat, bo ten jest dość niebezpieczny – dosłownie. I chociaż ciekawa jestem podobnych historii z życia posła, to jednak umawiamy się na kolejny wywiad, który poświęcimy tylko misjom zagranicznym. Ponieważ Marek Opioła od początku wygrywał wybory w okręgu płocko-ciechanowskim, nie może zabraknąć pytania o Płock – nasze miasto. W tym przypadku proszę posła o dokończenie zdania. Kiedy przyjechałem po raz pierwszy do Płocka jako poseł, pomyślałem…Jednak bohater rozmowy nie kończy zdania, a zaczyna opowiadać. – Płock znałem przed objęciem mandatu posła. Czuje się z nim bardzo związany, także rodzinnie – moja prababcia, jeszcze przed wojną często bywała w Płocku. Tak wiec z miastem kojarzy mi się wiele opowieści rodzinnych sprzed lat – zaskakuje mnie i podje kolejny temat na wywiad.

I chociaż kawa smakuje wybornie, rozmawia się super to i pan Marek, i ja spoglądamy ukradkiem na zegarki. – Muszę wracać do Warszawy, mam posiedzenie komisji – informuje mnie. No ale jeszcze chwilka, bo musi paść to spektakularne pytanie, które zadaję wszystkim moim rozmówcom w naszym cyklu. Oczywiście chodzi o marzenie. O czym marzy Marek Opioła? Marzenie, które chciałby, aby się spełniło i byłoby tym „pierwszym razem”? – To był plan w zeszłym roku, ale się nie udało – przepłynąć z synem kajakiem Wisłę z Płocka nad morze. Kajak już czeka! – podkreśla i kończy zdanie, uśmiechając się do swojego marzenia, które pozostaje w sferze wyobraźni.

Życzymy Markowi Opiole spełnienia tego marzenia i wielu, wielu innych, które przyniosą mu satysfakcję w życiu zawodowym, parlamentarnym oraz tym najważniejszym – prywatnym.

Fot. Archiwum prywatne Marka Opioły