Janusz i jego prawa ręka – Janusz

Dziesiąty etap wyprawy z Watykanu do Wadowic zaczął się dla Janusza Radgowskiego dość pechowo – pozostawieniem plecaka na stacji paliw. Na szczęście udało się go odnaleźć. Później było już wszystko zgodnie z planem.

 

Dziewiątego dnia swej ekspedycji Janusz miał do pokonania 49 kilometrów z Fermo do Angeli di Varano. Zanim jednak ruszył w drogę, by przemierzając kolejne kilometry, podziwiać piękne widoki, towarzyszący mu Mercedes Vaneo przeszedł solidną „kąpiel”.

Droga do Angeli di Varano pełna była podjazdów i zjazdów. Trzeba było mieć oczy szeroko otwarte, aby nie nabawić się kontuzji. Na długich i stromych podjazdach nasz maratończyk zawsze mógł liczyć na pomoc kierowcy Mercedesa – Janusza, który kilka razy pomagał mu w złapaniu oddechu.

Trudność potęgowała wysoka temperatura powietrza, sięgająca 24 stopni w cieniu. Co jakiś czas Janusz uzupełniał izotoniki. – Bardzo dziękuję Jatomi Fitness z Płocka za zaopatrzenie w to niezwykle cenne źródło energii – mówi Janusz Radgowski.

Janusz uznał, że Angeli di Varano to raczej camping niż miasto, ale przyznał jednocześnie, że widoki były tak cudowne, że miał ochotę przejechać cały świat. Kolejny nocleg – ponownie w Loreto u polskich Nazaretanek.

A 11 kwietnia Janusz wyruszył na 42-kilometrową trasę z Angeli di Varano do Mondolfo Pesaro e Urbino. Chociaż dzień wcześniej długo nie mógł zasnąć, był świeży, rześki i zrelaksowany. Oczekiwał, że po drodze natknie się na kilka górek, ale miał pewność, że poradzi sobie z nimi. Nie przewidział tylko jednego….

– Po ośmiu kilometrach ,zorientowałem się, że mój plecak z lekami i innymi ważnymi rzeczami został na stacji paliw, gdzie byłem w toalecie – relacjonuje maratończyk. – Na szczęście jest Janusz, kierowca. Pojechał w te pędy i odnalazł zgubę. Jak widać to nie tylko kierowca, ale człowiek, który jest zawsze tam, gdzie trzeba.

Na szczęście Janusz Radgowski szybko doszedł do siebie po tej przygodzie i można było ruszyć w dalszą drogę. W wielu z mijanych miasteczek ludzie przyjaźnie machali zarówno do naszego maratończyka, jak i jego ekipy. Kolejną spotkaną po drodze Polką była pani Sylwia, która we Włoszech jest ze swym mężem – Marokańczykiem Karimem oraz ich kilkumiesięcznym synkiem.

Dwunastego kwietnia Janusz Radgowski ruszył na 50-kilometrowy etap z Mondolfo Pesaro e Urbino do Riccione Rimini. Po raz kolejny nasza ekipa spotkała się z mieszkającą i pracującą we Włoszech Polką – tym razem z panią Kasią. Miłe dla Janusza było również spotkanie z miejscowym kolarzem, które przypomniało mu, że sam również przed laty uprawiał ten sport.

Na trasie etapu do Rimini Janusz podziwiał pełne uroku mosty i estakady, podkreślając jednocześnie dbałość o bezpieczeństwo, widoczną praktycznie na każdym kroku.