Dramatyczna sytuacja płockiej placówki terapeutycznej. Gdzie są urzędnicy i politycy? [FOTO]

W ciągu roku Narodowy Fundusz Zdrowia przeznaczał na finansowanie placówki 96 tysięcy złotych. Łatwo policzyć, że miesięcznie jest to kwota 8 tysięcy złotych. Wiele osób zapewne się uśmiechnie, patrząc na tę cyfrę – zarabiają półtora albo i dwa razy więcej.

Niestety środki te okazały się zbyt duże dla NFZ, aby przedłużyć kontrakt dla Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej Ośrodka Rehabilitacyjno-Wychowawczego dla Dzieci – Towarzystwa Przyjaciół Dzieci oddziału miejsko-powiatowego w Płocku przy ulicy Ignacego Mościckiego 6. Placówka na terenie Płocka funkcjonuje od 18 lat. I jeżeli urzędnicy nie dostrzegą niezbędności istnienia ośrodka, na tym się zakończy. Kilka dni temu pracownicy ośrodka dowiedzieli się, że nie przedłużono im kontraktu, który mają zawarty z Funduszem do końca listopada. Co się wiąże z likwidacją placówki? Nikomu chyba tłumaczyć nie trzeba – brak etatów dla pracowników, a dla chorych oczekiwanie na rehabilitację w kosmicznych kolejkach w innych ośrodkach.

– Złożyliśmy wszystkie dokumenty. Spełniamy wszystkie wymagania narzucone nam przez NFZ, jednak w dofinansowaniu nas pominięto – tłumaczy Joanna Olczak, prezes zarządu Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. – Nie dostaliśmy żadnego uzasadnienia, nic, nawet słowa – podkreśla.

Sprzęt, który posiada ośrodek spełnia wszystkie standardy narzucone przez Fundusz. A już największym absurdem jest to, że przy wielu schorzeniach tych urządzeń nie można użyć. Dlaczego? – Niektóre z nich mogą wręcz pogłębić schorzenie. Dzieci najczęściej wymagają rehabilitacji ruchowej, a nie świecenia światełkiem w kolano. Ruch przynosi najlepsze efekty terapeutyczne – podkreśla z kolei Małgorzata Turoń, rehabilitantka zatrudniona w Warsztacie.

Urządzenia, których kupno nakazał Fundusz generują koszty jego utrzymania. – Środki, które otrzymywaliśmy z instytucji „szły” między innymi na utrzymanie tego sprzętu – wyjaśnia Olczak. Wniosek – dla logicznie myślących – nasuwa się sam, jeżeli dojdzie do zamknięcia placówki okaże się, że przez te wszystkie lata setki tysięcy złotych zostały wyrzucone w błoto.

Szefowa jutro jedzie do Warszawy składać odwołanie od decyzji. Jedzie ratować miejsce pracy czterech osób i zdrowie 84 podopiecznych (dzieci od 0 do 18 roku życia) którzy są leczeni w ośrodku. Dodatkowo do dokumentu dołączone zostały podpisy rodziców maluchów, które korzystają z rehabilitacji w placówce. – To prawdziwy dramat dla tych dzieci. Jeżeli dojdzie do likwidacji placówki, wszystkim musimy odmówić pomocy. Zatem ponownie muszą zapisać się na rehabilitację w innym ośrodku. A tam mogą czekać w kolejce nawet rok – Olczak wyraźnie smutnieje.

Podobne problemy już były cztery lata temu, ale z pomocą rodziców i odwołania od decyzji, nie doszło do zamknięcia ośrodka. – Pomogło nam wtedy wiele osób – wspomina zły czas szefowa TPD. – Teraz mamy to samo. Chcą doprowadzić do centralizacji ośrodków rehabilitacyjnych i pewnie większe kontrakty dostały szpitale i przychodnie. Ale czy jest to na pewno dobre wyjście dla tych dzieci, które leczymy? – powątpiewa.

Joanna Olczak nie ukrywa, że w tym roku panował wyjątkowy bałagan, jeśli chodzi o rozpisanie konkursu przez NFZ. Konkurs ogłaszano trzy razy. Aneksowano je. Potem znowu ogłaszano. Ostatni rozpisano w sierpniu, w miniony poniedziałek ogłoszono jego wyniki. Wśród placówek zabrakło tej z ulicy Ignacego Mościckiego w Płocku. I chociaż Fundusz wcześniej zapowiedział, że w powiecie płockim i Płocku dofinansuje 13 placówek, na liście widnieje ich 12. Czyżby na ten 13 zabrakło 96 tys. zł?

Czy zza szklanego, urzędniczego okienka tak trudno dostrzec dramat prawie 90 osób? (Nie wliczając rodzin dzieci). Gdzie są dziś płoccy parlamentarzyści, władze miasta, płoccy radni? Gdzie? Czyżby na Facebooku, na którym mają tak dużo do powiedzenia, promując swoje działania czy podkreślając swoją obecność na różnego rodzaju płockich imprezach? Może czas się obudzić, bo w tym mieście ktoś bardzo potrzebuje pomocy i wsparcia, a na dodatek robi coś bardzo ważnego i to nie dla pieniędzy i lajków.

Dodamy jedynie, że w placówce udzielana jest pomoc dzieciom i młodzieży z porażeniem mózgowym, z zespołem Downa, zaburzeniami rozwoju psychomotorycznego czy autyzmem. Znajdują tam prawdziwie domową atmosferę, która sprzyja powrotowi do społeczeństwa i w miarę normalnego życia.

 

Fot. Lena Rowicka