Cuda-wianki: „ępud w einm jułacoP” [FILM]

Każdy, kto oglądał „Amadeusza” Miloša Formana, zapamiętał Mozarta jako rubasznego geniusza z grubiańskim, wręcz wulgarnym poczuciem humoru.

Film otwiera scena, w której Wolfgang bawi się pod stołem z przyszłą swoją żoną, Konstancją. Konstancja odgaduje słowa mówione od końca. W pewnym momencie Mozart każe jej zgadnąć co oznacza „ępud w einm jułacoP”. Tak, tak, to „Pocałuj mnie w…”.

Nie była to jednorazowa zabawa. Mozart napisał piosenkę pod takim tytułem. Po niemiecku wygląda to tak: „Leck mich im Arsch”. Specyficzne poczucie humoru Mozarta intryguje do dziś. Najsłynniejszym przykładem są jego listy do kuzynki Bäsle, obfitujące w żarty na temat sfery analnej i ekskrementów. Pamiętajmy jednak, że w epoce Mozarta obowiązywały inne normy i nie można porównywać tego zjawiska do współczesnych zasad. W XVIII wieku wszelkie sprawy fizjologiczne odbywały się bardziej publicznie, niż dzisiaj.

Innym przykładem są listy Mozarta do ojca. Wolfgang sugeruje w nim Leopoldowi zaprojektowanie tarczy strzelniczych, kształtem przypominających nagiego, pochylonego mężczyznę. Fakt, że syn bez zażenowania koresponduje z ojcem na takie tematy, dowodzi, jak wielka była wówczas swoboda koprofilnych fantazji. W dużo mniejszym stopniu bywały one wypierane, bądź ukrywane przed opinią publiczną.

Dziś trzeba to ukrywać. Piosenka „Leck mich im Arsch” jest “ściśle tajna” i jeśli ktoś ją nagrywa, to skrupulatnie ukrywa na płycie. Tak jest w przypadku cudownej płyty sopranistki „Mozart & The Weber Sisters”. Piosenkę można znaleźć za ostatnią ścieżką na płycie. Całe nagranie trwa 11 minut, podczas gdy tytułowe zaledwie 8 minut. Trzeba chwilę poczekać.
„Leck mich im Arsch” w wykonaniu chóralnym.

Płyta Sabine Devieilhe poświęcona została ariom i pieśniom, jakie Mozart napisał dla trzech sióstr Weber. W Alojzie kochał się nieszczęśliwie, z Józefą się przyjaźnił (była pierwszą Królową Nocy w jego „Czarodziejskim flecie”), a z Konstancją się ożenił. Dwie pierwsze były prawdziwymi śpiewaczkami. To dla nich napisał karkołomne pasaże swoich arii.

Sabina Devieilhe radzi sobie z nimi znakomicie. Na przykład w słynnej arii Królowej Nocy, tam gdzie inne główkują, jak tu czysto zaśpiewać, Sabina to prawdziwa diablica, doskonale oddająca nastrój. A jaką ma technikę! Słynne „c” trzykreślne to dla niej betka. Ona sięga siedem półtonów wyżej, do trzykreślnego „g”!

Żona Mozarta, Konstancja, nie była śpiewaczką, ale to właśnie jej Mozart poświęcił słodkie „Et incarnatus” z „Mszy c-moll”.

Wówczas byli ze sobą bardzo blisko. Potem to się skończyło. Konstancja pozwoliła pochować męża w bezimiennej, grupowej mogile. Krótko potem ślad po tym grobie zaginął. Nic w tym dziwnego, skoro Konstancja odwiedziła cmentarz dopiero po osiemnastu latach po śmierci Wolfganga Amadeusza.

Zachęcam do sięgnięcia po płytę Sabine Devieilhe. To kawał wspaniałej muzyki, nie tylko z przymrużeniem oka. A płyta do kupienia w „dobrych sklepach muzycznych”. Ja słucham jej (jak i setek innych) na spotify.com. Świetny portal. Za 19,90 zł. miesięcznie (lub za darmo, ale z pewnymi ograniczeniami) mam dostęp do całego wszechświata muzyki we wszystkich stylach i gatunkach.
Sabine Devieilhe, Pygmalion, dyr. Raphaël Pichon, „Mozart. The Weber Sisters” (Erato/Warner Classics)

Robert Majewski.

Fot. Kadr z filmu „Amadeusz” – Tom Hulce w roli Mozarta i Elizabeth Berridge w roli jego żony (fot. Agencja BE&W)