W matni prawa i bezprawia. Ma w domu stertę dokumentów, a nie… Piotrusia

Sprawa trzyletniego Piotrusia ma swój początek na podwórku przed blokiem w jednej z podpłockich miejscowości. Dokładnie w piaskownicy, skąd 26 sierpnia 2016 roku wówczas dwuletnie dziecko zabiera ojciec. I…od tamtej pory zaczyna się walka mamy Piotrusia, o to aby odzyskać syna.

– Nigdy ojcu Piotrusia nie zabraniałam z nim kontaktów. Kiedy tylko chciał, mógł się z nim widywać. Tak też było 26 sierpnia. Myślałam, że ojciec odwiezie mi dziecko wieczorem. Niestety tak się nie stało – tłumaczy nam pani Joanna – mama zaginionego trzylatka, o którym pisaliśmy już na naszych łamach.

29 sierpnia 2016 roku mama dziecka zawiadomiła policję, że ojciec nie odwiózł syna. Policja jednak rozkłada ręce – nic nie można zrobić w tej sprawie, gdyż ojciec ma pełnię władzy rodzicielskiej. Pani Joanna idzie zatem po sprawiedliwość do sądu. 30 sierpnia do Sądu Rodzinnego w Płocku trafia wniosek o oddanie dziecka matce. 21 października zapada postanowienie o “wydanie dziecka matce”. Ojciec dokładnie jest o wszystkim informowany poprzez pisma z sądu. 27 października 2016 roku sąd nakazuje kuratorowi przymusowe oddanie syna. Daje na to czas do 10 listopada. – Jeździliśmy z kuratorem po Piotrusia. No i to nic nie dało. Nie otwierano nam drzwi, i nikt z nami nie chciał nawet rozmawiać – opowiada nam pani Joanna. – W tym okresie nawet nie wiedziałam, gdzie Piotruś przebywa. Cała rodzina mojego byłego partnera w ogóle nie chciała udzielić mi takich informacji – podkreśla.

Pani Joanna jest matką piątki dzieci. Mieszka z nimi pod Płockiem. Przyznaje w rozmowie z nami, że ma ograniczone prawa rodzicielskie. Za co ograniczono władzę matce dzieci? – Mieszkałam wówczas z malutkimi dziećmi w małym mieszkanku, gdzie nie było warunków do wychowywania dzieci. Żebyśmy tylko my tam mieszkali, ale oprócz nas zamieszkiwało tam jeszcze kilka dorosłych osób. Było bardzo ciężko. Nie chciało mi się gotować obiadków dla wszystkich i sprzątać po nich wszystkich – tłumaczy. – Potem się przeprowadziłam, bo wiedziałam, że muszę coś zrobić dla moich dzieci. Miałam kuratora, który sprawdzał jakie warunki im zapewniam. Zresztą nadal jestem pod opieką kuratora i chyba nie chcę tego zmieniać, mam ogromne wsparcie psychiczne od pani kurator – podkreśla.

Mija kilka miesięcy, podczas których pani Joanna stara się odzyskać syna. Bezskutecznie. Kolejne postanowienia sądu, kolejne działania, które podejmuje policja nie przynoszą efektu. 21 czerwca 2017 ojciec dziecka zostaje pozbawiony praw rodzicielskich do syna Piotra. Sąd Rodzinny ponownie nakazuje oddać dziecko matce. – Ręce mi opadają. Walczę o synka już prawie rok. Nie widziałam go przez ten czas. Jak pani myśli czy Piotruś mnie pozna? – zadaje mi pytanie, a oczy ma pełne łez.

Zaczyna się akcja poszukiwania dziecka przez policję – ta ma podstawy prawne, aby odebrać syna ojcu. – Policja prowadzi działania, mające na celu ustalenie miejsca pobytu małoletniego Piotra. Sprawa jest w toku – informuje nas Krzysztof Piasek, rzecznik prasowy płockiej policji. Media obiegła informacja o zaginięciu dziecka. Pani Joanna rozwiesiła plakaty i prosi o pomoc wszystkich, którzy mogliby by jej pomóc odnaleźć i odzyskać syna. Po ukazaniu się komunikatu w mediach, o zaginięciu Piotrusia, do naszej redakcji i wielu innych wpłynął list od ojca dziecka, w którym czytamy między innymi:” Toczyło się wiele spraw przed Sądem Rejonowym, a aktualnie skierowałem wnioski o interwencje do Ministra Sprawiedliwości i Rzecznika Praw Dziecka. Jeżeli ww. wnioski nie przyniosą rezultatu, a stan dziecka na to pozwoli, dziecko zamierzam oddać”.

Ojciec Piotrusia w liście skierowanym do mediów, obwinia również matkę o zaniedbania zdrowotne w stosunku do syna. Nie zaznacza jednak w piśmie, że Piotruś od urodzenia cierpi na alergię, dychawicę oskrzelową i astmę. Na dowód tego pani Joanna na spotkanie z nami przynosi kilka kart informacyjnych ze szpitala, gdzie dziecko trafiało, zanim ojciec zwyczajnie odebrał je matce. – Nie wynikało to z żadnych zaniedbań. Mieszkaliśmy w mieszkaniu, w którym był grzyb, ale jednoznacznie lekarze nie stwierdzili, że od tego choruje. Urodził się jako alergik i od urodzenia go leczę – tłumaczy nam mama Piotrusia. Dalej ojciec dziecka napisał w jednym z punktów, że “Dziecko przebywa pod moją opieką i nie choruje o czym na bieżąco informuję matkę”. – Tak, informuje, a wie pani jak? Od pół roku otrzymuję tego samego smsa, jest ta sama treść – “Piotrek jest pod moją opieką. Jest zadowolony. Jest zdrowy. Normalnie je. Normalnie śpi” – dyktuje mi z pamięci pani Joanna, nawet nie zerkając w telefon. Treść smsa potwierdza nam płocka policja, która ma wgląd w telefon mamy Piotrusia.

W ostatnim punkcie listu ojciec dziecka napisał – “Aktualnie próbuje nawiązać kontakt z matką w celu wypracowania wspólnego stanowiska”. – Niby jak próbuje nawiązać ten kontakt – dziwi się pani Joanna. – Telefon mam cały czas przy sobie, odbieram wszystkie rozmowy, nie zmieniłam numeru. On do mnie nie dzwoni, jedynie dostaję te smsy, o których mówiłam – tłumaczy pani Asia.

– Czy tęsknię? Bardzo. Mam jeszcze czterech synów, którzy cały czas mówią o Piotrusiu. np. Mikołaj mówi do mnie któregoś dnia – mama bo jak wróci Rambuś [tak rodzeństwo nazywa pieszczotliwie małego Piotrusia – przyp. red.] to razem pójdziemy się bawić, i nie dawaj mi monte niech dla niego zostanie – pani Asia nie wytrzymuje, ociera łzy, które płyną jej po policzkach. – Tęsknię bardzo, dzieci też. To moje dziecko! – podkreśla.