Stefańczyk czy Sylwestrzak? Część druga

Miesiąc temu przed wjazdowym spotkaniem z Lechią w Gdańsku takie rozważanie pojawiło się na blogu po raz pierwszy. Od tamtej pory Kamil Sylwestrzak wystąpił od pierwszej minuty przeciwko drużynom: Piotra Nowaka (1-2) oraz ostatnio Waldemara Fornalika (4-3). W tym drugim przypadku Nafciarzom dopiero pierwszy raz z nim w wyjściowym składzie udało się wygrać. W siódmej próbie, a wliczając pucharowe starcie ze Stalą Mielec to nawet w ósmej. Dodatkowo, tylko raz płocczanie zachowali czyste konto. Z kolei w sytuacji, gdy Małpa wchodził z ławki to Wisła utrzymała prowadzenie z Zagłębiem w Lubinie (2-1) oraz dzięki jego trafieniu doprowadziła do wyrównania z Legią w Warszawie (2-2). Taka oto zależność.

Z Cezarym Stefańczykiem w podstawie było trochę inaczej. Do dziesięciu występów z początku sezonu (bilans 4-3-3, średnio 1,5 punktu na mecz, cztery czyste konta) udało się dorzucić 0-0 z Piastem Gliwice oraz 2-2 z Legią Warszawa, choć boisko opuszczał przy stanie 1-2. Średnia punktów spadła z 1,5 na 1,416, ale doszło piąte czyste konto. Dla porównania średnia punktów z Sylwestrzakiem w “11” podskoczyła z 0,2 (!) na 0,57, dzięki przełamaniu z Ruchem Chorzów.

Zestawienia boków obrony w czterech ostatnich kolejkach ligowych wyglądały więc tak (prawy – lewy):

Stępiński – Sylwestrzak,
Stefańczyk – Stępiński,
Stefańczyk – Stępiński (od 67. minuty Stępiński – Sylwestrzak),
Stępiński – Sylwestrzak.

W tym czasie Nafciarze zdobyli 7 bramek (1, 0, 2, 4) i tyle samo stracili (2, 0, 2, 3). Przy jednych i drugich, dokładnie 5 i 6, czyli łącznie 11 z 14, mniejszy bądź większy udział mieli również boczni defensorzy, współpracujący z nimi skrzydłowi lub najzwyczajniej w świecie akcja bramkowa “szła”, którąś ze stron.

CZYTAJ DALEJ

Fot. Z perspektywy kominów