Trudno być w tym momencie kibicem Wisły Płock. Drużyna nie wygrywa siódmego meczu z rzędu. Więcej. W siedmiu ostatnich meczach gromadzi 2 punkty na 21 możliwych i właśnie wjechała na czerwone pole z napisem STREFA SPADKOWA. Na szczęście dla Nafciarzy sezon nie kończy się po tym weekendzie, a dopiero w czerwcu 2017 roku.
Tak na dobrą sprawę był to nie tylko siódmy mecz bez zwycięstwa, ale także siódmy mecz, w którym płocczanie tracą punkty niejako na własne życzenie. Niedługo – pewnie w najbliższym Magazynie Kibica – usłyszymy, że gdyby Wisła wygrała któryś z tych meczów to byłaby gdzieś tam wyżej. Wiadomo, że najlepiej jakby wygrała je wszystkie, ale już nie wymagajmy tyle od beniaminka, chyba, że jest on z Lipska. Wyprzedźmy więc wtorkową audycję i spójrzmy na listę spotkań, które mogły zakończyć się inaczej:
Piast Gliwice z 1-0 na 1-2
Legia Warszawa z 2-0 na 2-3
Ruch Chorzów z 2-1 na 2-2
Korona Kielce z 1-1 na 1-2
Wisła Kraków z 2-2 na 2-3
Górnik Łęczna z 1-1 na 1-2
Lechia Gdańsk z 1-0 na 1-2
Wygląda to całkiem konkretnie jak na 16. kolejek. Licząc nawet każde ze spotkań po punkcie pierwsza ósemka stałaby otworem. A później wiadomo, transfer napastnika i wiosną walka o puchary. Każdy z tych pojedynków wyglądał jednak zupełnie inaczej. Z Piastem drużyna dziwiła się, że gospodarze po straconej bramce nie atakują – jak mogli? Z Legią dwubramkowe prowadzenie przytrafiło się zbyt szybko. Z Ruchem decyduje karny w doliczonym czasie gry. Z Koroną Nafciarze stoją 60 minut i przyglądają się temu co się dzieje. Z Wisłą Kraków śpią w pierwszej połowie. Z Górnikiem Łęczna pierwsze 45 minut pod względem gry było cacy, ale skuteczność piłkarze zostawili w domach, ewentualnie na treningach.
A z Lechią Gdańsk… no właśnie. Konfrontacji z Lechią Gdańsk najbliżej do ostatniego wyjazdowego zwycięstwa z Zagłębiem Lubin, z tą różnicą, że tam Dominik Kun strzelił na 2-0, a tutaj Jose Kante trafił w poprzeczkę. Po wygranej w Lubinie pojawiły się głosy, że był to najlepszy mecz Wisły po powrocie do ekstraklasy. No cóż, co kto lubi i preferuje. Punktem wspólnym tych spotkań był na pewno plan działania. Zarówno Zagłębia jak i Lechii, czyli drużyn kadrowo silniejszych, Wisła nie zaatakowała szaleńczo od pierwszych minut. Wystarczyła najgroźniejsza broń płocczan, a więc kontrataki. Niestety wystarczyła tylko do prowadzenia 1-0.