Pogodowy przekładaniec na austriackich pagórkach

Pokonujący trasę z Watykanu do Wadowic Janusz Radgowski na austriackich drogach walczy nie tylko ze wzniesieniami, które mocno dają mu się we znaki, ale również z kapryśną aurą. Z powodu choroby naszego maratończyka musiał opuścić asekurujący go od startu kierowca – Janusz. Jego tymczasowym zastępcą był Andrzej Lech.

Na 49-kilometrowej trasie 23. etapu z Feistritz i. Ros. do Volkermarktu nie zabrakło mniejszych i większych wzniesień. Pogoda była marna, w dodatku deszczowa. Janusz nie narzekał jednak zbytnio, po raz kolejny ciesząc się z towarzystwa ludzi jadących na rowerach. W Austrii naszemu maratończykowi towarzysz też wyjątkowo dużo młodzieży.

Niestety, 23. etap okazał się niefartowny dla Janusza-kierowcy, który pochorował się na tyle mocno, że nie mógł kontynuować podróży. – Trzymajcie wszyscy kciuki za tego chłopaka, by szybko wrócił do sił – prosił Janusz Radgowski.

Okręg Klagenfurt zauroczył naszego maratończyka. Nie tylko dzięki wspaniałym krajobrazom, ale również dzięki gościnności spotkanych tam ludzi – między innymi Ani i Jurka. W oczekiwaniu na nowego kierowcę Janusz Radgowski postanowił zorganizować etap dokoła jeziora Ba, podczas którego asekurowali go mieszkańcy Klagenfurtu i okolic.

Na trasę 27. etapu Janusz Radgowski ruszył w towarzystwie tymczasowego kierowcy – Andrzeja Lecha. Wielokrotny reprezentant Polski w piłce ręcznej, brał udział w Igrzyskach Olimpijskich w Monachium w 1972 roku. Niemal cały czas Janusz może liczyć na pomoc austriackiej Polonii, która nie tylko wspiera go na trasie, ale również organizuje spotkania, podczas których nasz maratończyk ma okazję opowiadać o Klaudii Kamińskiej. To właśnie z myślą o zebraniu funduszy na leczenie tej dzielnej dziewczynki Janusz pokonuje trasę z Wadowic do Watykanu.

Kolejny etap okazał się urozmaicony wieloma długimi podjazdami. Udało się je pokonać, chociaż jazdę utrudniał padający co pewien czas deszcz. Janusz kilka razy zatrzymywał się, aby zmieniać ubranie, co wydłużyło jazdę. W końcu jednak udało mu się dotrzeć do mety.

Dużo lżejszy okazał się dla Janusza Radgowskiego 28. etap jego eskapady, zakończony metą w Lafnitz. Tym razem pogoda była wręcz idealna – ciepło, ale nie upalnie. Dzięki temu wzniesienia, które trzeba było pokonać po drodze, nie okazały się zbyt męczące. – Moje samopoczucie jest bardzo dobre – przyznał Janusz. – Cieszę się, że do tej pory nie odnoszę kontuzji.