Zołoteńko: Wybrałem Wisłę, czyli najlepiej jak mogłem

Podczas ostatniego meczu sezonu 2012/13 sportową karierę zakończył jeden z zawodników Wisły – Michał Zołoteńko. Człowiek, który w Płocku spędził 15 lat, czyli całą karierę seniorską. Choć pochodzi z Tczewa i właśnie tam zaczynał grać w piłkę ręczną, płocczanie traktują go jak rodowitego mieszkańca Płocka i mówią zgodnie – „Złoty” jest prawdziwym nafciarzem!

Polub Dziennik Płocki – Jesteśmy również na Facebooku!

Dziennik Płocki: Opowiedz, jak to się wszystko zaczęło? Był młody zawodnik w Tczewie i jak to było z ofertą od Wisły?

Michał Zołoteńko: – Z chwilą kiedy kończył mi się wiek juniora starszego wiadomo było, że zmienię klub. W Tczewie zespół seniorski grał wówczas w III lidze, a na brak ofert z klubów ekstraklasy nie narzekałem. Teraz z perspektywy czasu cieszę się bardzo, że wybrałem właśnie Wisłę, ponieważ wybrałem najlepiej jak mogłem.

Jakbyś mógł podsumować te 15 lat w Wiśle?

– Ogromnie się cieszę, że miałem przyjemność stać wraz z zespołem przez te wszystkie lata na podium. Sześć złotych, osiem srebrnych no i ten jeden brązowy medal. Do tego puchary Polski. Żałować mogę jedynie, że na arenie międzynarodowej strasznie ubogo. Poza tym to wspaniały czas, przez który mogłem poznać i mieć przyjemność pracować z rzeszą ludzi i to nie tylko z naszego kraju. Chciałbym korzystając z okazji podziękować tym wszystkim ludziom, a także fanatycznym i fantastycznym kibicom.

Jakie były początki twojej gry w Wiśle Płock. Trafiłeś do nas, wtedy trzeciej siły w Polskim handballu, jako 19-letni chłopak bezpośrednio z Tczewa, miasta dwukrotnie mniejszego od Płocka. Jak odnalazłeś się w „wielkim” świecie?

Początki były bardzo trudne. O ile z aklimatyzacją nie miałem najmniejszych problemów, ponieważ znałem chłopaków z rozgrywek juniorskich czy młodzieżowych (Rafał Niedzielski, Marek Przybyszewski, Marek Jagodziński, Michał Skórski i ten ciut starszy Maciek Nowakowski) to treningi dały mi się ostro we znaki. To była przepaść między treningami w Tczewie, a tymi z zespołem wówczas Petrochemii.
Nowe miasto, to nowe pokusy – szczególnie dla 19-latka. Możesz powiedzieć dla młodych adeptów piłki ręcznej co trzeba robić, żeby nigdy nie uderzyła im do głowy tzw. „sodówka”? Na brak sukcesów przecież nie narzekałeś.
– Miasto jest usytuowane nad pięknym Wzgórzem Tumskim, także sądzę, że nie tylko na mnie zrobiło wielkie wrażenie. W Tczewie również mieszkałem nad samą Wisłą tylko z tego drugiego brzegu (śmiech). Na sodówkę nie było czasu, to po pierwsze zasługa moich rodziców, że tak mnie wychowali i ukierunkowali, po drugie jeśli chce się grać w takim zespole to trzeba się zdrowo prowadzić, ponieważ ilość treningów i meczów w tygodniu bywała bardzo duża. Poza tym kontynuowałem edukację, by nie zostać z wykształceniem średnim no i co najważniejsze spotkałem moją kochaną małżonkę Anię, z którą mamy dwoje przecudnych dzieci.

Czy, w którymś momencie swojej kariery miałeś oferty wyjazdu za granice? Jeśli tak to czemu się na to nie zdecydowałeś?
Oferty wyjazdu były, ale wraz z Anią zdecydowaliśmy, że zostajemy w Płocku. Przychodziła na świat nasza córka Pola i to było wówczas najważniejsze. Kolejne oferty były już mniej konkretne i stało się tak, że seniorską karierę spędziłem w jednym klubie.

Jak to było z ofertą z Kataru na koniec kariery? Rzeczywiście było coś takiego?

– Temat wyjazdu do Kataru nie wypalił, ale nie z mojej winy. Po prostu tamta strona chciała mnie początkowo na jakiś puchar króla, czyli na około dwa tygodnie. Później mówili o tym bym został do końca rozgrywek, aż w końcu wszystko ucichło i nic z tego nie wyszło. W sumie trochę szkoda.

Co do spraw mniej przyjemnych – kontuzje. Na czele z tą najniebezpieczniejszą, pęknięciem kości czaszki. Myślałeś po tym zdarzeniu, że uda ci się jeszcze wrócić do grania? Nie było myśli, że to jest ten moment, żeby powiedzieć pas?

– Ta kontuzja była rzeczywiście najgorsza. Po uderzeniu, kiedy złapałem się za czoło i zapadły mi się palce w dziurze, nogi się pode mną ugięły. Na całe szczęście złamana została ta pierwsza kość-zatokowa za nią jest jeszcze czołowa chroniąca już mózg. Zabrzmi to paradoksalnie, ale z czasem zastanawiałem się, czy nie wolałbym, aby przytrafiła mi się jedna poważna kontuzja niż cała masa tych drobniejszych, które mnie nękały typu: zwichnięcia, naderwania czy naciągnięcia.

Zastanawiałeś się może nad przedłużeniem kariery jeszcze przez jakiś czas w innym klubie? Były jakieś oferty? Była szansa aby Michał Zołoteńko pograł jeszcze w jakimś klubie przez sezon, może dwa?
– Szansa na dalsze granie była, ponieważ pojawiły się pewne oferty z innych klubów. Mimo to zdecydowałem, że kończę ze sportem. Jak wcześniej mówiłem chęci i zapał wciąż są, ale brakuje tego podstawowego, czyli zdrówka.

Tak wyobrażałeś sobie koniec twojej wspaniałej kariery?

– Zupełnie nie tak. To znaczy cała sytuacja z filmem i innymi atrakcjami była super. Bardzo dziękuję również kibicom za tak wspaniałe pożegnanie. Dziękuję klubowi, że coś takiego zorganizował i osobom, które to zmontowały. Chodzi mi o to, że marzyłem o tym bym mógł wystąpić w ostatnim moim meczu, a najlepiej, by zwieńczyć sezon, karierę jakimś sukcesem w postaci pucharu czy złotego medalu. Niestety zabrakło zdrowia, ale może odbędzie się kiedyś mecz weteranów-rencistów-sportowców w zwolnionym tempie (śmiech). Wtedy uda mi się zagrać w Orlen Arenie.

Na koniec kariery zakończyć jako kapitan to również fajne ukoronowanie kariery?

– Tak i mam nadzieję, że Adam Wiśniewski pozostanie na stanowisku kapitana bo sprawdza się w tej roli jak mało kto.

Co czuje zawodnik, kiedy w czasach, gdzie wystarczy znaleźć się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie można zostać przekreślonym, a o Tobie wszyscy mówią i piszą, że zawsze będziesz prawdziwym nafciarzem?

– To niesamowite uczucie. Bardzo dziękuję tym wszystkim, którzy tak myślą, mówią, piszą. Cieszę się, że byłem lojalny wobec kibiców, zespołu i teraz dostaję tego sygnały.

Będziesz chodził na mecze w Płocku?

– No ba! Mam tylko nadzieję, że zawsze będę mógł być.

Jest szansa, że zobaczymy cię na sektorze G?

– Mam nadzieję, że na G będzie zawsze komplet i dla mnie nie będzie miejsca – uśmiecha się „Złoty. – Ja sobie stanę gdzieś tam z boczku.

Co dalej? Zostajesz na stałe w Płocku?

– Tak zostaję w Płocku, korzenie zapuszczone, kochająca rodzinka, piękne miasto, centrum Polski… Gdzie mi będzie lepiej?

Planujesz definitywnie rozstać się ze sportem? Nigdy nie myślałeś nad karierą trenera lub nad zmierzeniem się w roli zarządcy klubu? W końcu szukamy nowego prezesa…

– Na chwilę obecną sport idzie w odstawkę, ciekawe czy da się żyć bez sportu? Sprawdzę, pożyję i zadecyduję. A zarządzanie i prezesowanie zostawmy ludziom kompetentnym i znającym się na zarządzaniu.

Podczas filmu łezka się w oku zakręciła?

– Film niesamowity i do tego świetna muzyka Dyjaka. Poruszyło mnie to ogromnie. Łezka była, ale na szczęście nie uroniłem…

 

Cała redakcja Dziennika Płockiego życzy powodzenia na dalszej drodze życia! Michał – Dziękujemy za te wszystkie lata!