Gdyby organizatorzy Nocy Muzeów w Płocku chcieli nadać jej hasło, to mogłoby ono brzmieć „Gorączką sobotniej nocy”. I nie dlatego, że była to ciepła noc czy roztańczona noc – jak w filmie o takim samym tytule, ale ze względu na gorączkowo przemieszczające się grupy osób, które jak najwięcej chciały zwiedzić i zobaczyć.
Płockie muzea i instytucje w sobotę 14 maja, po raz kolejny organizowały Noc Muzeów. Atrakcji nie brakowało, jednak trzeba było wykazać się, w wielu przypadkach, ogromną cierpliwością aby skorzystać z oferty przygotowanej na tę jedyną noc w roku. Kolejki zniechęcały wiele osób. – Nie będziemy tu stać, bo już ponad 40 minut jesteśmy i znowu się nie załapaliśmy, żeby wejść – mówił podenerwowanym tonem pan w średnim wieku, który wychodził z Książnicy Płockiej. – Nie będziemy stać tu nie wiadomo do której godziny, bo nie zdążymy iść do Muzeum Żydów Mazowieckich – to z kolei było o kolejce przed „Małachowianką”. – Tu się dostać to chyba cud by był. W przyszłym roku to już o godzinie 12 przyjdę w kolejkę – tłumaczyła starsza pani przed Katedrą Mariawitów. I tak można by było mnożyć głosy niezadowolenia. Jednak większość osób, z którymi udało nam się porozmawiać była zachwycona, a na Facebooku, jak grzyby po deszczu, pojawiły się zdjęcia i filmiki ze zwiedzanych miejsc.
Pomimo tego, że bardzo się staraliśmy, nam też nie udało się dotrzeć wszędzie gdzie coś się działo. Po ubiegłorocznej Nocy Muzeów, za którą Książnica Płocka odebrała prestiżową nagrodę w plebiscycie z Tumskiego Wzgórza, którą organizował Tygodnik Płocki, postanowiliśmy zacząć od tego właśnie przybytku kultury. Tym razem Książnica przygotowała wieczór i noc pod hasłem Znani Płocczanie. Ale…już przy wejściu kłębiły się tłumy. Do zwiedzania zapraszano trzydziestoosobowe grupy. Niestety wiele osób odchodziło z przysłowiowym kwitkiem, gdyż zabrakło cierpliwości aby w końcu dostać się na „szlak zwiedzania”. Ale jak już się udało, to na parterze można było posłuchać Tony’ego Halika. Na pierwszym piętrze można było wziąć udział w castingu do zespołu „Mazowsze”, która prowadziła Mira Zimińska-Sygietyńska. W sali obok urzędował Władysław Broniewski. A na drugim piętrze można było wysłać list w okienku Poczty Polskiej, a także z Bobem Budowniczym pobudować dom. Na dziedzińcu Książnicy można było spotkać Bolesława Krzywoustego, „pojeździć” na koniu czy postrzelać z łuku. – Jestem zachwycona Broniewskim, w ogóle mi się podobało. Ale Broniewski-super pomysł – tłumaczyła nam jedna z płocczanek po nocy w Książnicy.
Tłumy również spotkaliśmy w Muzeum Mazowieckim. Oczywiście wszystkie ekspozycje można było oglądać bez problemu. Na schodach, które prowadziły na kolejne piętra, ruch był jak na Dworcu Centralnym w Warszawie i to w godzinach szczytu. – Żeby zawsze tu tak było – mówiła nam starsza pani z uśmiechem na ustach. Właściwie gdyby nie czas, który gonił jak oszalały, w tym miejscu chciałoby się spędzić całe sześć godzin. Było co oglądać, zwiedzać i słuchać. Ogromna makieta grodu nad Wisłą przyciągnęła mnóstwo ludzi, którzy z uśmiechem patrzyli na nasze miasto sprzed stuleci. Dodatkową atrakcję przygotowano też dla dzieci, które mogły się przebrać w stroje księżniczek, dwórek, rycerzy czy żołnierzy. A przy okazji zwiedzania można było zostać muzealnym detektywem, z czego dzieciaki skwapliwie korzystały.
Ciekawie też było w katedrze mariawickiej. Wiele osób przyszło w to miejsce ze zwykłej ciekawości. – Nigdy nie byliśmy tutaj, chociaż jestem płocczanką od urodzenia. Nawet nie wiedziałam, że jest to tak ciekawe miejsce – tłumaczyła nam pani w średnim wieku, której towarzyszyła koleżanka. Największe zainteresowanie wzbudziły jednak katakumby – stała do nich długa kolejka. Mariawici słyną z gościnności. W Noc Muzeów nie było inaczej. Można było spokojnie posiedzieć w kościelnych ławach i zjeść dobre ciastko, którymi wszyscy goście byli częstowani. Warto dodać, że na dworze padał deszcz. Jednak w niczym on nie przeszkadzał zwiedzającym. No może niektórym…- Lubię jak pada deszcz ale nie na moje ciastko – tłumaczył swojej mamie około 10-letni chłopiec po wyjściu z katedry mariawickiej.
Sporo się działo. I każda osoba, z którą udało nam się chociaż chwilkę porozmawiać była zachwycona tym, że czas może spędzić inaczej. – Powinno robić się takie imprezy częściej bo nie sposób odwiedzić wszystko nawet w 6 godzin – mówiła nam młoda dziewczyna. Spotkaliśmy też sporo grup, które miały program Nocy Muzeów w ręku i „odhaczały” na nim co udało im się zwiedzić. – To jedyna taka noc w roku chcę z niej skorzystać, nie ma marudzenia – mówił pan w średnim wieku do rodziny, która mu towarzyszyła. Ponieważ godziny zwiedzania były nocne, spotkaliśmy też młodego tatę, który nosił śpiące dziecko, a zwiedzał Muzeum Mazowieckie.
Płock tętnił życiem. Ożyło całe Stare Miasto. Serce rosło, patrząc na te tłumy. Nawet deszcz nie za bardzo przeszkadzał aby przejść jeszcze do „Małachowianki” aby spotkać tam duchy szkoły oraz…mnóstwo chętnych do zwiedzania, Ratusza, gdzie również zastaliśmy kolejkę, potem do Muzeum Żydów Mazowieckich, Czerwonego Atramentu, Domu Broniewskiego, Płockiej Galerii Sztuki czy Rocka 69, gdzie można było obejrzeć płyty winylowe i posłuchać dobrej muzyki. Na hotel Petropol już nie starczyło czasu. Ale jak napisała Gazeta Wyborcza, tam też działo się sporo bo nawet były tańce. – A to za sprawą Wandy Sobieraj, wokalistki ze „starego” Petropolu, oraz towarzyszącego jej muzyka Leona Smolarka. I choć hotel to nie muzeum, gości nie brakowało – napisały autorki artykułu.
Cieszą takie akcje i tak ogromne zainteresowanie płockimi instytucjami, które nie koniecznie kojarzą się ze sztuką. W sobotni wieczór gołym okiem było widać, że zarówno dzieci, młodzież jak i osoby starsze chętnie skorzystały z bogatej oferty przygotowanej przez Urząd Miasta Płocka oraz Płockiej Lokalnej Organizacji Turystycznej. To naprawdę była noc pełna wrażeń.
Fot. Mateusz Lenkiewicz, Emil Grochowski oraz Lena Rowicka.