Już na kilka dni przed wyjazdem czujesz coś w stylu ekscytacji połączonej z niepokojem. Czekałeś przecież cały rok na najważniejsze święto w Twoim kalendarzu. Jeszcze zanim rozpocznie się tegoroczna edycja, przypominasz sobie jak rok temu przy ostatnich dźwiękach „sunday’a”, chciało Ci się płakać. Nie wierzyłeś, że to koniec. Dla wielu z nas, audioriverowiczów, niedzielne popołudnie 29 lipca było zamknięciem kolejnego rozdziału życia. Tak – towarzyszą temu ogromne emocje…
Dziś, prawie dwa tygodnie po festiwalu, wreszcie możemy napisać czym tak naprawdę była trzynasta edycja.
Słucham muzyki bardzo dużo. Od dzieciństwa. Kocham ją. Jest moim najlepszym przyjacielem. Towarzyszy mi w chwilach euforii, radości, smutku i załamania. Jest zawsze i wszędzie. Wszechmocna. Byłem na ponad siedemdziesięciu koncertach i festiwalach. Od muzyki poważnej, jazzu, poprzez rocka, reggae i hip-hop na elektronicznej kończąc. To właśnie ta ostatnia budzi we mnie szczególne zainteresowanie. Jeszcze 15 lat temu królowała muzyka trance. Teraz miejsce tego gatunku zajmują bardziej wyrafinowane, ale co za tym idzie mniej przyswajalne dla przeciętnego słuchacza gatunki. Coraz większą popularnością cieszy się…TECHNO. Nie lubię tego zwrotu. Jest zdecydowanie zbyt ogólny. Wydaje mi się, że dyskutowanie o wyższości techno nad rockiem, albo odwrotnie jest zupełnie bezsensowne. Tu nie ma lepszych i gorszych. Tak jak na samym Audioriver. Na te kilka dni znikają podziały, a festiwalowicze stają się wielką rodziną. Już w czwartek można było poczuć ów niepowtarzalny klimat za sprawą imprez towarzyszących. Before zaserwowany przez Audiobar na ulicy Grodzkiej czy Audiopole nad Sobótką stał się częścią festiwalowej aury.
Późnym piątkowym popołudniem można było wreszcie wejść na teren Audioriver 2018. Nie brakowało oczywiście głosów krytyki dla kolejek panujących przed bramkami, jednak moim zdaniem nie było powodów do narzekania. Jak na taką ilość przybyłych wszystko szło sprawnie. Po około 15 minutach, sprawdzeniu przez ochronę i wymianie biletów na opaski, byliśmy w innym świecie.
Wchodząc „górnym” wejściem od razu zauważamy przepiękną, zjawiskową wręcz, lokalizację festiwalowego miasteczka. To niezaprzeczalnie ważny atut tej imprezy. Na dole kilka scen zróżnicowanych pod względem muzycznym. Przez kilka poprzednich edycji nieco narzekałem właśnie na różnorodność gatunków. Miałem wrażenie, że wszystko zmierza w kierunku drum and bassu i dub stepu, w związku z czym dużo czasu poświęciłem muzycznym perełkom na Wide Stage.
Tegoroczna edycja pozytywnie mnie zaskoczyła. Na głównej scenie znalazłem chociażby duet Bass Astral x Igo (wschodząca gwiazda polskiej sceny elektronicznej) wraz z orkiestrą, czy Jana Blomqvista kojącego przyjemnym melodyjnym brzmieniem. Nie obyło się bez drobnych wpadek technicznych, ale wszystko wybaczamy – to przecież koncerty na żywo!
Sceny Hybrid oraz słynący z rasowych minimali Circus bronią się od wielu lat same, a ich zwolennicy także w tym roku byli niezwykle zadowoleni. Cyrkowy namiot przez większość czasu wypełniony był po brzegi. Ach, jakie tam były potężne i syntetyczne klimaty, o wyczekiwanej przez wielu Amelie Lens nie zapominając! Niestety o scenie – namiocie Kosmos nie jestem w stanie wiele napisać, bo panująca wewnątrz temperatura faktycznie była kosmiczna. Po 10 minutach przegrałem walkę o powietrze i z ulgą opuściłem to miejsce, kierując swoje kroki w stronę Burn Stage. I tam właśnie zdziwiła mnie ogromna ilość ludzi. Jak się później okazało – uzasadniona. Scena ciekawa muzycznie, z wieloma „hausowymi” akcentami. Świetna atmosfera, ludzie i zabawa!
Pod względem organizacyjnym Audioriver 2018 oceniam pozytywnie. Kolejki do ToiToi na dobrym światowym poziomie, było co zjeść i czego się napić. Wewnętrzna infrastruktura festiwalowego miasteczka rozrasta się z roku na rok. Coraz więcej ciekawych zakamarków, miejsc, gdzie można usiąść, poleżeć i chwilę ochłonąć. W tegorocznej edycji nie mam także zastrzeżeń do jakości nagłośnienia, co z racji na wcześniejsze doświadczenia nie było dla mnie oczywiste. Oprawa wizualna niczym szczególnym nie zachwycała i była na standardowym poziomie. Nic wybitnego, z niewielkimi niedociągnięciami.
Za genialny pomysł uważam obecność w programie festiwalu „Audioriver Sunday”. Podoba mi się konwencja, umiejscowienie w parku i nieco czillowy klimat trzeciego dnia. Sunday łagodzi skutki dwudniowej euforii, ułatwia powrót do szarego świata – codziennego. Wielu ludzi piknikowało na kocach, dmuchanych sofach lub bezpośrednio chłonęło dźwięki prosto z ciekawie usytuowanej sceny. Akustyka tego „amfiteatralnego” miejsca jest – trzeba przyznać – bardzo dobra. Pod względem oprawy i organizacji Sunday bardzo mi się podobał. Sami festiwalowicze także! Bardzo przyjaźnie nastawieni i „stopieni” z panującą aurą, w ogromnej mierze budują klimat tego wydarzenia. Nie widziałem nawet jednej nieprzyjemnej sytuacji czy incydentu. Pogoda także dopisała! Tradycyjny już niemalże deszcz w tym roku nie zakłócił przebiegu imprezy. Jak na zamówienie.
Nie przeraził mnie też poranny widok plastikowych kubków ścielących się dywanem niemal po horyzont. Zostały sprawnie i dość szybko usunięte przez ekipę sprzątającą. Może idąc śladem innych festiwali i obecnych trendów warto pomyśleć o wprowadzeniu ekokubków?
Tak – zamiast wakacji w Hiszpanii wybrałem Audioriver. Nie żałuję. Pomimo czterech intensywnie spędzonych dni poczułem przypływ energii i radości życia, którą muszę teraz rozsądnie gospodarować przez najbliższy rok. Jestem mieszkańcem Płocka, a czułem się jak w odległym egzotycznym świecie. Warto tu wspomnieć, że Audioriver to nie tylko festiwal muzyki elektronicznej. To także targi muzyczne, wystawy, warsztaty, projekcje kinowe, a dla wielu ludzi po prostu nieodłączny element idealnych wakacji, plaża, słońce, namiot i niezapomniany klimat, za którym tęsknią nie tylko Polacy.
Audioriver jako sam festiwal nie wyróżnia się szczególnie na tle innych podobnych imprez. Jest jak wiele niemieckich samochodów – porządnie przeciętny pod każdym względem, ale jednak niesłychanie „skuteczny” i „pożądany”. Natomiast jako zjawisko jest czymś wybitnym! Atmosfera miasta przeobrażającego się na te kilka dni w „elektroniczny kurort” jest unikatowa na skalę europejską. To właśnie, moim zdaniem, stanowi siłę tego wydarzenia. Wraz z każdą kolejną edycją obserwujemy wzrost popularności i jakości marki Audioriver. Na naszych oczach zbudowano potęgę, która rozsławiła Płock nie tylko w kraju…
Wśród płocczan znajdziemy wielu przeciwników Audioriver. Nie zapominajmy jednak, że to ogromna promocja dla naszego miasta. Sama obecność Audioriver w Płocku przeliczana jest przez agencje na miliony złotych. Na 3 dni stajemy się jednym z najbardziej popularnych miast Europy. Słowo „Płock” usłyszeć można z ust wielu narodowości.
Cóż… Trzynasta edycja już za nami. Szkoda. Mogłaby trwać wiecznie 🙂
Pozostała w naszych wspomnieniach i sercach.
Nawet jeśli nie przepadasz za „TECHNO”, nie byłeś uczestnikiem festiwalu i obserwowałeś go „z boku”, miałeś drogi Czytelniku okazję doświadczyć niecodziennego zjawiska. Audioriver!
Do zobaczenia za rok.
Marek Drzewiecki
Polecamy: Tak bawili się festiwalowicze z piątku na sobotę. Trwa Audioriver 2018 w Płocku [FOTO] oraz W upalną, sobotnią noc na płockiej plaży, czyli drugi dzień Audioriver 2018 [FOTO]