Z piekła do nieba. Co kibicom 'zafundowała’ Wisła Płock w 2019 roku?

To co się działo gdzieś od początku 2019 roku do 21 grudnia w Płocku zapamiętają chyba wszyscy sympatycy oraz kibice Nafciarzy. Drużyna bowiem w ciągu tego roku zabierała nas… to do piekła, to do nieba. Naszym zdaniem – jedno jest pewne – rok 2019 na zawsze przejdzie do historii futbolistów Wisły Płock. Podsumujmy…

Granie pod koniec lutego 2019 roku pod wodzą Kibu Vicuni nie wyglądało obiecująco. Trzy porażki, z Legią (0:1 w Płocku), z Jagiellonią (1:0 w Białymstoku) i Miedzią ( 2:1 w Legnicy) nie wróżyły nic dobrego. Wisła grała bez polotu i pomysłu. Trochę wiary z kibiców pewnie uszło, bo na kolejnym meczu, z Cracovią Kraków zjawiły się ledwie 2 tysiące. Ale kto nie był, niech żałuje! Wisła ten mecz kończyła w dziewięciu, m.in czerwoną kartkę dostał Cezary Stefańczyk za naruszenie nietykalności sędziego. Ostatecznie został za ten czyn zawieszony na pół roku i do gry wrócił w połowie września. Mimo to, Wisła wygrała ten mecz 3:2, a bezdyskusyjną ozdobą spotkania była bramka Ariela Borysiuka. Huknął z 30 metrów prościutko w okienko, jak to się mówi: stadiony świata. Potem był mecz w Gdańsku, z Lechią, który Wisła zremisowała, chociaż trzeba pamiętać, że fatalnie sędziował Wojciech Myć z Lublina. Przy prowadzeniu Wisły 1:0 w 78 minucie podyktował rzut karny dla gospodarzy. Porażka w Gliwicach (1:0) sprawiła, że Kibu Vicuna musiał się z Płockiem pożegnać.

Gdyby zrobić w tamtym czasie ankietę, kogo kibice Wisły chcieliby na trenera, to zwycięzca mógł być tylko jeden – Leszek Ojrzyński. Niesamowity człowiek, poukładany, bardzo wierzący i przede wszystkim wiedział, co chce zrobić. I to właśnie on, 4 kwietnia podpisał kontrakt i podjął się misji utrzymania Wisły w Ekstraklasie. Do swojego pierwszego meczu miał ledwie 4 dni. 8 kwietnia Nafciarze pokonali Śląsk Wrocław (2:0). Pięć dni później Wisła wygrała w Sosnowcu (3:1). A 22 kwietnia płocczanie zagrali taki mecz, że aż ręce same składały się do oklasków. W Krakowie, ze swoją imienniczką, wygrali 3:2 mimo, a było już 0:2 po golach Sławomira Peszki. Mało? No to trzy dni później wygrana w Płocku z Koroną Kielce i patrząc na to, jak Wisła zaczęła grać, trener Ojrzyński był strzałem w przysłowiową „10”.

W trzech następnych kolejkach, Wisła zdobyła jednak zaledwie punkt. Sytuacja robiła się nieciekawa, bo spadek, pomimo kapitalnego startu Leszka Ojrzyńskiego był realny. 36 kolejka to mecz walki w Zabrzu, wygrany przez Wisłę po golu Merebaszwilego. Ostatni mecz, w Płocku z Zagłębiem Sosnowiec zakończył się remisem. W 80 minucie mogło być tragicznie, bowiem sosnowiczanie trafili w poprzeczkę. Po tym meczu Leszek Ojrzyński z pewnością został bohaterem kibiców Wisły. Zapewne kiedy prowadząc inny klub przyjedzie do Płocka, to płocczanie powitają go ogromnymi brawami.

Wszystkim wydawało się, że po Jerzym Brzęczku Wisła znalazła trenera, który poprowadzi klub, może nie po jakieś wielkie sukcesy, ale zapewni stabilność. Pomimo remisu w meczu pierwszej kolejki z Górnikiem Zabrze (1:1) był powód do optymizmu. Najgorsze jednak miało dopiero przyjść. Jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość, że Leszek Ojrzyński musi zrezygnować z funkcji trenera. Powodem były problemy osobiste i tu nie ma co pisać, wszystkie redakcje sportowe życzyły trenerowi, żeby wszystko się ułożyło. Chwilowo zastąpił go asystent, Patryk Kniat, ale docelowego trenera mieliśmy dopiero poznać.

Wybór padł na Radosława Sobolewskiego. Tak, tego samego, który kiedyś grał w Płocku, potem w Groclinie, aż w końcu wylądował w Wiśle Kraków, gdzie z miejsca stał się ulubieńcem kibiców. Debiut Sobolewskiego przypadł na 18 sierpnia 2019. Niestety, Wisła przegrała 1:0 z Piastem Gliwice, sensacyjnym mistrzem Polski. Szybko jednak nowy trener zaczął z klubem punktować. W pokonanym polu  zostawił Pogoń Szczecin – na wyjeździe 2:1, Legię Warszawa, z którą Wisła Płock wygrała spotkanie 1:0 i ŁKS Łódź, również 2:1. Po przerwie na kadrę, bilans trenera Sobolewskiego wynosił 2 – 2, bowiem w Lubinie skończyło się 0:5. Ale jak sam Sobolewski podsumował tę potężną porażkę, że woli przegrać raz 5:0 niż pięć meczów po 1:0.

Od meczu z Wisłą Kraków w Płocku (2:1) zaczęła się niesamowita seria w historii płockiego klubu. Kolejno: Raków Częstochowa (wyjazd) 2:1, Arka Gdynia (Płock) 4:1, Korona Kielce (wyjazd) 1:0. W końcu pamiętna data – 27 października. W Płocku Nafciarze pokonali Jagiellonię Białystok (3:1). Tego dnia gdzieś około godziny 14:30 Wisła Płock została liderem Ekstraklasy. I co to była za seria! Sześć wygranych z rzędu!

Ale jak to w sporcie bywa, raz jest lepiej, raz gorzej. Może apetyty kibiców były za bardzo pobudzone, ale zdarza się tak, że forma spada nie wiadomo kiedy. Do tego dochodzą kontuzje. I gdyby cieszyliśmy się z serii wygranych, przyszła seria sześciu meczów bez wygranej. Ledwie dwa punkty na osiemnaście możliwych. Mogło być ich więcej, ale terminarz Wisły nie rozpieszczał, bo zaczynała się powoli runda rewanżowa. Z Górnikiem udało się jeszcze zremisować (2:2 w Zabrzu), ale Lech i Lechia wygrali po 2:0, a Legia w końcu na własnym stadionie, 3:1.

Do końca rozgrywek w 2019 roku został jeden mecz. Kalendarz nie dość, że był „ciężki”, a tu jeszcze 21 grudnia zawitał do Płocka mistrz Polski z Gliwic. Piast nie grał ostatnio jakoś rewelacyjnie, ale trzeba przyznać, że… grać potrafią. Czy po ostatnim gwizdku sędziego słyszeli państwo w naszym mieście ten huk? To kamień z serca spadł wszystkim w Płocku, bo Wisła wygrała 2:1. Na uwagę zasługuje druga bramka „Mereby”, który z 17 metra 'kopnął’ tak, że bramkarz musiał wyciągnąć piłkę z siatki. To było naprawdę dobre zakończenie 2019 roku.

Rok temu Wisła miała 20 punktów na koncie i drżała do ostatniej kolejki o ligowy byt. Dziś punktów ma 30 i może śmiało patrzeć przed siebie. 

Na koniec słów parę o kluczowych postaciach w klubie. Przede wszystkim prezes, Jacek Kruszewski. Wierny Wiśle od lat. Przypomnijmy, objął klub, który był w drugiej lidze. Otoczył się jednak kapitalnymi ludźmi. Trzeba tu oddać honory Tomaszowi Marcowi czy Markowi Jóźwiakowi. No i ten najważniejszy  z punktu widzenia drużyny – Dominik Furman.

„Furmiemu” kończy się kontrakt z dniem 30 czerwca 2020 roku. Pamiętacie państwo ówczesną Petrochemię z Pawłem Miąszkiewiczem? Wypisz, wymaluj, dziś taką rolę pełni właśnie w płockiej drużynie Furman. Kapitalne rzuty rożne, z rzutu wolnego również potrafi przymierzyć. Po prostu – mózg drużyny. Sukcesów na swoim koncie ma bardzo dużo. Niektórzy zadając sobie pytanie, co jak odejdzie? Znając jednak podejście prezesa klubu, uważamy, że postara się zatrzymać Dominika w Płocku. 

Piłkarze mają teraz wolne do 8 stycznia 2020 r. Do wyjazdu na zgrupowanie do Turcji (Belek 16 stycznia – 26 stycznia) będą trenować w Płocku. Na 11 stycznia zaplanowany jest sparing, ale rywal póki co jest nie potwierdzony. 2 lutego, generalnym sprawdzianem przed pierwszym meczem w lidze (9 lutego z Pogonią Szczecin w Płocku, o godz. 12:30), będzie sparing z Legią Warszawa.

Łukasz Zieliński

Fot. Piotr Augustyniak.