Minister aktywów państwowych, Jacek Sasin, w programie „Gość Radia Zet” stwierdził, że termin 10 maja, aby tego dnia Polacy wybierali prezydenta Polski, jest „raczej trudny do zrealizowania”. winą obarczył Senat i opozycję. A kto jest winien wycieku karty do głosowania? – Nie wiemy, czy wyciekły fatyczne karty do głosowania, czy to pakiet wykradziony czy wyniesiony z firmy. Sprawę bada Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
W programie minister podał inne możliwe daty – w niedzielę, 17 bądź w sobotę, 23 maja. Dlaczego wybory nie mogą odbyć się 10 maja? Zdaniem Jacka Sasina winna tej sytuacji jest „złośliwość” Senatu.
Przypomnijmy, że posłowie przyjęli ustawę o wyborach korespondencyjnych, ta z kolei trafiła do drugiej izby. To właśnie minister aktywów państwowych – zgodnie z tą ustawą – miał określić (po zasięgnięciu opinii Państwowej Komisji Wyborczej) wzór karty do głosowania, a także zlecić przygotowanie pakietów wyborczych, określić sposób ich rozpowszechnienia wśród wyborców, operatora i odbieranie kopert zwrotnych, dalszy sposób postępowania z kopertami otrzymanymi przez obwodowe komisje wyborcze.
– Nie mam wpływu na to, że Senat pod wodzą marszałka Grodzkiego i większość opozycyjna w izbie postanowiła storpedować wybory prezydenckie w Polsce. Mógł Senat wcześnie rozpatrzyć. Tym bardziej, że wynik głosowania chyba z góry był wiadomy. Mówię tu absolutnie o złośliwości, o niczym innym, o próbie storpedowania wyborów. Tydzień przed wyborami Polacy rzeczywiście nie wiedzą, kiedy będą wybory i za ten galimatias odpowiada opozycja i Senat – powiedział Jacek Sasin na antenie Radia Zet w poniedziałek, 4 maja.
Prowadząca wywiad przypomniała, że można było wprowadzić stan nadzwyczajny. Jacek Sasin kontrował: – Konstytucja określa, w jakich sytuacjach można ten stan wprowadzić. Traktujemy poważnie konstytucję.
Dodał, że gdyby ustawa miałaby wejść w życie 7 maja, to „nie jest możliwe przygotowanie procesu wyborczego w ciągu 2 dni”. Tymczasem zgodnie z ustawa pakiety wyborcze powinny zacząć trafiać do wyborców na 7 dni przed wyborami, czyli od 4 maja. – Ale nie mogą trafiać, bo nie ma ustawy – dopowiadał minister. Kolejne pytanie dotyczyło wcześniejszego zlecenia drukowania kart do głosowania, i to pomimo braku ustawy. – Tak, zleciliśmy na podstawie decyzji pana premiera. Druk zlecono Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. W oparciu o tę decyzję, o ustawę, aby wybory mogły odbyć się w konstytucyjnym terminie. A konstytucja jasno zakreśla, do 23 maja muszą odbyć się wybory.
Ale 23 maj to sobota… Czy w takim razie 23 maja byłby dniem wolnym od pracy? – Działamy w stanie wyższej konieczności, w stanie nadzwyczajnym. Z jednej strony mamy mocne rygory konstytucyjne, zaś z drugiej obstrukcję opozycji, która uniemożliwiła przeprowadzenie wyborów w terminie, który wskazała wcześniej marszałek Sejmu.
Na pytanie prowadzącej wywiad, czy rozważany jest scenariusz, zgodne z którym to Andrzej Duda podaje się do dymisji, co pomogłoby na nowo rozpisanie wyborów w dowolnym terminie do połowy lipca, minister Sasin odpowiedział: – Pan prezydent ma swoją kadencję do 6 sierpnia i jestem przekonany, że do tego czasu odbędą się wybory, które, mam nadzieję, potwierdzą mandat pana prezydenta na drugą kadencję. Teoretycznie jest to sposób na doprowadzenie do wyborów prezydenckich, ale dzisiaj tym sposobem jest ustawa o wyborach korespondencyjnych, ten proces legislacyjny trwa. 6 maja Senat się w tej sprawie wypowie. A pan prezydent jest niezależny w swoich działaniach. To zawsze decyzja prezydenta. Dzisiaj jedynym scenariuszem, który bierzemy pod uwagę, jest ustawa o głosowaniu korespondencyjnym i wybory zorganizowane na tej podstawie – powtarzał.
Fot. Pixabay