Po sześciu z dziesięciu spotkań, jakie w czasie przedłużonej rundy jesiennej w Lotto Ekstraklasie zostaną rozegrane na stadionie im. Kazimierza Górskiego, Wisła Płock może pochwalić się średnią frekwencją wynoszącą 7 575 widzów. Taki wynik gwarantuje Nafciarzom dziewiąte miejsce w ligowej stawce, czyli… patrząc na samą pozycję, jest o trzy miejsca gorzej niż pod względem „piłkarskim”.
Nie oznacza to jednak, że jest źle. Wręcz przeciwnie. Jak na razie jest bardzo dobrze, choć jesienią lepiej już raczej nie będzie. Głównie ze względu na infrastrukturę, z którą wiąże się kilka czynników, mających mniejszy lub większy wpływ na to ilu kibiców przychodzi na obiekt przy Łukasiewicza 34. Dotychczas najwięcej fanów było na meczu z Legią Warszawa – 9 679 (bez kibiców gości), a najmniej na spotkaniu z Pogonią Szczecin, choć wtedy akurat powstało małe zamieszanie. Klub przekazał delegatowi, a co za tym idzie, także spikerowi – frekwencję 5 620 i taka też liczba została przekazana do Ekstraklasy, przez co wliczyłem ją również w to zestawienie. Problem w tym, że ta liczba została podana zbyt wcześnie. Widzów na tym meczu było więcej – ponad 6 000, ale znacząco nie wpłynie to na poniższą analizę.
Wysoka czy też dobra frekwencja – jak zwał tak zwał – w Płocku, ale przecież nie tylko, jest wypadkową:
– terminu,
– pogody,
– rywala,
– wyników,
– marketingu.
I chyba jeszcze klasy rozgrywkowej, ponieważ rok temu po sześciu meczach na stadionie im. Kazimierza Górskiego w Płocku – średnia frekwencja wynosiła zaledwie 836 widzów (najwięcej oglądało wówczas mecz z Arką – 1 720, a najmniej z Bytovią – 540). Obecnie Nafciarze notują więc skok o… 906%! Dla porównania gdynianie mieli wtedy średnią frekwencję wynoszącą 4 196 widzów, a teraz mają… sami zobaczycie jaką.
Jednak jako, że miesiące „ciepłe” coraz szybciej odchodzą w zapomnienie to i wzrostu frekwencji w pozostałych czterech spotkaniach rundy nie należy się spodziewać. Jeśli już to spadku, ponieważ nawet utrzymanie obecnego stanu, niewątpliwie byłoby sporym sukcesem.
Z drugiej strony na czerwcowej konferencji prasowej przed rozpoczęciem sezonu, prezes płockiego klubu – Jacek Kruszewski średnią ekstraklasową frekwencję w Płocku szacował na około 5 000, tak więc ta aktualna jest wyższa od spodziewanej o… połowę. W związku z tym zapytałem prezesa o obecne odczucia na temat frekwencji.
– Jeśli chodzi o frekwencję to jestem zadowolony, bo rzeczywiście tych ludzi na meczach jest dużo. Wiadomo było, że początkowe mecze ściągną nam kibiców na trybuny. Inauguracja z Lechią, Legia, później liderująca Jagiellonia, ale już Korona i Pogoń – średnio atrakcyjni rywale, a frekwencja wciąż była zadowalająca. Pocieszające jest też to, że gramy na takim starym stadionie, a Ci ludzie jednak przychodzą. Byłoby ich jeszcze więcej – jestem o tym przekonany – gdybyśmy mieli stadion taki, jak na przykład ma Arka Gdynia. Myślę, że bylibyśmy wtedy nawet w czołówce krajowej – tłumaczył Jacek Kruszewski.
– Takie są jednak czasy, że ludzie wymagają komfortu, każdy mecz jest w telewizji na żywo, dlatego też przyjście na stadion nie jest dzisiaj takie oczywiste jak kiedyś. Bilety są dosyć tanie, promocja meczów w mieście i Internecie także jest dobra, dlatego też na pewno cieszymy się z tego co jest, ale ciekaw jestem, co będzie późną jesienią. Zmieni się pogoda i pojawi się problem braku dachu na stadionie. Zadaszony obiekt daje zupełnie inne możliwości, a u nas będzie to trochę utrudnione. Z drugiej strony jeżeli kibic przychodzi to widzi, że mamy niezły zespół, nieźle grający, strzelający bramki, więc na pewno warto Wiśle kibicować – kontynuował prezes Nafciarzy.
– Ja ze swojego doświadczenia powiem, że mi nigdy nie przeszkadzała aura – śnieg, deszcz, ulewy, urwania chmur, bo tak było wielokrotnie. Nie przeszkadzał mi także brak krzesełek na stadionie, bo i tak się zdarzało przecież nie raz. Jeśli chodzi o obecne kibicowanie to właśnie tego bym sobie życzył, by nic nie stawało na przeszkodzie we wspieraniu swojej drużyny, chociaż tak jak wspominałem zdaję sobie sprawę, że to są inne czasy – dodał na koniec Kruszewski.
W tym roku do beniaminka z Mazowsza przyjadą jeszcze: Górnik Łęczna, Arka Gdynia, Piast Gliwice i Ruch Chorzów, czyli jeden klub z wyższą domową frekwencją (Arka – 9 484) oraz trzy z niższą (Łęczna – 4 855, Piast – 4 487, Ruch – 6 847). Poza tym płocczanie jak na razie zostawiają w tyle także: Koronę Kielce – 6 428, Pogoń Szczecin – 5 825, Zagłębie Lubin – 5 684 i Bruk-Bet Termalikę Nieciecza – 3 991.
Wśród tej siódemki są cztery kluby z miejscowości mniejszych niż Płock: Górnik Łęczna, Ruch, Zagłębie i Bruk-Bet Termalica, ale też trzy z większych: Piast, Korona i Pogoń, a to o Wiśle i jej kibicach świadczy akurat dobrze. Nie można przy tym jednak zapominać, że miasto Płock czekało na ekstraklasę aż 9 lat, co na początku sezonu przełożyło się na większe zainteresowanie meczami Nafciarzy. Do tego doszli jeszcze dobrzy rywale: Lechia, Legia i Jagiellonia.
Dwa ze wspomnianych siedmiu klubów z gorszą frekwencją od Wisły, grają na obiektach równie przestarzałych jak w Płocku (Ruch, Pogoń), jedni grają na wyjeździe (Łęczna w Lubinie), jedni na najmniejszym obiekcie w lidze (Bruk-Bet Termalica), a pozostałą trójka na nowoczesnych stadionach oddanych do użytku w latach: 2006, 2009 i 2011. Konfrontując to z ostatnią, poważniejszą modernizacją płockiego stadionu – wymianą krzesełek na plastikowe – mającą miejsce w roku 1996 (później zamontowano jeszcze elektroniczną tablicę wyników – 1999 i sztuczne oświetlenie – 2000), jasnym jest, że kraj pod względem infrastrukturalnym „trochę” Nafciarzom odjechał.
Świadczy o tym także to, że każdy z ośmiu klubów mających średnią frekwencję na wyższym poziomie – Lechia, Lech, Jagiellonia, Legia, Wisła Kraków, Śląsk, Cracovia i Arka – posiada nowoczesny obiekt, ale jednocześnie każdy z tych klubów pochodzi z miasta o wiele większego niż Płock, przy czym najmniejsza z tego grona Gdynia ma około 250 tys. mieszkańców.