Piątek miał przynieść przełomowy moment w historii Płocka – prawomocny wybór wykonawcy wiaduktu kolejowego w al. Piłsudskiego. Na razie przyniósł odwołanie jednego z oferentów i przetarg przedłużył się. I niepotrzebnie w ubiegłym tygodniu wybuchła dyskusja o sensie budowy tego skrzyżowania.
Argumenty przeciwko tej inwestycji to:
1. budowa wiaduktu utrwali przebieg linii kolejowej przez centrum Płocka
2. wiadukt powinien być inny, powinien być przeprojektowany. Ponieważ nie będzie budowy tramwaju – zjazd dla samochodów pod linię kolejową może być ostrzejszy, czyli wykop może być mniejszy i tańszy
3. w pierwszej kolejności powinna powstać obwodnica, która przejmie ruch tranzytowy, a potem powinna zacząć się budowa wiaduktu. Inaczej korki sparaliżują miasto
4. czy w ogóle jest sens budować wiadukt, jeśli Marszałek Mazowsza Adam Struzik chce budować w porozumieniu z rządem linię kolejową z Modlina do Płocka?
Cała ta dyskusja jest zbędna. Choćby z powodu odpowiedzi na jedno pytanie: czy już nikt nie pamięta jak to się stało, że Płock został przecięty linią kolejową w pół?
Właśnie! Miasto planiści rozpychali w kierunku Warszawy, ignorując tory, bo były to lata 70., a w centralnym planie rządu nadzorowanego przez pierwszego sekretarza Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Edwarda Gierka była budowa Centralnej Magistrali Kolejowej z południa na północ kraju. Do dziś niedaleko Płocka są całe hektary niezabudowanych terenów, po których miała przebiegać linia kolejowa. Równo z jej układaniem miała trwać rozbiórka płockiej linii kolejowej.
Ani jedno, ani drugie się nie wydarzyło. CMK nie powstała, a linia przecinająca Płock – została. Utrwalona na lata i zmodernizowana. Bez żartów, może mało kto zauważył, że od kilku lat tory w Płocku są wymienione na nowe, cichobieżne i przede wszystkim bardzo stabilne. Ryzyko wykolejenia się cysterny z powodu usterki linii jest minimalne.
Dlatego kolejarze wzruszają ramionami, gdy słyszą hasła ograniczenia transportu niebezpiecznych ładunków przez miasto. Nie po to inwestowali pieniądze, by jeździć dookoła.
Nie wyciągnęliśmy żadnych wniosków z gierkowskiej lekcji?
Przecież teraz może być podobnie: linia z Modlina nie powstanie, a Płock zostanie z torami bez wiaduktu kolejowego. Jeśli jest dokumentacja, są pieniądze i zaraz będzie wykonawca – nikt nie powinien się wahać.
Tym bardziej, że każde skrzyżowanie linii kolejowej z drogą dla samochodów jest miejscem potencjalnego wypadku i katastrofy. A skrzyżowanie w al. Piłsudskiego – szczególnie. Ile razy kierowców witały tam szlabany, połamane przez rozpędzone pojazdy? Ile razy się te szlabany zacinały i obok nich witał przejeżdżających znak: uszkodzona rogatka? Jak długo trzeba czekać na wypadek, by uciszyć tych, co mają jeszcze jakiekolwiek wątpliwości?
A że powstaną korki w czasie budowy wiaduktu? Kto będzie głośno o tym mówił niech raz w życiu wyjedzie do Warszawy, Poznania, Gdańska. I sprawdzi co znaczy słowo: korki.