Nie udało się. Misja powrotu Ivicy Vrdoljaka na boiska polskiej ekstraklasy, rozpoczęta 14 września 2016 roku, oficjalnie zakończyła się niepowodzeniem. Chorwatowi jesienią zdarzało się trenować z zespołem, ale kontuzja okazała się silniejsza. Kto mógł się spodziewać?
33-latek długo był najdroższym piłkarzem, jakiego kupił polski klub. Ivica zadomowił się w Polsce i w Legii spędził pięć sezonów. Ostatni mecz w barwach Wojskowych rozegrał 17 maja 2015 roku. Od tej pory kontuzja. Zimą poprzedniego sezonu opuścił zgrupowanie warszawskiego klubu i został przesunięty do zespołu rezerw. Ostatniego dnia letniego okna transferowego rozwiązał kontrakt, a kilka tygodni później był już zawodnikiem Wisły Płock.
Klinika Orto-Med Sport, jak rozumiem, dała gwarancję lub przynajmniej wysoko oceniła szanse na dojście Vrdoljaka do pełnej sprawności. Wcześniej piłkarz mówił otwarcie, że grozi mu kalectwo. Sami przyznacie, że to, delikatnie mówiąc, nieco rozbieżne diagnozy. Nafciarze zdecydowali się jednak wyciągnąć do niego rękę. Pod pewnymi warunkami.
– Jeżeli Vrdoljak będzie gotowy do gry w styczniu to wtedy będzie miał kontrakt na jakimś poziomie, jeżeli nie to temat jest prosty do rozwiązania. Na dzień dzisiejszy wygląda to tak, że jest blisko podjęcia treningów na pełnym obciążeniu. Nie do końca wygląda to tak jakby on sam chciał i tak samo my, bo nie będziemy owijać w bawełnę, że jest idealnie. Cały czas czekamy na taki moment przełomu – mówił o sytuacji Ivicy trener Marcin Kaczmarek na spotkaniu z kibicami 24 listopada 2016 roku.
Blisko dwa miesiące po tych słowach było prawie przesądzone, że nic z tego nie będzie. A to dlatego, że w dniu powrotu płocczan do treningów (9 stycznia 2017 roku) Chorwat wciąż nie był gotowy na 100%. Piłkarz za zgodą klubu podjął jeszcze ostatnią próbę leczenia w klinice w Splicie, lecz szkoleniowiec Wisły i tak nie brał go pod uwagę w kontekście rundy wiosennej.