Po pięciu kolejkach sezonu 2014/2015 można odnieść wrażenie, że płockie koszykarki radzą sobie przede wszystkim z drużynami uniwersyteckimi. Z pozostałymi, niestety, przegrywają. Nawet u siebie.
Przed rozpoczęciem obecnych rozgrywek zapowiedzi były niezwykle ambitne. Mon-Pol miał walczyć o miejsce w pierwszej piątce pierwszoligowej grupy A. Oczywiście, nikomu przez myśl nie przeszłaby walka o awans do ekstraklasy. Chodziło raczej o uniknięcie gry w fazie play-out. Wiceprezes Tomasz Marzec tłumaczył, że gra w górnej połówce zapewniłaby niezbędny spokój. A przede wszystkim dałaby możliwość sprawdzenia zawodniczek, które większość meczów oglądając z perspektywy ławki rezerwowych. Niestety, okazało się, że między przedsezonowymi zapowiedziami a ligową rzeczywistością istnieje prawdziwa przepaść.
Przymierzając się do miejsca w górnej połówce swojej grupy pierwszej ligi. Mon-Pol powinien wygrywać nie tylko we własnej hali, ale również w meczach wyjazdowych. Po czterech pierwszych kolejkach płocczanki miały jednak idealnie remisowy bilans – dwa zwycięstwa u siebie i dwie porażki na wyjazdach.
Mecz z warszawską Polonią miał dać płocczankom kolejny komplet punktów zdobyty we własnej hali. I przez pierwsze dziesięć minut można było mieć nadzieję, że tak się stanie. Żadna z drużyn nie była w stanie wypracować sobie znaczącej przewagi, a wynik zazwyczaj oscylował wokół remisu. W drugiej kwarcie zarysowała się jednak bardzo wyraźna przewaga przyjezdnych, które grały niemal bezbłędnie, wykorzystując przy tym każdą niedokładność miejscowych. Kiedy zabrzmiała syrena oznajmiająca zakończenie pierwszej połowy, Polonia miała 13 punktów przewagi.
Po zmianie stron zmieniła się również sytuacja na parkiecie. Miejscowe powoli, ale systematycznie odrabiały straty do zespołu z Warszawy. Przed ostatnią kwartą Mon-Polowi brakowało już tylko pięciu punktów, aby wyrównać stan meczu. Końcówka meczu zapowiadała się więc pasjonująco. I taka właśnie była. O ile jednak w meczu z Uniwersytetem Gdańskim pościg Mon-Polu zakończył się powodzeniem, tym razem było inaczej. Płocczankom zabrakło czasu, aby cieszyć się z wygranej.
Jednego podopiecznym trenerów Ireneusza Jasińskiego i Michała Mrówczyńskiego na pewno odmówić nie można. Umieją tworzyć napięcie, jakiego nie powstydziliby się nawet najwięksi mistrzowie suspensu. Szkoda tylko, że nie każdy thriller z ich udziałem kończy się szczęśliwym rozwiązaniem (czytaj – zwycięstwem).
Mon-Pol Płock – SKK Polonia Warszawa 70:73 (19:19, 6:19, 22:14, 23:21)
Mon-Pol: Janas 16, Kutycka 7, Lichomska 15, Pytlarczyk 22, Sikorska 8, Wierzbicka 2, Gruchot, Urbaniak
Polonia: Małaszewska 28, Maj 13, Gawryszewska 6, Paczkowska 13, Błajda 11, Cwyl 2, Kolasińska, Stankiewicz, Zduniak