Udostępniam oświadczenie, które skierowałam do płockich mediów. Wszystkim którzy kibicowali mi w roli szefowej Sojuszu Lewicy Demokratycznej za każdy like bardzo dziękuję! – napisała Litosława Koper w poście na Facebooku.
Oświadczenie szefowej płockich struktur SLD cytujemy w całości:
„21 października 2018 wyborcy Polacy poszli do urn i wybrali przedstawicieli lokalnych władz. Były to wybory niezwykle ważne, ponieważ pozwalały zweryfikować rzeczywiste poparcie dla „dobrej zmiany” i pokazywały jakiego samorządu chcą nasi rodacy. Niestety w tym obrazie zabrakło miejsca dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej, który, mimo przekroczenia progu wyborczego i wprowadzenia pojedynczych osób do sejmików, osiągnął wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań i swojego potencjału. Jeżeli dodamy do tego problemy trapiące nasze ugrupowanie na etapie przygotowań do kampanii, zobaczymy, gdzie tak naprawdę się znaleźliśmy i zdecydowanie nie jest to miejsce, gdzie znaleźć byśmy się chcieli.
Płock nie jest tu niestety wyjątkiem. Pomimo osiągnięcia wyniku wyższego niż średnia krajowa, nie udało nam się wprowadzić do Rady Miasta żadnego radnego. Możemy poprawiać sobie humor zrzucając winę na nieuczciwą ordynację, sposób liczenia głosów premiujący duże ugrupowania czy brak własnych mediów, ale bolesna prawda jest taka, że przegraliśmy. Dostaliśmy od płocczan czerwoną kartkę i nie tylko nie odzyskaliśmy realnego wpływu na przyszłość miasta (którego nie mamy od 2014 roku), ale też wypadliśmy poza główny nurt lokalnej polityki i pozostaniemy tu przynajmniej przez pięć najbliższych lat. Nie lepiej sytuacja wygląda w mazowieckim sejmiku gdzie także zabraknie ludzi Lewicy.
W czasie kampanii udało się zbudować wielobarwną i różnorodną koalicję z naszymi partnerami z Partii Zieloni, Stowarzyszenia TuMy czy Klubu Niezależnej Myśli Politycznej. Na naszych listach znalazło się też wiele osób prywatnych, często politycznych debiutantów, którzy poświęcili swój czas i pieniądze, ponieważ uważali, że we władzach miasta musi być lewicowa reprezentacja. Wyjątkowo słabo na tym tle wypadliśmy my – trzynastu członków naszej partii zdecydowało się kandydować w wyborach. Wielu, pomimo usilnych próśb ze strony Zarządu, nie chciało startować pod szyldem Sojuszu. Opinia, że logo SLD to bardziej ciężar niż atut stała się smutną rzeczywistością.
Była to dziewiąta kampania, w której uczestniczyłam i z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że najtrudniejsza. Wielogodzinne negocjacje, niekończące się rozmowy, niespójność wewnętrzna, zalew biurokracji i znikoma pomoc (zarówno materialna, jak i organizacyjna) ze strony centrali sprawiły, że nie tylko zmuszeni zostaliśmy do prowadzenia samodzielnej kampanii, ale też robiliśmy to w wyjątkowo niesprzyjających warunkach. Mimo to działaliśmy, byliśmy widoczni i staraliśmy się docierać do mieszkańców z naszym programem i pomysłami. Okazało się, że nie dość skutecznie.
Uważam, że jako lider koalicji zrobiłam w ostatnich miesiącach wszystko co było w mojej mocy, żeby odnieść wyborczy sukces. Zdaję sobie jednak sprawę jakie są reguły gry politycznej i że trzeba brać odpowiedzialność za niepowodzenia.
Z tego powodu wczoraj złożyłam rezygnację z funkcji Przewodniczącej Rady Miejskiej Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Robię to nie pod wpływem impulsu, ale kierując się honorem i uczciwością oraz z nadzieją, że będzie to wskazówka do działań dla struktur i władz SLD na szczeblu wojewódzkim i krajowym podczas oceny wyników wyborów samorządowych.
Podejmując tę decyzję uświadomiłam sobie, jak bardzo w ostatnim czasie działania liderów naszej partii rozmijają się z moimi osobistymi poglądami. Zamiast formacji dbającej o najsłabszych, reprezentującej osoby wykluczone, walczącej o prawa mniejszości (wszystko jedno czy narodowych, czy seksualnych) i ideały równości, dzisiejsze SLD stało się dworskim stronnictwem tak zapamiętałym w intrygach, wewnętrznych rozgrywkach i dziwacznych sojuszach, że zapomniało o swoich wyborcach.
Po kryzysie 2008 roku mogliśmy stać się głosem oburzonych, nośnikiem nowej rewolucji społecznej, ale woleliśmy zabiegać o względy rządzącej prawicy, stawiać na egzotycznych kandydatów i ignorować kolejne klęski. Dziś mam wrażenie, że władze naszej partii myślą nawet o współpracy z „dobrą zmianą”. Wczorajsza konferencja prasowała była niczym innym jak próbą gaszenia przedwczesnego pożaru. Są granice, których nie powinno się przekraczać w pogoni za stanowiskami. Są też granice lojalności i tolerancji dla takich pomysłów. Moje zostały przekroczone.
Mimo to wierzę, że dla lewicy jest miejsce na polskiej scenie politycznej. Nie wiem pod jakim szyldem, ale jestem pewna, że się ona odrodzi. Wolność, równość i braterstwo to hasła, które nic nie straciły ze swojej aktualności. Socjaldemokracja musi jedynie zaproponować wizję przyszłości, która tak jak wielokrotnie w przeszłości bywało porwie tłumy oczekujące zmian. Wiatr historii zawieje jeszcze z odpowiedniej strony.
Odchodząc, chciałam jeszcze podziękować wszystkim, którzy zaangażowali się w kampanię, czy to jako kandydaci czy, ciężko pracujący na drugiej linii, sztabowcy. W tym trudnym dla SLD czasie dziękuję zaangażowanym członkom partii, Piotr Tollik – bez Ciebie nie dałabym rady – dziękuję. Skarbnik … szacun. Szczególne słowa uznania kieruję w stronę Wojciecha Hetkowskiego, który nie tylko przez wiele lat był głosem Lewicy w płockim samorządzie, ale i w ostatnich wyborach osiągnął wynik, który w innych okolicznościach zagwarantowałby mu miejsce w Radzie.
Serdecznie dziękuję płockim mediom, które podczas całej mojej kadencji w rzetelny i uczciwy sposób informowały o działaniach płockiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej.”
Fot. Archiwum prywatne Litosławy Koper.