Dług – każdy wie co oznacza to słowo. Bywają one różne i w różnych wysokościach. I na pewno nie jest on powodem do dumy. – Świadczy o złej gospodarności i nie umiejętnym zarządzaniu – tak pomyśli ktoś, kto długów nie ma. Ale jest też druga strona medalu…
Na wczorajszej Sesji Rady Miasta Płocka, poruszany był problem zadłużenia naszego miasta. Według szarego człowieka, który zarabia 2,5 tys. zł, kwoty rzucane na sesji były niewyobrażalne – 472,2 miliona złotych, 172 miliony czy 100 milionów. Dużo? W skali polskiej rodziny sporo. Jednak w tej chwili nasuwa się pytanie. Na co przeznaczane są te pieniądze? I pewnie jak się rozejrzymy dokładnie, szybko znajdziemy odpowiedź.
Bardzo może zdziwić w tej sytuacji fakt zadłużenia bardzo bogatego naszego sąsiada, czyli PKN Orlen. Najbogatsza spółka Skarbu Państwa, gigant na rynku rafineryjno – petrochemicznym ma również długi. – Zadłużenie finansowe netto grupy Orlen na koniec września 2017 roku wyniosło 568 mln zł – informuje Polska Agencja Prasowa. Nikt na Sesji o tym nie wspomniał, a przecież spokojnie mógł, bo to spółka Skarbu Państwa i można omawiać jej wyniki finansowe. Ale nie będziemy się skupiać na drobiazgach.
Idźmy dalej. Nasz piękny kraj. Chyba wszyscy, którzy odrobinę interesują się polityką, wiedzą jaka była ogromna afera, kiedy dług Polski w ubiegłym roku przekroczył z dużym haczykiem bilion złotych. Ale co tam Polska, podczas płockiej sesji miejskich radnych nikt o niej nie pamiętał. Szkoda. Najważniejszy był „nasz” dług.
A prawda jest taka, że aby się rozwijać, budować, inwestować, a nie siedzieć z założonymi rękami i czekać… na mannę z nieba, kredyty są wręcz niezbędne. W dzisiejszym świecie dług stał się atrybutem rozwoju. Ważnym faktem też jest suma kredytu, które miasto chce zaciągnąć w tym roku – to 100 milionów zł. Czy komuś, kto jest niewypłacalny ktokolwiek dałby kredyt? Otóż, nie ma takiej możliwości. Pewnie wiele osób to wie, które starały się o kredyt czy pożyczkę i go nie otrzymały z powodu braku zdolności kredytowej. Nasze miasto taką zdolność posiada, bo jednak kredyty brać możemy. Ale o tym też cicho sza na sesji. No bo po co chwalić, że coś w mieście się dzieje. Remontuje się ulice, nabrzeże wiślane, rewitalizuje stare budynki, powstaje stacja roweru miejskiego, zmienia się tabor w komunikacji miejskiej. Nie wspomnę o obwodnicy, remontach przedszkoli, szkół czy o budowie stadionu, który może stać się wizytówką miasta.
Szkoda, że miejscy rajcy zapominają, że każdy kto chce się rozwijać i nie stać w miejscu, potrzebuje zewnętrznego finansowania. I dotyczy to praktycznie każdego. Od zwykłej rodziny Kowalskich począwszy, poprzez ogromne koncerny i instytucje, a skończywszy na największych państwach tego świata. – Polska nie mogłaby dokonać ogromnych inwestycji infrastrukturalnych dofinansowywanych z UE, gdyby nie pożyczała pieniędzy, gdyż korzystanie ze środków UE wymaga wkładu własnego – podkreśla w swoim artykule Piotr Wójcik w portalu „Niezależna”. O tym też przeciwnicy płockiego długu zapomnieli podczas obrad.
Już widzę falę wylanego hejtu na mnie. – Przecież ktoś ten dług będzie musiał spłacić – usłyszę. Tak. I spłacać będziemy, jeżeli nie nasz, płocki to krajowy – polski. I chyba lepiej spłacać go w okolicznościach rozwiniętego i pięknego miasta, niż patrząc na dziurawe ulice, stare wodociągi czy przedszkola rodem z rachitycznego krajobrazu. Aha i jeszcze jedno. Należy wytłumaczyć młodszemu pokoleniu, że mogliśmy nie zadłużać Polski czy Płocka – chociaż mieliśmy możliwości korzystać z milionów euro, ale myśmy nie chcieli, bo chodziło o… spokojny sen płockich radnych.