Sentymentalnie, czyli tęsknota za wspaniałymi czasami płockiej piłki ręcznej

Wiele osób pomyśli, że nie ma na co narzekać. Wisła gra regularnie w Lidze Mistrzów, regularnie zajmuje miejsca na podium polskiej ligi, gra w finałach Pucharu Polski, ale jednak czegoś brakuje…

Bardzo chętnie cofnę się w czasie. 15 lat wstecz, albo 20. Wtedy była Wisła, a rywale „srali w gacie już na moście”. I była też jakość. I doping! Po bilety stało się nocą, żeby tylko być na meczu. Dziś nic z tego nie ma. Gra słabiutko wygląda chociaż … dojście na remis i szansa na wygraną to taki pozytyw, ale co daje? Nic. Doping? Bez komentarza. Krzyczenie: wszyscy wstają, a potem „Wisła grać k…a mać” to nie jest sposób na doping. Na pewno nie! I puste trybuny. Przerażające to jest, jak kibice się odwrócili od tej drużyny. Ja nie, bo kibicem się jest na zawsze, a nie na sezon czy dwa. Bramka Jose z wolnego słusznie nieuznana. Milimetry decydowały o błędzie ale jednak.”

Taki wpis zamieściłem po niedzielnym remisie Orlen Wisły z IFK Kristianstad (25:25). Do wygranej zabrakło jednej bramki, ale gdy prześledzimy drugą połowę, to można zaryzykować stwierdzenie, że to Szwedzi wypuścili wygraną z rąk. Ze stanu 17:15 dla Wisły wyszli na prowadzenie 18:23. I właśnie ta pogoń płocczan przywołała jakże przyjemne wspomnienia, taki swoisty powrót do przeszłości.

27-letnią passę zdobywania medali w polskiej lidze, która trwa do dziś, szczypiorniści Wisły rozpoczęli od brązu w 1990 roku. Moje pierwsze doświadczenie kibicowania w legendarnym „Blaszaku” miało miejsce w roku 1995. Jako prawie 15-latek przeżyłem coś nowego w życiu, co mnie zafascynowało. Można powiedzieć, że z miejsca zakochałem się w płockiej drużynie. A jeszcze pokonanie Iskry Kielce 33:18 w decydującym meczu finałowym to była taka, cytując klasyka „Truskawka na torcie”.

No i zaczęło się. Zrywanie z liceum na wagary żeby kupić bilety, kilkugodzinne stanie w kolejkach po nie przed decydującymi meczami. To wszystko w odniesieniu do teraźniejszości jest tak pięknym wspomnieniem, że gdyby można było je drukować, stało by dziś obok zdjęcia Wisły. Do tego doszły wyjazdy w znakomitej grupie kibiców. A gdy mecze odbywały się w Płocku, to w naszej hali momentami było gorąco jak w przysłowiowym piekle. Pewnego majowego dnia wychodząc na przerwę stwierdziłem, że jest mi zimno. A na dworze było jakieś plus 25 stopni Celcjusza. 

No i ta drużyna…

Na samą myśl aż się łza w oku kręci. Grali w niej płocczanie, a gdy przychodził ktoś z zewnątrz, to taki kogo można było zaakceptować z góry i mieć przekonanie, że będzie dawał z siebie wszystko. Do dziś śmiejemy się ze znajomymi, że Tomasz Paluch nie musi zmieniać rejestracji swojego auta, bo jako jedyny w Płocku może jeździć na kieleckich blachach. Między innymi właśnie On zyskał ogromny szacunek kibiców. Z obecnego składu bezdyskusyjnie trzeba wspomnieć o Marcinie Wicharym. Mam wrażenie, że on nie pochodzi z Zabrza, a właśnie z Płocka.

Z „Blaszak Areną” Nafciarze pożegnali się w 2010 roku brązowym medalem, po porażce w półfinałach z MMTS Kwidzyn. Ten wynik to był cios dla wielu kibiców. Ledwie dwa lata wcześniej Wisła zdobyła szósty tytuł mistrzowski. A we wspomnieniach wracał też m.in. mecz z THW Kiel, który wygraliśmy 32:31 i hala po prostu… odleciała. Grzesiek Szkopek (mój kolega) i ja również, bo darliśmy się wniebogłosy!

Od listopada 2010 roku Wisła grała już w nowej Orlen Arenie. Hala piękna, wielofunkcyjna, ale niestety brakuje czwartej trybuny. O czym nie raz już wszyscy pisali i mówili, potworny błąd projektantów. Nie zmienia to faktu, że na meczach z gigantami światowej piłki ręcznej, takimi jak FC Barceloną, THW Kiel, PSG czy Vardarem Skopje, generalnie komplet publiczności był normą. Prawie 5500 kibiców, tworzących fantastyczną atmosferę. Taka też była na zakończonych siódmym tytułem mistrzowskim w 2011 roku.

Zmiany zachodziły też, co oczywiste, na stanowiskach prezesów czy trenerów. W 2010 roku stery w klubie objął Andrzej Miszczyński. Wszystko wskazywało na to, że Wisła będzie miała prezesa na lata. Już rok później płocka drużyna zdobyła tytuł mistrzowski i wydawało się, że jest pięknie. Lars Walther wydawał się również trenerem, z którym można będzie myśleć tylko o sukcesach. Niestety. W 2013 roku najpierw odchodzi Lars, a w maju rezygnuje z funkcji prezesa Miszczyński. Powody? Szczerze, to sam do końca nie wiem o co chodziło, ale może Miszczyński zaczynał przeczuwać, że polityka zacznie odgrywać coraz większą rolę w Klubie? I chyba coś w tym jest.

Od roku 2013 do chwili obecnej, oprócz pojedynczych sukcesów w meczach ligowych czy pucharowych, nie osiągnęliśmy nic. Wiecznie drudzy. W lidze i Pucharze Polski, zawsze są problemy z wyjściem z grupy Ligi Mistrzów. A w obecnym sezonie to już jest… mission impossible! Nie tak to chyba miało wszystko wyglądać. Zresztą komentarze, które wyrażają różne osoby na różnych forach, świadczą o tym, że polityka jednak na dobre zagościła w Orlen Wiśle Płock. Sukcesy następców Miszczyńskiego po prostu przemilczę…

Gdzieś tak od 2016 roku bronię się przed utratą nadziei, że w Płocku coś jeszcze z płockich szczypiornistów uda się wycisnąć. Gdzie te czasy, gdy idąc na mecz człowiek myślał tylko o tym, iloma wygrają. Kiedy przyjeżdżały do nas Kielce, to ekscytacja przed meczem zaczynała się we czwartek, a opadała w poniedziałek! A dziś? Momentami to autentycznie nie chce się iść na halę, co widać po trybunach. Pustki. Coraz częściej…pustki.

Doping? Ostatnie wydarzenia również nie pozostały bez echa. Zachęcanie wszystkich kibiców do krzyczenia: „Wisła grać, k…a mać!” to jawna kpina. Przypominam, że na hali często są też dzieci! I jeszcze kłótnie między jedną grupą, a drugą, bo ci zrobili tak, a tamci powiedzieli tak. Jest to po prostu bardzo przykre i kiedyś było nie do pomyślenia. Kibice byli jednością, dziś o tym można tylko pomarzyć.

Wielu z kibiców domaga się dymisji Piotra Przybeckiego. Kto za niego? Był Manolo Cadenas, ale komuś nie pasowało, że albo paru zawodników się przy nim rozwinęło, jak np. Kamil Syprzak, który trafił do Barcelony, albo znów nie było Mistrzostwa Polski. Ale jakość była! I drużyna! A dziś mam wrażenie, że pozostało niewiele. 

Prezesowi Adamowi Wiśniewskiemu życzę powodzenia, a nam kibicom cierpliwości, że jeszcze może kiedyś będzie… przepięknie.

Łukasz Zieliński.

Fot. Archiwum Dziennik Płocki.