Trzecia wygrana z Azotami Puławy jest jednoznaczna z awansem Wisły do finału fazy play-off PGNiG Superligi. Radość z wywalczenia 26. z rzędu medalu Mistrzostw Polski miesza się jednak z niepokojem o kontuzjowanego Mateusza Piechowskiego.
– Płocczanie we własnej hali byli od nas lepsi, ale w drugim meczu udowodniliśmy, że jesteśmy w stanie z nimi powalczyć – mówił po dwóch porażkach w Orlen Arenie kołowy Azotów Mateusz Kus. – Mam nadzieję, że 13 maja wrócimy do Płocka, aby rozegrać tu piąty mecz.
Już początek trzeciego pojedynku wyraźnie wskazywał, że nie były to słowa rzucane na wiatr. Wprawdzie miejscowi od pierwszych minut musieli gonić wynik, jednak robili to na tyle skutecznie, że nafciarze nie byli w stanie wypracować sobie przewagi, która pozwoliłaby im kontrolować wynik meczu. A kiedy wreszcie podopieczni trenera Manolo Cadenasa odskoczyli na trzy oczka, Azoty zareagowały natychmiastowo – najpierw doprowadziły do wyrównania, a później same wyszły na prowadzenie. Kiedy zabrzmiała syrena oznajmiająca koniec pierwszej części spotkania, gospodarze prowadzili trzema bramkami. A tuż po wznowieniu gry odskoczyli nawet na cztery oczka.
To był kolejny moment przełomowy tego pojedynku. Płocczanie błyskawicznie zwarli szeregi i zabrali się do odrabiania strat. Po wyrównaniu objęli prowadzenie i w tym momencie zaczęła się gra bramka za bramkę. Gdy dziesięć minut przed końcem Wisła straciła Mateusza Piechowskiego, który po starciu z Przemysławem Krajewskim nie był w stanie kontynuować gry, wydawało się, że miejscowi są w stanie powalczyć o wygraną. Okazało się tymczasem, że właśnie wtedy zupełnie stracili pomysł na grę. A nafciarze wykorzystali to z całą stanowczością, odskakując na kilka oczek i zapewniając sobie względny spokój w końcówce meczu. Azotom nie pomógł szaleńczy zryw. Jedynym ich zyskiem było zredukowanie rozmiarów porażki do dwóch oczek.
W Wiśle bardzo dobrze spisali się wszyscy bramkarze – Marcin Wichary w pierwszej połowie, Rodrigo Corrales w drugiej oraz wychodzący na rzuty karne Adam Morawski. Obrona była na tyle szczelna, że jedynym graczem Azotów, który potrafił sobie z nią radzić, był Przemysław Krajewski, grający o trzy czy nawet cztery poziomy lepiej niż pozostali gracze puławskiego klubu. W ofensywie klasą dla siebie był Valentin Ghionea, dzielnie wspierany przez Alexandra Tioumentseva i Angela Montoro. Gdyby nie kontuzja Mateusza Piechowskiego nafciarze mogliby mówić o pełni szczęścia. W najbliższych dniach powinno wyjaśnić się czy rosły kołowy zdąży dojść do siebie przed wielkim finałem play-off, w którym Wisła rywalizować będzie z Vive Tauronem Kielce.
Pierwsze dwa mecze rozegrane zostaną już 16 i 17 maja w Kielcach. Trzeci i ewentualnie czwarty pojedynek zaplanowano na 21 i 22 maja w Płocku.
KS Azoty Puławy – Orlen Wisła Płock 29:31 (15:12)
Azoty: Bogdanov, Zapora – Krajewski 15, Masłowski 3, Sobol 3, Kus 2, Przybylski 2, Savić 2, Skrabania 2, Tojcić
Orlen Wisła: Wichary, Corrales, Morawski – Daszek 4, Racotea 3, Tioumentsev 4, Ghionea 9, Piechowski 1, Syprzak 4, Montoro 6, Kwiatkowski
Sędziowie: Demczuk, Rosik