Przegrali dwa razy, ale wciąż mogą mieć złoto

Po sobotnim blamażu było jasne, że gorzej zagrać się nie da. W niedzielę Wisła była o włos od wygranej. W regulaminowym czasie gry mecz zakończył się remisem. W dogrywce lepsza okazała się, niestety, ekipa z Kielc.

Po pierwszym meczu do zawodników Wisły można było mieć pretensje praktycznie za wszystko. W niedzielę zobaczyliśmy jednak totalnie odmienionych nafciarzy. Trener Manolo Cadenas po raz kolejny w tym sezonie pokazał, że ma niesamowity dar analizowania sytuacji i wyciągania z nich odpowiednich wniosków.
Zamiast zlepku indywidualności, które mają problemy z komunikacją, ponownie mogliśmy podziwiać doskonale rozumiejący się kolektyw. Płocczanie od pierwszych minut meczu starali się wypracowywać sobie jak najlepsze pozycje rzutowe. Tym razem grali bez zbędnego pośpiechu. Wytrącili Vive Targom ich najpoważniejszą broń z sobotniego pojedynku – możliwość wyprowadzania kontrataków.
Świetnie w bramce nafciarzy spisywał się Marcin Wichary, bardzo dobrze funkcjonowała płocka defensywa. Rewelacyjnie funkcjonowała druga linia. Jednym słowem – obraz Wisły zbliżony do ideału. Do pełni szczęścia zabrakło, niestety, dwóch elementów: bramek zdobywanych z drugiej linii oraz koncentracji w końcówce pierwszej połowy.
Druga odsłona była jakby lustrzanym odbiciem pierwszych 30 minut. Tym razem to gospodarze nadawali ton grze, wykorzystując przede wszystkim doskonałą postawę Sławomira Szmala, który wielokrotnie powstrzymywał rzucających z najbliższej odległości nafciarzy.
Gdy niespełna dziesięć minut przed końcem meczu Vive Targi prowadziły już czterema bramkami, wydawało się, że Wisła zejdzie z boiska pokonana. Tym razem jednak to podopieczni trenera Manolo Cadenasa pokazali, że doskonale rozumieją sens kibicowskiego „gramy do końca, hej Wisło gramy do końca”. Niesamowity zryw w końcowych minutach dał płocczanom w pełni zasłużony remis. I dogrywkę.
Niestety, doliczony czas gry rozstrzygnął na swoją korzyść zespół z Kielc. Wielka w tym zasługa Venjo Loserta. Bramkarz z Chorwacji, który po zakończeniu tego sezonu wyjeżdża z Polski, całe zawody oglądał z perspektywy ławki rezerwowych. Trudno, aby było inaczej, skoro doskonale spisywał się Sławomir Szmal. „Kasa” opuścił bramkę tylko raz – gdy w dogrywce na linii siedmiu metrów stanął Petar Nenadić. Lepszy w tej wojnie nerwów okazał się kielecki bramkarz, a kilkadziesiąt sekund później wynik meczu ustalił z rzutu karnego Thorir Olafsson.
Vive Targi wygrały drugi mecz finałowy play-off. Kielczanom brakuje już tylko jednej wygranej, aby sięgnąć po kolejny tytuł. Jeśli jednak płocczanie zagrają w Orlen Arenie tak, jak w niedzielę w Hali Legionów, wszystko jest jeszcze możliwe.
W podsumowaniu meczu chciałoby się napisać o tym, co wyczyniali sędziowie. Jednak wymienianie ich z imienia i nazwiska jest równie bezsensowne, jak pisanie o wyczynach stadionowych bandytów, zakłócających piłkarskie widowiska.

Vive Targi Kielce – Wisła Płock 36:34 (18:17, 31:31)
Vive Targi: Szmal, Losert – Grabarczyk, Jurecki 1, Tkaczyk 2, Olafsson 5, Aginagalde 6, Jachlewski, K. Lijewski 2, Bielecki 6, Chrapkowski, Cupić 4, Strlek 3, Buntić 3, Rosiński 4, Zorman
Wisła: Wichary, Sego – Kwiatkowski, Nenadić 8, Ghionea 1, Jurkiewicz 6, Syprzak 2, M. Lijewski 8, Nikcević 2, Zrnić 4, Wiśniewski, Montoro 1, Eklemović 1, Toromanović 1