Pracownicy Sadrobu czują się oszukani i okradani. Co na to zarząd? [FOTO]

– Tak sobie zasłużyłam po tylu latach pracy, że dziś nie mam wypłaty, ani nic. Zostawili mnie bez środków do życia, bo musieli sobie wziąć, bo im się należy. Pracodawca jest ponad prawem, a pracownik stał się niewolnikiem, takich czasów doczekałam – podkreślała pani Maria, pracownica z 40 – letnim stażem pracy w płockim Sadrobie.

Pracownicy Sadrobu nie szczędzili gorzkich słów pod adresem kierownictwa i zarządu firmy. W minioną środę około 40 osób zebrało się przy siedzibie Sadrobu, aby opowiedzieć dziennikarzom o sytuacji, w której się znaleźli. – Spotykamy się dziś przed bramą byłych, płockich zakładów drobiarskich, żeby wyrazić swój sprzeciw wobec sposobu w jaki Kutnowskie Zakłady Drobiarskie „EXDROB” SA potraktowały pracowników swojego płockiego oddziału. Ludzi, którzy w budynkach znajdujących się za moimi plecami pracowali często przez kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, często w trudnych warunkach i za najniższe stawki. Teraz natomiast firma, wobec której byli tak lojalni podziękowała im w wyjątkowo podły sposób – wyjaśniała Litosława Koper, szefowa płockiego koła Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

Czego domagają się pracownicy? – Odprawy, które nam się należą i odszkodowania, aby były wyliczone dla nas w taki sposób, żebyśmy wiedzieli o co tu chodzi, bo jest wyliczone niejasno. Nie wiemy o co tu chodzi, nikt z nami nie rozmawia, nikt nam nie odpowiada na pytania. Chcemy aby prezes Mirosław Szałkowski lub ktoś z zarządu, wyjaśnił nam jak to wszystko było wyliczane – zaczęła pani Barbara. I właściwie włożyła kij w mrowisko, bo pracownicy zaczęli głośno mówić o tym, jak ich się traktuje.  Z zarządu nikt z pracownikami nie rozmawia. Dzwoniąc do Kutna dowiadują się, że mają się zgłosić do komisarza. Ten z kolei twierdzi, że powinni się zgłosić do zarządu.

31 marca tego roku byli ostatni dzień w pracy. Do tej pory nie otrzymali wypłat, dywidend, odpraw, ani odszkodowań, a co gorsza żadnych wyjaśnień. Sprawa dotyczy około 100 osób – byłych pracowników Sadrobu w Płocku. – Nie wiadomo kto to nam wypłaci, kiedy nam wypłaci? – pytała pani Maria.

Na własnej skórze drastyczne zmiany w firmie poczuli w 2011 roku. Od wtedy zaczęło się dziać coraz gorzej. Od 2-3 lat sytuacja jest wręcz tragiczna. Wobec pracowników uprawiano typową spychologię. Pracownicy różnymi drogami chcieli się czegokolwiek dowiedzieć, niestety nikt nie udzielał żadnych informacji. – Przy zwolnieniach grupowych jesteście państwo objęci ochroną w wieku przedemerytalnym – podpowiadał Radosław Lewandowski, były kierownik Urzędu Wojewódzkiego w Płocku. Okazuje się, że w sytuacji likwidacji zakładu pracownikom nie przysługują praktycznie żadne prawa. – System ochrony pracownika kuleje, i nie da się tego ukryć – podkreśliła Litosława Koper.

Co się działo w Sadrobie?

– W firmie zabierali nam premie, stawki, dywidendy, bo wszystko szło na ratowanie zakładu. Jak odchodził prezes Paczkowski, chciał nas dołączyć do kutnowskich zakładów drobiarskich. Kutno wystąpiło o zabranie akcjonariuszom akcji na cel tamtego zakładu. Jako pracownicy zgodziliśmy się, aby akcje sprzedać, aby zakład nie upadł, żebyśmy mieli pracę – opowiadała pani Maria. – Po dołączeniu do zakładu kutnowskiego, jeszcze bardziej nas okradano. Zabrali nam zupełnie premie, zeszliśmy do stawek godzinowych, a w Sadrobie pracowaliśmy na akord. Stawki godzinowe wynosiły 6, 7 zł, 8 zł. Tak nas okradali, że dziś nie mamy nic – podkreśliła. – Po likwidacji działu uboju obiecywano, że zakład utrzyma się z garmażerki i że zakład nie upadnie. Zapytałam się co jeszcze pracownik ma zrobić, bo ze wszystkiego nas ograbili, zostaliśmy na 2,100 zł. brutto.

– Pan prezes Szałkowski w ogóle do nas nie przychodził, bo to był pan! Trochę nas informował dyrektor Jurkowski, trochę na głupocie, trochę na kłamstwie. Nakłamał to nakłamał ale z nami rozmawiał i robił nam nadzieję. Z nas robili patologię, jak oni sami są patologią – zaznaczyła była pracownica z oburzeniem w głosie.

Zgromadzeni przed Sadrobem zarzucali zarządowi, że pracownik nie miał żadnych praw i niby wszystko było robione w świetle prawa. – Było tylko, zamknij się, nie odzywaj, bo zostaniesz zwolniona. Jak się nie podoba to się zwolnij. Pan prezes z nami nie rozmawiał, nie ma go do tej pory. Odkąd odkupili od nas akcje, to już wtedy byli panami i robili z nami co chcieli – dodawała, nie szczędząc mocnych słów.

Według dokumentu, który jeden z pracowników obecnych na spotkaniu miał przy sobie, wynikało że ma wypłacone ponad 13 tysięcy zł. Na dowód tego pokazał dokument i wyciąg z banku, gdzie niestety rubryka z wpływami była pusta. Na dokumencie wyraźnie widniał napis – „dochód wypłacony”. Pracownik jednak nic nie podpisywał, na papierze widniał podpis prezesa Mirosława Szałkowskiego. Zaświadczenie o wypłaconym świadczeniu było wystawione 19 kwietnia. Do dnia rozmowy z przedstawicielami płockich mediów, rzeczone pieniądze nie wpłynęły na konto pracownika. – Sobie pieniądze pobrali, a dla nas już nie ma. Jakie to prawo w Polsce istnieje? W ogóle prawa żadnego nie ma – mówił z żalem w głosie.

– Urząd Pracy dawno wiedział o likwidacji zakładu, dlaczego nie wyznaczy jakiego prawnika, który pokierował był tymi pracownikami – pytała Litosława Koper, szefowa płockiego SLD. – Te wszystkie należności, które dostaliśmy ponaliczane, na papierze zupełnie nam się nie zgadzają. Te pieniądze mieliśmy dostać z Funduszu Gwarancyjnego – tłumaczyła jedna z pracownic. Pracownicy obawiają się jednak, że jeżeli Fundusz przyzna im te pieniądze do wypłaty to zakład kutnowski znowu ich okradnie. – My nie chcemy ich na raty, bo prezes na raty nie bierze. On bierze nie jedną ręką, a dwoma rękami. A dla nas ochłapy. Zresztą teraz tak jest, że my nawet ochłapów nie mamy. Może pan prezes odda mi moje pieniądze ze swojej kieszeni, bo mi się należą, tak jak i jemu. Nie powinnam być na jałmużnie państwa czy miasta, bo gdybym otrzymała pieniądze, które uczciwie zarobiłam, nie potrzebowałabym pomocy – podsumowała pani Maria.

Jak pożegnano się z pracownikami wylęgarni w Płocku? – Pani prezes przyszła do nas i powiedziała, że mamy trzy minuty na opuszczenie zakładu, czyli spakować się i wynocha – tłumaczyła jedna z pań obecnych na spotkaniu przed Sadrobem. A niektórzy w zakładzie pracowali 40 lat. W Kutnie wypłaty w zakładzie są wypłacane terminowo. – Kutno dostało, Płock nie. Członkowie zarządu mają na remonty samochodów, za które płacą po 50 tysięcy złotych, a dla nas nie ma? – pytał jeden z byłych pracowników firmy.

Jeden z pracowników dzwonił do Funduszu Gwarancyjnego, dowiedział się tam, że był złożony wniosek o wypłatę należności płockim pracownikom, jednak dokument był nie do przyjęcia, bo ktoś bardzo niekompetentny go przygotował. – Zresztą podobnie jak z naszymi wypowiedzeniami – zaznaczył pan Zbyszek. – Krótko mówiąc dokumenty sporządzane „na kolanie” – podkreślał. Prezes zarządu musi ponownie złożyć wniosek. Od złożenie wniosku w ciągu dwóch dni zostaną przelane pieniądze, zapewniała pana Zbyszka rozmówczyni. A Exdrob będzie miał 7 dni na wypłacenie tych pieniędzy. Pan Zbyszek dzwonił także do komisarza Grzegorza Pawlaka. – Byliśmy wprowadzani w błąd cały czas przez zarząd i prezesa Szałkowskiego, pan Pawlak nie wiedział dlaczego ludzie do niego dzwonią, bo on się zajmuje innymi sprawami – opowiadał.

Sojusz Lewicy Demokratycznej z Płocka zapowiada, że jeżeli pracownicy nadal tak będą traktowani, wynajmą autokary i pojadą pod kutnowski zakład. Byli pracownicy Sadrobu byli obecni także na wczorajszej Sesji Rady Miasta Płocka, prezydent Andrzej Nowakowski, zapewnił, że zrobi wszystko, aby im pomóc.

Co na to wszystko Exdrob z Kutna?

Uzyskaną odpowiedź cytujemy w całości: ” W odpowiedzi na prośbę przekazaną drogą mailową dnia 26.04.2018 r. uprzejmie informuję, iż postanowieniem Sądu Rejonowego dla Łodzi-Śródmieścia w Łodzi, XIV Wydział Gospodarczy ds. Upadłościowych i Restrukturyzacyjnych, dnia 7 grudnia 2017 r. zostało otwarte postępowanie sanacyjne wobec Kutnowskich Zakładów Drobiarskich „Exdrob” SA z siedzibą w Kutnie, ul. Mickiewicza 108, które to postępowanie ma charakter głównego postępowania restrukturyzacyjnego.

Sąd wyznaczył sędziego-komisarza w osobie Sędziego Sądu Rejonowego Moniki Smusz-Kuleszy oraz zezwolił dłużnikowi na wykonywanie zarządu nad całością przedsiębiorstwa w zakresie nie przekraczającym zakresu zwykłego zarządu, w pozostałym zakresie odebrał zarząd własny dłużnikowi i wyznaczył Zarządcę w osobie Pana Grzegorza Pawlaka.

Realizując, za zgodą Zarządcy, działania wynikające ze wstępnego planu restrukturyzacyjnego Spółka wstrzymuje bądź likwiduje działalność w nierentownych Zakładach i placówkach. W związku z tym zawiadomiono Powiatowy Urząd Pracy o konieczności przeprowadzenia zwolnień grupowych obejmujących m.in. pracowników Zakładu Produkcyjnego w Płocku. Zostało również zawarte stosowne porozumienie ze Związkami Zawodowymi.

Po sporządzeniu niezbędnej dokumentacji dnia 12.04.2018 r. został złożony wniosek do Marszałka Województwa Łódzkiego o wypłatę świadczeń z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych (FGŚP) z tytułu niezaspokojonych roszczeń pracowniczych. W trakcie rozpoznawania wniosku przez Wojewódzki Urząd Pracy dostaliśmy informację o konieczności uzupełnienia wniosku, co zostanie wykonane w dniu dzisiejszym tj. 27.04.2018 r. Po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku przez FGŚP i przekazaniu środków na konto bankowe Spółki, niezwłocznie przekaże je ona na konta bankowe byłych pracowników Spółki. W przypadku uzyskania decyzji odmownej dla wypłaty całości lub części świadczeń przez FGŚP, świadczenia niefinansowane przez FGŚP zostaną wypłacone ze środków własnych Spółki.

Wyjątek stanowią niewypłacone świadczenia z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych za rok 2017 (popularnie określane jako „wczasy pod gruszą”). Z uwagi na moment powstania prawa do tego świadczenia, podlegają one pod odrębne przepisy prawa restrukturyzacyjnego.

Informacje i wyjaśnienia dot. w/w spraw byli pracownicy mogą uzyskać osobiście w siedzibie Spółki tj. w Kutnie ul. Mickiewicza 108 lub kierując pismo pod ten adres. Z wyrazami szacunku, Agnieszka Łapaj, Dyrektor Biura Zarządu.”

Fot. Dziennik Płocki.