Pożegnanie legendy pozostawiło niedosyt

„Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść” – te słowa z piosenki Perfectu „Niepokonani” najlepiej podsumowują koncert Budki Suflera w płockim amfiteatrze.

Na koncert jednej z legend polskiej muzyki rockowej wybrało się ponad 3,5 tysiąca osób. Wśród nich znaleźli się mieszkańcy Płocka i jego najbliższej okolicy, którzy chcieli zobaczyć, jak żegna się ze sceną formacja, która przez 40 lat swojej estradowej działalności wykreowała mnóstwo przebojów, stając się jednocześnie trampoliną do samodzielnych karier dla wielu gwiazd. Ale w płockim amfiteatrze znaleźli się również członkowie oficjalnego fan clubu Budki Suflera, którzy jeżdżą za swoimi idolami po całej Polsce.
Budkowi grouppies, bez pamięci zakochani w swoich idolach, byli zachwyceni tym, co zobaczyli i usłyszeli w Płocku. Jednak zdecydowana większość widowni podeszła  z dość poważną rezerwą do koncertu, który rozpoczął się od kultowego „Snu o dolinie”. Kiedy Krzysztof Cugowski zaśpiewał „Znowu w życiu mi nie wyszło”, amfiteatr eksplodował w pełni zasłużonym aplauzem. Kolejne utwory nie były przyjmowane aż tak entuzjastycznie. – Płyta „Cień wielkiej góry” stała się dla nas przepustką do kariery – tłumaczył Romuald Lipko zagranie aż czterech utworów z tego albumu.
Niestety, chociaż żadnej z tych kompozycji nie można odmówić wartości artystycznych najwyższe próby, daleko im jednak do miana przebojów.
Niestety, nie wszystkie przeboje zabrzmiały tak, jak oczekiwali tego zgromadzeni w amfiteatrze ludzie. „Za ostatni grosz” i „Nie wierz nigdy kobiecie” w oryginale śpiewał nieżyjący już Romuald Czystaw. Tym razem jego miejsce zajął Felicjan Andrzejczak. I nie był to, niestety, najlepszy pomysł, bo głosy obu tych wokalistów brzmią zupełnie inaczej. Nic więc dziwnego, że dwa wielkie budkowe hity pozostawiły widownie prawie zupełnie obojętną. Co zaskakujące, podobnie stało się, gdy Felicjan Andrzejczak zaśpiewał, a właściwie wykrzyczał „Jolka, Jolka pamiętasz”. Na szczęście uratował się „Nocą komety”, która zabrzmiała tak, jak zabrzmieć powinna.
Na szczęście koncert uratowały niezniszczalny wokal Krzysztofa Cugowskiego oraz jak zawsze doskonali Romuald Lipko na analogowych instrumentach klawiszowych i Tomasz Zeliszewski na perkusji.