Pomaga, bo taki się… urodził. Płockie paczki dotarły do Nepalu [FOTO]

Kocha góry, dlatego też na swoją misję wybrał Nepal, nie Kambodżę czy Wietnam – spośród tych krajów mógł wybrać miejsce swojej charytatywnej pracy. – Nie zdążyłem co prawda po nich pochodzić, bo tam dzieci uczą się sześć dni w tygodniu. Zatem nie miałem czasu chodzić w góry, ale… napatrzyłem się na nie – żartował Paweł Żmijewski, wolontariusz z Płocka. 

Kilka tygodni temu prawie nikt nie wiedział kim jest Paweł. Dziś w naszym mieście jest o nim bardzo głośno. A to wszystko za sprawą jednego wpisu na Facebooku, którym ujął serca płocczan i mieszkańców powiatu płockiego. Kilka tygodni temu zamieścił w informacji kilka zdań – prosił o pomoc dla nepalskich dzieci – jego podopiecznych – których między innymi uczył w szkole języka angielskiego. Odzew był natychmiastowy. Począwszy od płockich przyjaciół Pawła, a skończywszy na mieszkańcach z najdalszych zakątków powiatu płockiego. W ciągu kilku dniu udało się zebrać wszystko o co prosił, a nawet więcej. Pierwsze paczki udało się wysłać niespełna tydzień po wpisie, kilkanaście jeszcze czeka na wysyłkę. – Niestety wysłanie takiej paczki kosztuje dość drogo – mówił wolontariusz. – W tej chwili zbieramy do puszki środki na wysyłkę tych, które jeszcze zostały do wysłania. Drogą morską jest to około 200 zł., drogą lotniczą 600 zł. zatem nie są to drobne kwoty – mówiła Litosława Koper, dyrektor Młodzieżowego Domu Kultury w Płocku, który jako pierwszy zaangażował się w pomoc dla dzieci z Nepalu.

W piątek, 3 marca, za pośrednictwem płockich mediów Paweł Żmijewski dziękował wszystkim za pomoc – w imieniu nepalskich dzieci, dyrektora szkoły, nauczycieli oraz swoim własnym. – Po odebraniu pierwszej paczki wszyscy byli bardzo wzruszeni i szczęśliwi. Dzieci bardzo się cieszyły – tłumaczył. – Jak dojechałem do miejscowości, w której miałem pracować, to co tam zastałem wprawiło mnie w szok. Tam panuje ogromna bieda, warunki są straszne. Dzieciaki dzieliły się tam dosłownie wszystkim. A sam budynek szkoły był w opłakanym stanie – opowiadał. Starał się pomóc we własnym zakresie, kilka rzeczy udało mu się kupić. – Problem polegał na tym, że w tych sklepach nic nie ma – stwierdził.

Odzew na wpis Żmijewskiego odbił się szerokim echem. Sytuacją nepalskiej szkoły zainteresował się norweski właściciel firmy, w której pracuje płocki wolontariusz. – Firma, w której pracuję, przekazała 3 tysiące dolarów na remont budynku – mówił dziennikarzom. Środki przekazane przez Norwega, pozwoliły częściowo na kontynuowanie prac przy modernizacji i remont budynku. – Sporo za te pieniądze udało się zrobić – mówił z dumą w głosie. Po 6 tygodniowym pobycie w Nepalu, płocczanin musiał wrócić do pracy w Norwegii – tam mieszka na co dzień.

Ale to nie koniec jego nepalskiej „przygody”. – Każdego dnia dyrektor szkoły pisze do mnie, mamy ze sobą kontakt. Poza tym mam kontakt z moim angielskim przyjacielem, który nadal pomaga Nepalczykom. Będzie tam do czerwca – mówił Żmijewski. – Zamierzam tam wrócić, jak tylko pozwoli mi na to czas – tłumaczył nam płocczanin o złotym sercu. – Jak wyjeżdżałem z Nepalu, to każde dziecko przyniosło mi na pożegnanie jakiegoś kwiatka, listek – coś co zebrali przy drodze – to było niezwykłe. Od dyrektora szkoły począwszy – poprzez nauczycieli, aż po dzieci, wszyscy mieli łzy w oczach, jak się żegnaliśmy. Na pewno do nich wrócę – zapewniał z uśmiechem wolontariusz.

– Jedni na urlopy jeżdżą na Karaiby, inni na wyspy kanaryjskie, a „nasz” Paweł na urlop wybrał Nepal i pracę na rzecz dzieci – pięknie podsumowała działania Żmijewskiego, Litosława Koper. Warto dodać, że Paweł od lat zajmuje się wolontariatem. Angażuje się w mnóstwo akcji charytatywnych. – Bardzo nas wspiera podczas każdego Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – podkreślała dyrektor MDK -u. I chyba w tej chwili już nikt nie ma wątpliwości, że warto było pomóc Pawłowi i jego podopiecznym, których losem bardzo się przejął – kilkukrotnie podczas rozmowy użył sformułowania „moje” dzieci. Wspaniałe jest to, że robi to wszystko nie dla rozgłosu, robi to bo lubi, bo taką ma duszę, taki się urodził. – Nie wiem co mam powiedzieć na spotkaniu z dziennikarzami, bardzo się denerwuję, no i co w ogóle mam mówić? – pytał swojego przyjaciela Piotra Zawadzkiego, który mu towarzyszył podczas konferencji prasowej.

Ale naprawdę świetnie sobie poradził. I chociaż w świetle fleszy bardzo skromny i wręcz wstydliwy. O tyle w rozmowie na ulicy Tumskiej, gdzie się pożegnaliśmy, miał jeszcze wiele historii, o których warto było wspomnieć na konferencji. Mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie okazja, aby Żmijewski opowiedział o wszystkich swoich misjach, a było ich sporo. – Nepal wybrałbym po raz kolejny. Ludzie są tam niezwykli – gościnni, otwarci, uśmiechnięci. I pomimo biedy, która ich dotyka, potrafią się dzielić ostatnią miską ryżu czy kromką chleba – mówił płocki wolontariusz.

Fot. Archiwum Pawła Żmijewskiego.