’Pogaduchy płockich mam’ też ogarnięte naklejkowym obłędem

Jakieś dziwne szaleństwo opanowało część naszego narodu? I nie chodzi tu o cenę benzyny, masła, jajek, wciąż drożejącego węgla czy podstawowych produktów i usług. To można by jeszcze zrozumieć. W tym wypadku chodzi o… pluszową zabawkę. Co ciekawe – niezbyt atrakcyjną w wyglądzie.

Od kilkunastu tygodni w jednej z sieci sklepów za zakupy powyżej 40 zł można otrzymać naklejki, które uzbierane w odpowiedniej ilości, uprawniają do darmowego pluszaka w kształcie przypominającym owoc bądź warzywo. Dodatkowe naklejki można otrzymać za świeży owoc lub warzywo znajdujące się pośród zakupów, kartę lojalnościową sklepu, bądź zakup oznaczonego – tego dnia – produktu. 

– Akcja całkiem przyjemna. Robisz zakupy i przy okazji zbierasz naklejki, w zamian Twoja pociecha dostaje miśka. Zasady każdy zna. Taka zwykła rodzina te 60 naklejek przez okres trwania promocji spokojnie zbierze. Wiem, bo sama zbierałam te naklejki dla mojej córki. A jak już dostałam tego miśka, to nie było jakiegoś wielkiego wow… Przeciwnie, ten pluszak cieszy się u nas zerowym zainteresowaniem. Za to doskonałe zbiera kurz i zalega na półce – napisała pani Aleksandra Maria Łacheta, na facebookowej grupie „Pogaduchy płockich mam”. 

Pani Aleksandra idealnie w swoim poście oddaje całe szaleństwo, związane z wyżej wymienionymi pluszakami. – Po co ja to piszę? – pyta pani Ola. Następnie sama odpowiada, zirytowana zachowaniem mnóstwa osób w różnych grupach na Facebooku. – Wszędzie na lokalnych grupach widzę milion postów „Nie ma ktoś naklejek na zbyciu?”, „Oddam naklejki za…”, „Gdzie znajdę czosneczka Czesia?”, „Gdzie są (…) juniory?”. W 90 proc. na wyżej wymienione zabawki chorują rodzice, bo ich dzieci muszą mieć cały gang. Cały dorobek życia – auto, dom i gang zabawek z sieciówki. W CV w umiejętnościach drukowanymi literami niedługo będzie można śmiało pisać – systematyczne zbieranie pluszaków ze znanego w Polsce sklepu – ironizuje pani Aleksandra.

Post jest długi i bardzo wymowny w treści. Jego autorka stara się w nim uświadomić część naszego społeczeństwa, że nie ma się o co „zabijać”. Żartuje z osób, które za trzy naklejki są w stanie wprost publicznie żebrać. Pod wpisem pani Aleksandry widnieje około 100 komentarzy.  – U nas w przedszkolu dzieciom wodę z mózgu robią. Kazali przynieść na 7 listopada (…) [te zabawki za naklejki dzieciom – przyp. red.] – kto ma. Bo jakiś tam dzień zdrowego żywienia. No i co? Kto nie ma ten…. gorszy. Jak te dzieci się poczują już nikogo nie interesuje? – czytamy jeden z komentarzy. Na dowód tego, autorka komentarza pod postem pani Oli wkleiła zdjęcie – zrzut ekranu z telefonu komórkowego – smsa, którego otrzymała od nauczycielki z przedszkola [dane w zasobach redakcji].

Pytania nasuwają się same: czy w Polsce brakuje świeżych, i przede wszystkim prawdziwych, warzyw i owoców, które dzieci mogłyby zanieść do przedszkola bądź szkoły? I czy nauczycielce ktoś płaci za reklamę sklepu? Jedna z pań komentująca wpis, napisała – „domalować bananowi czy jabłku nosek i oczka i zanieść do przedszkola bądź szkoły”. Brawo za pomysł!

Tymczasem nalepkowe szaleństwo trwa. – Na szczęście akcja się kończy 19 listopada – tłumaczy nam w telefonicznej rozmowie pani Aleksandra. – Wie pani, zamieściłam jeszcze jeden post, oto jego treść – „Okazja! Oddam za dom w górach z widokiem na morze” i dołożyłam zdjęcie kilkudziesięciu naklejek. Tam dopiero się dzieje – podkreśla, nie ukrywając ironii. Sprawdziliśmy, post ma ponad 230 polubień i kilkadziesiąt komentarzy. 

Dodamy jedynie, że jeżeli ktoś nie uzbiera wystarczającej ilości nalepek, za zabawkę marnej jakości trzeba zapłacić prawie 50 zł. – Jestem przerażona zjawiskiem – tłumaczy nam kobieta. – Za 50 zł w sklepie z zabawkami można kupić przynajmniej 3 dobrej jakości pluszaki – mówi na koniec rozmowy. Na nasze pytanie, o co tak naprawdę w tym wszystkich chodzi i co się dzieje z ludźmi? Pani Ola odpowiada bez zastanowienia – nie wiem, nie ogarniam tego szaleństwa.     

Dokąd zmierzasz Polsko? Po prostu…

 

Fot. Archiwum prywatne Aleksandra Maria Łacheta.