Płockie molo – atrakcja czy utrapienie? [FOTO]

Na dworze ciepło, a właściwie coraz cieplej. Sezon spacerowy ruszył pełną parą. Płocczanie nie mogą narzekać na brak miejsc do tej formy odpoczynku. Wiele osób wybiera się na płockie molo, aby podziwiać Wzgórze Tumskie czy zachód słońca. Przy okazji właśnie jednego ze spacerów nasz Czytelnik zrobił kilka zdjęć. Po powrocie do domu, stwierdził, że chyba coś jest nie tak…

– Bale, na których opiera się nasze molo są bardzo zniszczone, jakby skorodowane, mają taki brunatno – zgniły kolor. Nie znam się na tym ale czy to w pełni bezpieczne, czy tego nie powinno się jakoś zabezpieczyć? – napisał do nas zatroskany płocczanin. – Podest wprowadzający spacerowiczów na molo spacerowe został posadowiony na wbijanych żelbetowych palach o wymiarach 40 cm na 40 cm o długości od 13 do 20 metrów – w zależności od głębokości wbicia pala biorąc pod uwagę średni poziom n.p.m – jako że pale są wykonane z żelbetu nie wymagają konserwacji. Nie są to pale drewniane – wyjaśniał nam Hubert Woźniak z biura prasowego ratusza.

Podobnie ma się sprawa samego molo spacerowego. To z kolei utrzymuje się na 20 wielkośrednicowych palach o średnicy 1200 mm. Każdy z pali wykonany jest jako palosłup zakończony głowicą o średnicy 1000 mm. Przeciętna długość pala wynosi 26,58 m, które wwiercone są na średnią głębokość 9,80 m. Każdy z pali zalany jest 15 metrami sześciennymi betonu. Z kolei do posadowienia budynku restauracji użyto aż 25 pali wielkośrednicowych o średnicy 0,8 metra, zwieńczonych płytą żelbetową o grubości 30 cm i średnicy 25 m. – Ważne jest to zdanie o palu zalanym betonem – podkreślał Woźniak.

O co chodzi? Otóż, najprościej rzecz ujmując, w dno Wisły wwiercona jest rura, a raczej sporo rur, która zalana jest batonem. Tych rur nie wyciąga się już z gruntu, bo stanowią całość z masą betonową wewnątrz. I to właśnie ten metalowy płaszcz pokrywa się rdzą. Nie konserwuje się tego, bo nie ma takiej potrzeby. Nawet gdyby korozja „zjadła” metalowy płaszcz pala to nadal pozostaje jego betonowe wnętrze. Okazuje się, że molo jest bezpieczną konstrukcją. – Z molo można spokojnie korzystać – zaprasza biuro prasowe urzędu miasta.

Jednak była sytuacja, w grudniu 2011 roku kiedy to, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego wydał decyzję zakazującą użytkowania płockiej atrakcji spacerowej. Dlaczego? W październiku 2011 roku część pali podtrzymujących konstrukcję została uszkodzona – zatonęła oraz przemieściła się. Jednak w maju 2012 roku, po remoncie, wszystko wróciło do normy. – Problemy wystąpiły z palami podpierającymi podest prowadzący na molo i one zrodziły taką „legendę miejską” o tym, że molo popłynie – tłumaczył nam dalej nasz rozmówca. Zatem, nasz czytelnik nie zamartwił się na „zapas”. Okazuje się, że po tej „przygodzie” pale zostały bardzo gruntownie sprawdzone i naprawione. Co więcej, obok molo wyrósł falochron, który broni konstrukcję przed naporem kry i dużych obiektów, które woda może przynieść w przypadku powodzi.

Przypomnijmy. Molo spacerowe na Wiśle w Płocku jest pomostem dla pieszych o długości 357,8 m, na końcu którego znajduje się restauracja. Zlokalizowane jest u podnóża Wzgórza Tumskiego czyli po prawej stronie Wisły. A to co je wyróżnia i sprawia, że jest niepowtarzalne to, to że pobudowane zostało równolegle do linii brzegu rzeki. Drugiego takiego nie ma w całej Polsce. Płockie molo zbudowano w okresie od marca do grudnia 2010 roku, a do użytkowania zostało oddane 25 czerwca 2011 roku. Całkowity koszt inwestycji wyniósł 17 milionów złotych. Jako ciekawostkę podamy koszt utrzymania obiektu w kolejnych latach: 2012 rok – 140.060, 66 zł., 2013 rok – 159.336,44 zł., 2014 rok – 61.710,19 zł. a w 2015 roku była to kwota 48.632,06 zł.

Tak więc kochani płocczanie nic tylko spacerować po deskach płockiego molo. Bo przecież nie po to ono stoi i tyle kosztuje, żeby z Tumskiego Wzgórza robić obiektowi zdjęcia. W tak ciepły dzień jak dziś, wybierzmy się aby poczuć wiślaną, świeżą bryzę… jedyną taką w całej Polsce.

 

Fot. Dziennik Płocki