Mateusz Piątkowski to jedyny w pełni zimowy transfer Wisły Płock. 32-letni napastnik ma już za sobą kilka występów w niebiesko-biało-niebieskiej koszulce. Na jego koncie są także pierwsze trafienia oraz asysta, ale czy jest to zadowalający bilans?
Osiem kolejek to może niezbyt dużo, ale patrząc z drugiej strony jest to więcej niż połowa jednej ligowej rundy. W „pierwszym podsumowaniu letnich transferów Nafciarzy” brane pod uwagę były dorobki z siedmiu spotkań w Lotto Ekstraklasie, jednego w Pucharze Polski oraz innych z czwartoligowych rezerw i reprezentacji. Dlatego też osiem występów to pierwszy dobry moment na krótkie podsumowanie.
*****
– Nie ukrywam, że osoba szkoleniowca była ważnym argumentem w podjęciu mojej decyzji. W przeszłości, kiedy trener prowadził jeszcze Olimpię Grudziądz wykazywał mną zainteresowanie. Było to parę ładnych lat temu, dlatego cieszę się, że teraz nasze drogi się zeszły – powiedział Piątkowski w wywiadzie z polsatsport.pl po podpisaniu kontraktu z płockim klubem.
Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Nowy napastnik już na starcie dostał od trenera olbrzymi kredyt zaufania. Nie grał w piłkę ponad rok, a Marcin Kaczmarek i tak wystawił go w wyjściowej jedenastce na inaugurację wiosny. Zaufanie zaufaniem, ale początek w wykonaniu byłego zawodnika APOEL Nikozja był zwyczajnie bardzo słaby. 61 minut ze Śląskiem Wrocław i 52 minuty z Koroną Kielce były do zapomnienia, choć czas miał działać na jego korzyść. W tych meczach pozyskany w styczniu atakujący oddał… jeden strzał.
Taki stan rzeczy – w połączeniu z bramkami zdobywanymi przez Jose Kante po wejściach z ławki – skończył się tym, że bardzo szybko wylądował wśród rezerwowych. W pozycji siedzącej rozpoczynał spotkania z Zagłębiem Lubin oraz Pogonią Szczecin. Na boisku co prawda się pojawiał, ale w końcówkach nie wnosił zbyt wiele. W Szczecinie urazu nabawił się jednak Kante i znów pojawiła się szansa na grę. W końcu Emil Drozdowicz nigdy nie był poważnie brany pod uwagę przy ustalaniu składu.
Od 25. kolejki i starcia z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza zaczął wyglądać lepiej. Przede wszystkim stał się aktywniejszy. Ze Słonikami trafił w słupek, zmusił do kosztownego błędu Przemysława Szarka i zapoczątkował niezłą akcję, gdy odebrał piłkę na 16. metrze Kornelowi Osyrze i dośrodkował do Piotra Wlazło. Niby niewiele, ale jednak całkiem sporo.
Z Białą Gwiazdą nie zachwycał to fakt, lecz oddał swoje pierwsze celne strzały w sezonie. Jeden z nich dał płocczanom bramkę na 2-1, co niestety nie wystarczyło do odniesienia zwycięstwa. Swoje jednak zrobił, a w sytuacji bramkowej świetnie przestawił obu stoperów krakowian. Najpierw Ivana Gonzaleza, a po chwili także Arkadiusza Głowackiego. To pokazało jego walory, których nie ma Kante. Ostatnio w podobny sposób zastawić i przepychać się z obrońcami rywali potrafił Mikołaj Lebedyński.
Z Pasami natomiast zaprezentował się najkorzystniej pod względem statystycznym. Asysta do Siergieja Kriwca, dwie bramki po zagraniach Dominika Kuna, a co za tym idzie miejsca w jedenastkach 27. kolejki. 100-procentowa skuteczność zrobiła swoje. Ostatni występ przeciwko Górnikowi Łęczna nie należał z kolei do najlepszych, ale cała drużyna wypadła w nim mizernie.
Statystyki pochodzą z raportów przygotowywanych przez Ekstraklasę.
8 występów i 499 minut na koncie (z doliczonym czasem gry – 467 bez). Oczywiście mecz meczowi nierówny, bo w niektórych Wiślacy atakowali bardziej ochoczo – jak w pierwszej połowie z Bruk-Bet Termaliką, czy z dwiema krakowskimi ekipami – a w innych tyle co nic – jak z Koroną w Kielcach lub Górnikiem Łęczna w Lublinie. W jeszcze innych Piątkowski pojawiał się na boisku w momencie, gdy płocczanie bronili korzystnego dla nich wyniku (z Zagłębiem Lubin i Pogonią Szczecin).
Przez blisko pół tysiąca minut po powrocie z Cypru oddał w sumie 10 strzałów, z czego 4 okazały się być celne i aż 3 z nich znalazły drogę do siatki rywali. Według ekstrastats.pl wykorzystał 100 procent okazji, które stworzyli mu partnerzy, sam stworzył im jedną (Kriwcowi?). Sam faulował 7 razy, a faulowany był 6. Tyle samo razy był na spalonym i… nikt w Wiśle Płock nie był więcej.
Na szybko pierwszy aspekt rozważania można porównać z dokonaniami Kante. Z 11 pierwszych prób Gwinejczyka udane było 5, ale gol padł już tylko jeden. Mateusz pod tym względem jest więc bardziej konkretny. Do zdobycia 3 bramek obaj potrzebowali jednak 8 występów. I nie tylko oni dwaj.