– Smutne jest to, że ludzie znowu muszą wychodzić na ulice, żeby domagać się swoich elementarnych praw – mówił nam płocczanin, który brał udział w marszu przez ulice Płocka. Manifestacja była głównym punktem programu Międzynarodowego Strajku Kobiet, do którego dołączyły również płocczanki oraz mieszkanki powiatu płockiego.
– Był „czarny poniedziałek”, a dziś mamy „czarną środę” – mówił z kolei Krzysztof Borkowski z płockiego Komitetu Obrony Demokracji. Trudno powiedzieć, że był to marsz kobiet, chociaż to one właśnie go zainicjowały i zorganizowały. Na placu przed płockim teatrem, gdzie płocka manifestacja miała swój początek, zebrało się również bardzo wielu mężczyzn w różnym wieku. W marszu uczestniczyły także całe rodziny. – Przyszliśmy tu bo już nawet nie jest śmieszne, to co wyprawiają rządzący – mówiła nam uczestniczka protestu, która szła ulicami Płocka z mężem i synem.
8 marca, w Dzień Kobiet odbył się Międzynarodowy Strajk Kobiet. Protesty przeciwko rządzącym odbyły się w całej Polsce. Nie mogło na tej liście zabraknąć Płocka. Uczestnicy wyruszyli spod teatru około godziny 16.30. następnie przeszli ulicami: Królewiecką, Tumską i Grodzką, aby zakończyć na Starym Rynku. Wiele osób miało przygotowane transparenty, butelki z grochem, gwizdki, trąbki czy grzechotki. Było bardzo głośno. Maszerującym towarzyszyły też wykrzykiwane hasła oraz głośna syrena, która co jakiś czas „ogłaszała” wszem i wobec, że płocczanki wyszły na ulicę w obronie praw kobiet, a także wyrazić swoje niezadowolenie, z tego jakie zmiany chce wprowadzić partia rządząca w naszym kraju.
I o ile podczas „czarnego poniedziałku” chodziło jedynie o zaostrzenie prawa aborcyjnego, o tyle w środę znacznie wydłużyła się lista „niezadowolenia”. Podczas wiecu zbierano podpisy w sprawie referendum dotyczącego edukacji oświaty oraz zmianom, które PiS chce wprowadzić w ordynacji wyborczej (chodzi o dwukadencyjność jedynie w samorządach) czy ustawę antyprzemocową. Zaledwie przez kilka miesięcy uzbierało się wiele spraw, którym Polacy głośno mówią – Nie! – Chce mi się płakać. Proszę pani pamiętam czasy kiedy walczyliśmy o wolność. Nie przypuszczałam, że znowu kiedyś będę musiała wyjść na ulicę, aby walczyć w tak ważnych dla naszego kraju sprawach. Mam wrażenie, że to już nie jest Polska – tłumaczyła nam starsza pani – uczestniczka protestu.
Wszystkich postulatów na liście jest aż 23 Kobiety domagają się między innymi: dofinansowania in vitro; utrzymania standardów opieki okołoporodowej; rzetelnej edukacji seksualnej; likwidacji tzw. „klauzuli sumienia”; religii w parafiach i na koszt Kościoła; rozdzielenia Państwa od Kościoła; przesunięcie finansowania budżetowego z Kościoła na organizacje zajmujące się walką z przemocą wobec kobiet i przemocą domową; bezwzględnego ścigania i karania sprawców przemocy domowej; ścigania mowy nienawiści jako źródła przemocy czy równości płac bez względu na płeć.
Na małej scenie na Starym Rynku gdzie zebrali się uczestnicy protestu, przygotowana była „Ściana furii”. Na niej każdy mógł powiesić czerwoną kartkę z własnym postulatem. Było tego sporo – „Rozdzielić Państwo od Kościoła”, „Precz z PiSem”, „Nie dla reformy edukacji”, „Nie ma naszej zgody na to, aby rządził prezes”. To zaledwie kilka, były też takie, na których widniały słowa niecenzuralne pod adresem posła Jarosława Kaczyńskiego czy premier Beaty Szydło. Na scenie stała także drabinka owinięta czerwonym szalikiem – symbol prezesa PiS i leżało kilka parasolek – symbol polskich, walczących kobiet.
Na koniec protestu jego uczestnicy ustawili się przed ratuszem, tworząc żywą parasolkę. W płockim marszu wzięło udział ponad 500 osób.
Fot. Lena Rowicka