Obcokrajowcy w Ekstraklasie. Ich temat poruszany jest praktycznie przy każdym kolejnym oknie transferowym, ale także długo po jego zamknięciu. W latach ubiegłych sprowadzani (chociaż na testy) w ilościach hurtowych z każdego zakątka świata. Jedni okazywali się strzałami w dziesiątkę, inni totalnym szrotem i to właśnie tych drugich za wszelką cenę starają się unikać polskie kluby. Do końca im się do jednak nie udaje, choć teraz pod względem sprowadzania zawodników z zagranicy jest już w Polsce zdecydowanie lepiej niż kiedyś.
Nie inaczej było i jest w Płocku. Przełom XX i XXI wieku to czas należący do zawodników z Afryki, a konkretnie z Nigerii. Przybyszów z Czarnego Lądu wiosną sezonu 1999/2000 było w płockiej drużynie (wówczas nazywającej się Petro) pięciu (Mozie, Sudy, Aliyu, Avaa, Obidile). Poniższe zestawienie zaczyna się jednak już u schyłku ich ery.
Tak na dobrą sprawę ery w Płocku były cztery. Najpierw ta wspominana Nigeryjczyków, następnie Litwinów, później przyszła bałkańska i wreszcie także czeska. Te ery w międzyczasach się mieszały, ale tylko z bałkańskiej w sezonie 2004/2005 (4. miejsce w lidze) i bałkańsko-czeskiej rok później (Puchar Polski) wyszło tak naprawdę coś dobrego. A… był jeszcze awans do ekstraklasy na początku ery litewskiej (2001/2002) i późniejsze utrzymanie. To też warto odnotować.
Jeśli chodzi natomiast o sprawy mniej przyjemne to z tej ostatniej już przerażająco przeważająco czeskiej, wyszedł na przykład spadek na zaplecze, po którym Wisła podnosiła się do przysłowiowego wczoraj. Dodatkowo, w sezonie 2011/2012 przy Łukasiewicza 34 powstała mała kolonia brazylijska. Jesienią tworzyli ją Édison, Ricardinho i João Paulo, a wiosną w miejsce tego pierwszego wskoczył Mosart. Jako, że nie byli to wirtuozi na miarę chociażby Ediego Andradiny – wyjątkiem Ricardinho – to kolonia szybko się rozpadła. W sumie co się dziwić, po… degradacji na trzeci poziom rozgrywkowy.
Wtedy też do akcji wkroczył Marcin Kaczmarek i za jego rządów zawodników z zagranicy nie przewinęło się przez Płock zbyt wielu. Dogorywający rodzynek Mosart, Serb Marko Radić, który z czasem został obcokrajowcem z największą ilością występów w Wiśle Płock, Estończyk Albert Taar, Bułgar Dimitar Iliev i w końcu słowacki kanonier z Popradu Lukáš Kubus. To piątka, która na stadionie imienia Kazimierza Górskiego występowała w terminie jesień 2012 – wiosna 2016.
Dzisiaj przybyszów spoza Polski jest w drużynie Nafciarzy aż siedmiu, a wszystko dlatego, że w letnim oknie transferowym drużynę zasilili: drugi i trzeci w historii Chorwat – Tomislav Bozić i Ivica Vrdoljak, drugi Ukrainiec – Witalij Hemeha, drugi Gruzin – Giorgi Merebaszwili, pierwszy Hiszpan Gwinejczyk – Jose Kante i trzeci Białorusin – Siergiej Kriwiec.
Pewne miejsce w podstawowym składzie ma jednak czterech z nich (Bozić, Merebaszwili, Kante), z tym, że o czwarte walczą Iliev z Kriwcem. Vrdoljak z kolei cały czas dochodzi do siebie po wielu miesiącach bez gry i nie wiadomo kiedy tak na dobrą sprawę będzie mógł wskoczyć do składu na piątego, bo zakładam, że nie sprowadzono go po to, aby grzał ławkę rezerwowych. Zostaje Hemeha, który jak na razie kompletnie się nie sprawdza, a patrząc na to, że nie posiada paszportu kraju należącego do Unii Europejskiej ma jeszcze nieco trudniejsze zadanie. Jak pewnie wiecie w meczu Lotto Ekstraklasy w jednej drużynie może przebywać jednocześnie dwóch zawodników spoza UE i aktualnie w Płocku są to miejsce zarezerwowane dla Mereby i Siergieja, bo Witalija już nie ma albo za chwilę go nie będzie.
Możliwości rotowania obcokrajowcami i tak jest jednak sporo. Jak zauważył jeden z czytelników ciekawie byłoby zobaczyć w ofensywie kwartet Mereba – Iliev – Kriwiec – Kante, choć z czasem zaczęło wydawać się to coraz mniej realne.
Łącznie w XXI wieku obcokrajowców w Wiśle Płock było 55, a tu ciekawostka – 50 został Bozić, a 55 – Vrdoljak. Chorwaci. Największe delegacje pochodziły z Litwy (7), Czech (6) oraz Brazylii, Nigerii i Serbii (5). W sumie goście z zagranicy przybyli do Polski z 19 krajów na 4 kontynentach. Przy czym nigdy nie było tutaj przedstawicieli z Australii i Oceanii oraz Azji.
Fot. Z perspektywy kominów