Wzorem Wrocławia i Krakowa „kłódki miłości” zawitały do Płocka. Zakochani zaczęli wieszać je za katedrą, na ogrodzeniu skarpy. W ratuszu patrzą na nie dość przychylnie, ale proponują, by w Płocku robić z nich…”drzewa miłości”
Zwyczaj wieszania przez parę zakochanych „kłódki miłości” jest – trzeba przyznać – uroczy. Ludzie spotykają się w miejscu, które często ma swoją legendę związaną z miłosną historią i wieszają na wieki zamkniętą kłódkę ze swoimi imionami. A kluczyk – wyrzucają w sposób, który uniemożliwia jego odnalezienie.
We Wrocławiu tradycją stało się zawieszanie „kłódek miłości” na Moście Tumskim. Para zapina tam kłódkę, a kluczyk lub komplet kluczyków wyrzucają do Odry. Kłódka ma symbolizować trwałość ich związku, miłość, która przetrwa czas.
W stolicy dolnego Śląska zwyczaj wieszania kłódek na Moście Tumskim wiąże się z legendą o tym, że samotni powinni najpierw pogłaskać głowę kamiennego lwa pod katedrą, a następnie przespacerować się po przeprawie. Wówczas na pewno znajdą miłość swojego życia.
Inna wrocławska legenda mówi o tym, że na Moście Tumskim doszło do zaręczyn Mieszka I z czeską księżniczką Dobrawą
Podobny zwyczaj jest także w Krakowie na kładce ojca Bernatka, która pretenduje do miana najbardziej romantycznego zakątka w kraju.
I teraz zwyczaj ten dotarł także do Płocka. Pierwsze „kłódki miłości” zawisły na ogrodzeniu Wzgórza Tumskiego za katedrą. Nie wiemy, co zakochani zrobili z kluczykami do nich. Rzucili ze skarpy?
Nie wiadomo też, jak zwyczaj wieszania „kłódek miłości” przyjmie się w Płocku, ale z wieszaniem ich na ogrodzeniu skarpy może być problem. Podobny do tego jaki powstał z czasem m.in. we Wrocławiu, gdzie miejscowy zarząd dróg i mostów musiał w pewnym momencie zdjąć część z nich ze względów bezpieczeństwa przechodniów. Zdjął więc ich… 300 kilogramów. Kłódki nie zostały oddane na złom, drogowcy je zdeponowali. Ale zapowiedzieli, że wcześniej, czy później będą musieli zdjąć wszystkie, bo przeprawę czeka remont.
Dziennikarze zaczęli także donosić o kłopotach z Mostem Chlebowym nad Kanałem Raduni w Gdańsku, na którym zaczęły korodować kute ze stali ozdobne, ażurowe balustrady. Powodem stało się ich obwieszanie „kłódkami miłości”. Bo z czasem ich liczba jest tak duża, że fragmenty obwieszonej konstrukcji przestają być w ogóle widoczne. Zamiast nich znajduje się ściana kłódek.
Jeśli w Płocku przyjmie się zwyczaj wieszania „kłódek miłości” na ogrodzeniu skarpy z czasem może dojść do interwencji Urzędu Miasta lub Miejskiego Konserwatora Zabytków. Tym bardziej, że konstrukcja ogrodzenia nie ma takiej nośności jak elementy mostu.
Pytany o „kłódki miłości” prezydent Płocka Andrzej Nowakowski przyznaje, że widział już je na Wzgórzu Tumskim. W ratuszu zastanawiają się teraz nad wyjściem naprzeciw temu zwyczajowi.
– Nie chciałbym zakochanym narzucać miejsca bo to ich wybór, osobista sprawa gdzie i dlaczego chcą zawiesić kłódkę – tłumaczy Andrzej Nowakowski. – Wskazanie konkretnego: na barierce, czy schodach, mogłoby budzić kontrowersje, sprzeciw a chcielibyśmy, znaleźć rozwiązanie przez wszystkich akceptowane. Dlatego planujemy ustawienie na Wzgórzu Tumskim małej architektury ze specjalnymi zaczepami, na której zakochani będą mogli wieszać kłódki – dodaje.
W Wydziale Strategii Rozwoju Miasta, Urbanistyki i Architektury Urzędu Miasta zastanawiają się na ustawieniem wzdłuż alejek na tumach czegoś, co można by nazwać rzeźbą krzewów lub niedużych drzew. Takie elementy małej architektury, zabetonowane mocno w podłożu, miałyby zaczepy na kłódki, ale też same ich ramiona – odpowiednio ukształtowane – służyłyby do wieszania „kłódek miłości”. Początkowo wisiałyby one jak liście. Jeśli zwyczaj się przyjmie, kłódki stopniowo zaczęłyby zmieniać kształt tej małej architektury. „Drzewa miłości” stałyby się wówczas nowoczesnymi, martwymi, ale wciąż rosnącymi rzeźbami.
– Forma, którą chcemy zaproponować sama w sobie będzie ozdobą. Jeśli młodzież zacznie ją wykorzystywać do wieszania kłódek, nie będziemy mieli nic przeciwko temu – uzupełniają w Wydziale Strategii Rozwoju Miasta, Urbanistyki i Architektury .
Miejsce – Wzgórze Tumskie – także pasowałoby do tego zwyczaju. Przecież zachowała się w Płocku legenda o Sobótce.
Przypomnijmy, że dawno, dawno temu w ogromnej jaskini na Wzgórzu Tumskim mieszkał smok, który nie był – jak sądzili ludzie – ogromną bestią. Był to raczej wielki jaszczur. Choć ludzie bali się go okrutnie – był bardzo łagodny i całe dnie spędzał w swojej jaskini.
Zacytujmy fragment legendy: – Pewnego ranka, wbrew swoim zwyczajom, smok wyfrunął ze swojej jamy o świcie. Leciał jednak tak wysoko, że ludzie go nie dostrzegli. Skierował się w kierunku rynku, który owego ranka był wyjątkowo zatłoczony. Gdy utworzony harmider powoli ucichł jaszczur obniżył się, aby zobaczyć co spowodowało taki tłum. Ujrzał piękną dziewczynę, w której od razu się zakochał. Była ona przywiązana do stosu, na którym zaraz miała spłonąć, Gdy jeden z mężczyzn podszedł z pochodnią, aby podpalić stos, smok wylądował tuż przy nim i zdecydowanym wymachem łapy, przeciął sznury, które więziły Sobótkę, czyli ową dziewczynę. Zabrał ją do swojej groty i od tej pory spędzali razem całe dnie. Czarownica przywiązała się do jaszczura, ale nie chciała spędzić z nim reszty życia, więc pewnego wieczoru, gdy smok szybował po gwieździstym niebie, wspięła się po skarpie i uciekła do miasta.
Ktoś uknuł intrygę i oznajmił smokowi, że dziewczyna nie żyje. Na wieść o tym jaszczur umarł z żalu. Gdy Sobótka zobaczyła martwego smoka rozpłakała się i także ona z żalu umarła.
Dziś zalew Sobótka cieszy się tym, że woda w nim jest czystsza niż w Wiśle. Prawdopodobnie jest on zasilany jakimś ciekiem wodnym, wypływającym spod skarpy. Kto wie, może to właśnie łzy zrozpaczonej kochanki?