Wisła pokonała u siebie GKS Tychy 1:0. To raz czwarty taki wynik zanotowany wiosną przez podopiecznych trenera Marcina Kaczmarka. Płocczanie umocnili się na drugim miejscu w tabeli. Do prowadzącego Zagłębia Lubin tracą tylko jeden punkt.
Prowadzący tyszan trener Tomasz Hajto miał spore problemy z zestawieniem wyjściowej jedenastki. Część zawodników GKS-u nie mogła wystąpić w Płocku z powodu kontuzji, inni ze względu na nadmiar kartek. Wydawało się więc, że płocczanie powinni bez większych problemów pokonać drużynę, której największym marzeniem jest pozostanie w pierwszej lidze. Stało się jednak inaczej, a wygraną gospodarzy należy rozpatrywać niemal w kategoriach cudu.
Wisła praktycznie natychmiast po pierwszym gwizdku sędziego ruszyła do ataku. Już po pierwszej akcji gospodarze egzekwowali trzy kolejne rzuty rożne. Nie przyniosły jednak żadnej korzyści. Najbliżej szczęścia był Patryk Stępiński, ale z jego strzałem poradził sobie Sebastian Przyrowski. Dymitar Iliev, Fabian Hiszpański czy Marcin Krzywicki mieli okazje do zdobycia bramek, lecz nie umieli ich wykorzystać.
GKS bronił się umiejętnie, a kiedy trafiała się okazja, próbował szukać szczęścia w kontratakach. Defensywa Wisły spisywała się jednak zdecydowanie lepiej niż gracze odpowiedzialni za zdobywanie bramek. A jeśli przyjezdnym udało się jakoś zmylić czujność płockich obrońców, na posterunku był Seweryn Kiełpin.
W drugiej połowie wciąż przeważała Wisła. Wciąż jednak nic z tego nie wynikało. Wprawdzie bezproduktywnego Marcina Krzywickiego zastąpił Mikołaj Lebedyński, a siłę rażenia wzmocniło jeszcze pojawienie się Piotra Ruszkula za Piotra Wlazłę. Paradoksalnie jednak najciekawszą akcję rozegrali dwaj obrońcy. Po dośrodkowaniu Cezarego Stefańczyka piłka trafiła do Przemysława Szymińskiego, ale po jego strzale instynktowną interwencją popisał się Sebastian Przyrowski.
Wszystko wskazywało na to, że kolejny mecz rozgrywany w Płocku zakończy się remisem. Na szczęście dla ekipy trenera Marcina Kaczmarka w 87. minucie wychodzący na czystą pozycję Dymitar Iliev został sfaulowany w polu karnym. Pewnym egzekutorem jedenastki okazał się Krzysztof Janus. Chociaż przyjezdni niemal od razu rzucili się mocno do przodu, Wiśle udało się zachować czyste konto po stronie strat.
Wygrana Wisły cieszy, ale inne powody do radości trudno byłoby znaleźć. Powiada się jednak, że zwycięzców sądzić nie należy. Tym bardziej, że w walce o awans do T-Mobile Ekstraklasy nie styl jest najważniejszy, ale zdobycze punktowe. A te jednoznacznie świadczą na korzyść Wisły.
Wisła Płock – GKS Tychy 1:0 (0:0)
Bramka: Janus (87. – karny)
Wisła: Kiełpin – Stefańczyk, Szymiński, Radić, Stępiński – Góralski, Wlazło (63. Ruszkul), Janus, Iliew (88. Kostrzewa), Hiszpański, Krzywicki (46. Lebedyński)
Tychy: Przyrowski – Mączyński, Gieraga, Nieśmiałowski (70. Rutkowski) – Radzewicz, Szczęsny (81. Błanik), Jasitczak (7. Wrana), Kosiec, Grzeszczyk, Wodecki – Bąk
Żółte kartki: Góralski i Lebedyński (Wisła) oraz Kosiec, Szczęsny, Wrana i Mączyński (GKS)
Sędzia: Dominik Sulikowski