„Pawana na śmierć Infantki” Maurycego Ravela otworzyła 38. sezon artystyczny Płockiej Orkiestry Symfonicznej. Wydarzeniami koncertu inauguracyjnego były jednak występ Marcina Dylli i trzecie w historii wykonanie I Symfonii e-moll op. 16 Grzegorza Fitelberga.
Nie wiadomo dokładnie, skąd wzięła się i co oznacza nazwa „Pawana na śmierć Infantki”. Wiadomo jednak, że sam Maurycy Ravel nigdy nie zechciał wyjawić sekretu tego tytułu. Jakby zależało mu na delikatnej aurze tajemniczości. Początkowo utwór był przeznaczony dla fortepianu solo. Autor uznał jednak, że jego dzieło lepiej będzie brzmiało w wykonaniu orkiestry i zmienił całą instrumentację. Z korzyścią dla kompozycji i słuchających jej melomanów. Zwiewny, pełen delikatności utwór nadaje się do słuchania praktycznie w każdych warunkach – w samochodzie, na spacerze i – oczywiście – w sali koncertowej.
Marcin Dylla, który wykonał solową partię „Concierto del Sur” Manuela Marii Ponce to jeden z najbardziej cenionych gitarzystów klasycznych początku XXI wieku. Instrument, na którym gra, nie ma dla niego żadnych tajemnic. – Dla wielu gitarzystów problemem jest zagranie zwykłego flażoletu, dlatego byłem zszokowany, kiedy zobaczyłem, z jaką lekkością Marcin Dylla gra fałszywe flażolety – powiedział nam Michał, uczeń klasy gitary, kończący w tym roku edukację w Państwowej Szkole Muzycznej pierwszego stopnia. – To absolutnie wyjątkowa umiejętność.
Manuel Maria Ponce napisał „Concierto del Sur” specjalnie dla swego przyjaciela, genialnego gitarzysty Adreasa Segovii. To właśnie on zapisał się na kartach historii nie tylko jako pierwszy, ale i jako jeden z najlepszych wykonawców tego utworu. Swoje miejsce w gronie gitarzystów, dla których koncert meksykańskiego kompozytora nie ma żadnych tajemnic, jest również Marcin Dylla. W każdym jego ruchu widać było, że gra sprawia mu przyjemność. Ale przy tym daje przyjemność również słuchającym. Tak było również w Płocku, gdzie widownia nagrodziła solistę gorącą owacją, ten zaś odwdzięczył się, wykonując na bis „Kaprys arabski” Francisco Tarregi,
Pierwszy w nowym sezonie artystycznym koncert płoccy symfonicy zamknęli utworem, który wykonywany był dopiero trzeci raz. Jego premiera miała miejsce w 1904 roku, gdy za pulpitem dyrygenckim stanął Grzegorz Fitelberg i poprowadził wykonanie skomponowanej przez siebie samego I Symfonii e-moll op. 16. Autor nie przypuszczał chyba wówczas, że na kolejne wykonanie jego dzieła trzeba będzie czekać aż do 2011 roku. Wtedy właśnie skomponowana przez Grzegorza Fitelberga symfonia rozbrzmiała po raz drugi. Tym razem w Kielcach, gdzie w Filharmnonii Świętokrzyskiej za dyrygenckim pulpitem stanął Janusz Przybylski. Ten sam, który poprowadził również Płocką Orkiestrę Symfoniczną. Dlaczego symfoniczne dzieło Grzegorza Fitelberga musiało aż tak długo czekać, aby sięgnęła po nie jakaś orkiestra? To pytania, na które trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Być może dlatego, że jego twórca dość wcześnie zajął się głównie działalnością dyrygencką, przez co jego kompozytorski dorobek odszedł w zapomnienie?