Zapowiadając nasz cykl „Mój pierwszy raz”, obiecaliśmy naszym Czytelnikom, że będziemy zapraszać do rozmów znanych i bardzo lubianych płocczan. Oczywiście nie zmieniamy raz obranej drogi i do dzisiejszej rozmowy postanowiłam zaprosić Jacka Kruszewskiego prezesa Wisły Płock.
Człowieka, który urzeka uśmiechem i szczerością. Lubianego za to, że zawsze jest przy swoich zawodnikach i kibicach. Bez względu na wszystko staje murem i walczy o klub, który jest jego drugim domem, życiem i pasją. Za każdym razem, kiedy zeszły się nasze drogi, opowiadał o Wiśle z troską w głosie. Skromny i niezłomny w swoich działaniach, jak na prezesa klubu przystało.
Wycieczki pełne wrażeń
Na początek, aby przełamać pierwsze lody, pytam pana Jacka o pierwszą szkolną wycieczkę. Nie zdążyłam w zasadzie dokończyć pytania, a na twarzy mojego rozmówcy pojawia się tajemniczy uśmiech. Widać jak oczy rozpromieniają się, a pan Jacek „cofa się w czasie” do bardzo miłego momentu. – Moja pierwsza szkolna wycieczka była… – zawiesza głos – …z domu do szkoły – śmieje się. – Mieszkałem na końcu Skarpy i gdy przyszedł czas rozpoczęcia edukacji moja szkoła „osiemnastka” przy ulicy Jasnej, była dopiero na ukończeniu budowy. Dlatego przez pierwsze 2 miesiące chodziłem do „siódemki” przy ulicy Miodowej. I to były prawdziwe, pełne różnorodnych wrażeń wycieczki, najczęściej odbywane z moim przyjacielem Jarkiem Szkopiem – dodaje z uśmiechem. Widać gołym okiem, że z przyjemnością prezes Wisły wspomina czasy dzieciństwa i beztroski.
A jakie emocje towarzyszyły panu Jackowi podczas pierwszego pobytu w szpitalu? Okazuje się, że żeby nie…piłka nożna pewnie nigdy by się w nim nie znalazł. Pomimo bólu, który wtedy przeżywał, nie wspomina jednak tego przykrego wydarzenia źle. – Na 27. urodziny odnowiła mi się kontuzja z młodości. W czasie treningu na hali uszkodziłem łąkotkę. Uraz okazał się na tyle poważny, że nie dało się już normalnie funkcjonować i wylądowałem na stole operacyjnym Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi – wspomina. – Nie było to dla mnie jakieś dramatyczne wydarzenie. Znakomita obsługa i dobre towarzystwo na sali przyczyniły się raczej do tego, że swój pierwszy raz w szpitalu wspominam z uśmiechem. Dodam, że moje kolejne, ostatnie, jak na razie pobyty w szpitalu, to znowu dwie operacje kolan – w 2013 roku w Szpitalu Św. Trójcy w Płocku – rekonstrukcje więzadeł krzyżowych – opowiada. – Sport to zdrowie – dodaje z uśmiechem i znacząco puszcza oczko.
Kasa pełna pasji
Odchodzimy od „bolesnego” tematu i wkraczamy z pytaniami w życiowe pasje Jacka Kruszewskiego. Jak wyglądał pierwszy dzień prezesowania Wiśle? – Pierwszy w ogóle dzień w Wiśle, to powołanie na stanowisko wiceprezesa w lutym 2011 r. Nieprawdopodobne uczucie, ogromna radość, spełnienie najskrytszych, zawodowych marzeń. Ale natychmiast okazało się, jak dużo jest do zrobienia i nastąpiło zakasanie rękawów. Pierwszy natomiast dzień na stanowisku prezesa to czerwiec 2012 r. Był to normalny dzień wytężonej pracy. Nie było czasu na świętowanie, bo właśnie spadliśmy do 2. Ligi, nie było trenera, nie było zespołu i pusta kasa… – zamyśla się bohater mojej rozmowy. Nawet trochę smutnieje. Ale nie na długo.
Łyk mocnej kawy pomaga aby opowiedzieć mi, jak wyglądał pierwszy wyjazd na mecz Wisły z kibicami? – W listopadzie 1983 r. pojechaliśmy po raz pierwszy jako zorganizowana grupa, podstawionym przez klub autokarem do Kielc na przegrany 0:1 mecz z Błękitnymi. Wcześniej, później zresztą również, jeśli nie było wycieczki zorganizowanej, jeździłem za Wisłą prywatnie. I jeżdżę do dziś, wszędzie, także na sparingi. Przez te kilka lat pracy przy Łukasiewicza 34 opuściłem tylko jeden mecz, w marcu 2013 roku w Elblągu, bo byłem tuż po operacji – wyznaje.
Sukces ze stadionem w tle
Ale przecież doskonale pamiętamy, że za prezesury pana Jacka Wisła Płock awansowała. Jak prezes świętował ten sukces? – Jako prezes mam na koncie jak na razie jeden awans, w czerwcu 2013 r. do 1. Ligi. No poszaleliśmy trochę, najpierw na stadionie, później w drodze pod ratusz kolejką, no i na rynku Starego Miasta. Niezwykle przyjemne chwile, oby się powtórzyły… – uśmiecha się, wspominając wspólne wesołe momenty, spędzone z zawodnikami i kibicami.
A na początek 2016 roku o czym marzy mój rozmówca, a byłby to zdecydowanie jego pierwszy raz? – Hmm…- zastanawia się chwilę. – Mimo, że młodość już dawno mam za sobą, to jest kilka rzeczy, których jeszcze nie robiłem, a pewnie bym chciał, zwłaszcza, że bardzo lubię marzyć – uśmiecha się tajemniczo, a twarz nabiera blasku i przepełnia się radością. – Wspomnę o jednym tylko marzeniu… pierwszym meczu Wisły na nowym, pięknym, piłkarskim stadionie w Płocku – urealnia głośno swoje marzenie.
Wraz z nowym rokiem życzę prezesowi Wisły Płock aby ziściło się jego marzenie. Po ostatniej Sesji Rady Miasta Płocka wiem, że ma ono całkiem realny wymiar.
Odsyłamy do obejrzenia galerii, którą Jacek Kruszewski przygotował ze swoich archiwalnych zbiorów.