Mamy w Płocku kolejny zabytek. Znajduje się przy ul. Sienkiewicza. Przeczytajcie tę historię…

– Ważna pamiątka obecności społeczności żydowskiej na terenie Płocka trafiła do rejestru zabytków – poinformował mazowiecki wojewódzki konserwator zabytków.

Budynek jest niewielki, znajduje się przy ul. Sienkiewicza 64. Patrząc na niego można się nieco zdziwić, powiedzieć „jak to, ten popadający w ruinę parterowy budynek ma być zabytkiem?”. Otóż tak… 

Foto: Ośrodek Dokumentacji Zabytków, lata 80. XX w., Archiwum NID

Dokumentuje rozwój zabudowy przedmieść w XIX w.

Mazowiecki wojewódzki konserwator zabytków zwraca uwagę, że budynek stanowi „element historycznej zabudowy układu urbanistycznego miasta Płocka oraz dokumentuje rozwój zabudowy jego przedmieść w XIX w.” – Przedmiotowy dom reprezentuje stosunkowo nieliczną obecnie grupę wolnostojących mieszkalnych budynków jednokondygnacyjnych o dachu naczółkowym i skromnym detalu architektonicznym. Przeznaczony na wynajem, zamieszkiwany był przede wszystkim przez przedstawicieli społeczności żydowskiej – przypomina.

Budynek został wzniesiony w drugiej połowie XIX w., na parceli wytyczonej przed 1810 r. (zarys nieruchomości widać na planie gubernialnym Płocka sporządzonym ok. 1882 roku, znajdującym się w zbiorach Towarzystwa Naukowego Płockiego). Po 1865 r. na miejscu drewnianego budynku wzniesiono murowany jednokondygnacyjny dom z użytkowym poddaszem, najprawdopodobniej dla ówczesnego właściciela nieruchomości Michała Wassermana. W dwudziestoleciu międzywojennym budynek należał do spadkobierców, część pomieszczeń przeznaczono na wynajem.

Obecnie budynek jest nieużytkowany. Długo należał do miasta, później został przekazany do zasobów Agencji Rewitalizacji Starówki. 

Foto: M. Bielawski, 1.11.2010 r., za: fotopolska.eu

– Pomimo uszkodzeń mechanicznych i zniszczeń wynikających z czynników biologicznych, stan techniczny obiektu w opinii MWKZ pozwala na dokonanie jego remontu w sposób pozwalający na zachowanie elementów będących nośnikiem wartości historycznej i naukowej – podkreślono w uzasadnieniu do decyzji o wpisaniu obiektu do rejestru zabytków. 

Zdjęcie na schodach

Kobieta ubrana we wzorzysta sukienkę, o krótszych, ciemnych włosach, uśmiecha się, mocno przytulając do siebie niemowlę. Stojący za nią mężczyzna, który przycupnął na schodach, obejmuje ją ramieniem.

W tle widać framugę drewnianych drzwi przy ul. Sienkiewicza.

Rodzina zapozowała do tego zdjęcia latem 1935 r., niedługo po narodzinach małego Jakuba. Na przechowanej fotografii Jakub jest widoczny ze swoimi rodzicami. Ewa miała wówczas 27 lat, Symcha Guterman, przedsiębiorca i rzemieślnik – 32.

Foto: ze zbiorów prywatnych Jakuba Gutermana, za: jewishplock.eu

Z historią rodziny można zapoznać się na stronie https://jewishplock.eu/.

Symcha Guterman urodził się w Warszawie 1 września 1903 r. Jego rodzice, Menachem Mendel, uczony talmudysta, i Bajli Gitli w czasie I wojny światowej zdecydowali się na przeprowadzkę do Płocka, gdzie mieszkał już brat Menachema Mendla – Rachmil.

Symcha odbył służbę w piechocie Wojska Polskiego, następnie założył w Płocku warsztat, w którym pracowały także jego matka i siostry. „Był jednym ze współzałożycieli płockiego oddziału Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego „Frajhajt” w Polsce. Organizacja, która miała charakter socjaldemokratyczny i była związana z Poalej Syjon-Prawicą, odgrywała dominującą rolę w syjonistycznym ruchu młodzieżowym w kraju” – opisuje Gabriela Nowak-Dąbrowska. Wybranką Symchy została Ewa Alterowicz, płocczanka (urodzona z 1908 r.). Oboje zamieszkali w domku przy ul. Sienkiewicza, który jeszcze przed wybuchem I wojny światowej należał do Rywena Kanarka, wcześniej do rodziny Wassermanów.

Ten mały, skromny domek ze schodkami prowadzącymi do wejścia, znajdujący się w oddaleniu od innych budynków z tej ulicy, wrył się we wspomnienia małego Kuby. Na tyłach, tuż pod oknem, rósł wonny, kolorowy groszek, który ówczesny czterolatek codziennie starał się podlewać.
Guterman tak opowiadał o swoim dzieciństwie podczas wizyty w Płocku w lutym 2015 r.: – Klepaliśmy biedę, ale i tak dzieciństwo miałem wspaniałe, niczego nie brakowało. 
Wspomnienia Jakuba Gutermana dają obraz ówczesnego Płocka: „Tuż obok wznosił się kościół i masywny budynek seminarium duchownego, a naprzeciwko niego rozpościerał się zaczarowany sad mojego dzieciństwa, sad cioci Małki, w którym jakby się zebrały wszystkie owoce świata, a w którego gąszczu krzewów porzeczek i agrestu łatwo było zabłądzić, a nie wiadomo było, gdzie właściwie sad się kończy. Może hen, gdzieś przy biednych drewnianych domkach Czarnego Dworu, a może jeszcze dalej, przed samą Katedrą Mariawicką. Dalej jest już kraniec znanego świata, piaszczysta, wysoka i spadzista skarpa wpadająca do majestatycznej Wisły. A jeszcze dalej już tylko tli się jakaś niebieskawa mgiełka, za którą kryją się sekrety świata. Mój świat mieścił się w granicach Płocka, był jasny i promienisty i owijała go bezdenna miłość moich rodziców…”.
Życie w tym niewielkim domku zamarło wraz z powstaniem płockiego getta we wrześniu 1940 r. i wysiedleniem rodziny do mieszkanka na piętrze kamienicy przy ul. Kwiatka (dawniej była to ul. Szeroka). Jakub wspinał się do niego po drewnianych schodach. W mieszkanku opanowanym przez pluskwy trudno było zasnąć. Zresztą chłopak co noc kładł się spać ubrany „na cebulkę”, aby być przygotowanym na drogi. – W czasie wojny nie wiedziało się, co cię spotka za pięć minut – powtarzał podczas spotkania w Muzeum Żydów Mazowieckich w 2015 r. Jakub Guterman.
Walenie kolbą o drzwi
Gutermanowie, podobnie jak tysiące płockich Żydów, zostali wyciągnięci z domu i wywiezieni do obozu przejściowego w Działdowie 1 marca 1941 r. Dzień wcześniej ludzi wywieziono ok. 2 km za Płock. Na miejscu zabijano strzałem z pistoletu. Zawczasu wykopano dół… 
Dla rodziny pierwszym przystankiem był wspomniany obóz w Działdowie. Z tamtego miejsca trafili do Ostrowca. Potem była ucieczka i tułaczka. W jednym z takich miejsc na trasie ojciec Jakuba zaczyna spisywać wspomnienia, które chował w zakorkowanej butelce. Wcześniej zwijał te zapiski w ciasną rolkę i okręcał nitką. Aż któregoś dnia w piwnicy jednego z domów w Żyrardowie ojciec zdradził swój sekret, pokazując synowi, gdzie chowa tę butelkę.
Wiele lat po wojnie, w 1978 r., Guterman przeczytał w gazecie o pewnym budowniczym z Łodzi, który podczas pracy w Radomiu odnalazł ukryte w butelce zapiski w języku żydowskim. Co prawda miasto się nie zgadzało, ale zapiski faktycznie wykonał Symcha Guterman. Zagadkę udało się rozwiązać. Synowa tamtego budowniczego przeprowadziła się do Radomia, i to ona ustawiła u siebie butelkę na półce z książkami. Właśnie te zwoje zostały wydane jako „Kartki z pożogi”.
Rodzina musiała uciekać z Żyrardowa po wizycie dwóch mężczyzn, którzy zażądali 30 tys. rubli. W przeciwnym razie zagrozili wydaniem Ewy, Symchy i Jakuba.
Co było dalej? Gabriela Nowak-Dąbrowska opisuje: „W 1943 roku znaleźli się w Warszawie. Symcha pracował w warsztacie trykotarskim sióstr mariawitek, Ewa z Jakubem zamieszkała na czwartym piętrze kamienicy przy ulicy Żelaznej. Wkrótce małżonkowie podjęli decyzję o umieszczeniu Jakuba u rodziny jednej z sióstr mariawitek w miejscowości Wygoda koło Łowicza.” Tam dziewięciolatek wreszcie nie widział spacerujących ulicami niemieckich oficerów…
Chłopiec pracował do końca wojny jako pastuszek w pobliskiej wsi Zawady. Już po wojnie dowiedział się od jednego z mieszkańców, że wołano na niego Żydek, ale nikt go nie wydał. 
Wróćmy jeszcze na chwilę do tego pobytu przy ul. Żelaznej, kiedy Ewa z Symchą byli współlokatorami pewnego kucharza. Bywało, że ów kucharz gościł w tym mieszkaniu Niemców. Pewnego razu zaprosił mamę Jakuba na herbatę. I tak od słowa do słowa… Nagle mężczyzna zaczął opowiadać o spotkaniu młodej Żydówki, która nie chciała przyznać się do swojego pochodzenia. Bez skrupułów, za flaszkę wódki, zadenuncjował tę kobietę Niemcom.
– Jaki to był świetny dzień – cieszył się.
A jego rozmówczyni powiedziała tylko: – Faktycznie dobry z pana człowiek.
Symcha postanowił walczyć jako żołnierz Armii Krajowej 
Najpierw w kwietniu 1943 r. wziął udział w powstaniu w getcie warszawskim (był związany z Żydowską Organizacją Bojową), następnie – latem 1944 r. – w powstaniu warszawskim, chcąc pomścić zamordowanych najbliższych. „Przed wyjściem przyrzekł jeszcze mamie, że jak wszystko dobrze pójdzie, to wróci wieczorem na kolację…” – Gabriela Nowak-Dąbrowska przytacza wspomnienia małego Jakuba.
Już pierwszego dnia walk przyszedł kolega Symchy z wiadomością, że nie doczekają się powrotu 41-latka. 
Po wojnie…
Ewa wraz z synem wrócili do Płocka. Kobieta ponownie wyszła za mąż, w 1950 r. wraz z mężem i synem wyjechała do Izraela. Zmarła w 1957 r. Jej syn, Jakub, już jako malarz i ilustrator, wracał do Płocka, dzieląc się swoimi wspomnieniami.

Ten budynek to ważna pamiątka

Na wartości historyczne zwrócono uwagę w opinii Narodowego Instytutu Dziedzictwa: „W zakresie samoistnych wartości zabytkowych obiektu należy przede wszystkim wskazać znaczący walor historyczny. Z uwagi na fakt, iż w latach 30. XX w. nieruchomość zamieszkiwała rodzina Gutermanów, budynek stał się jednym z bardziej rozpoznawalnych pamiątek obecności społeczności żydowskiej na terenie Płocka. Symcha Guterman, zarówno dzięki swojej działalności społecznej w okresie międzywojennym, jak również świadectwu zagłady, utrwalonemu w osobistym pamiętniku wydanym drukiem, stał się jednym z bardziej znanych przedstawicieli przedwojennej społeczności żydowskiej Płocka. W niezwykle bogatej biografii mieszkańca domu pod ówczesnym adresem Sienkiewicza 44 [obecnie 64] wyróżniają się takie elementy jak pochodzenie z rodziny uczonego talmudysty, udział w I wojnie światowej, aktywność na polu działalności społecznej i kulturalnej, wreszcie bohaterska śmierć w pierwszych dniach walki powstania warszawskiego” – czytamy.

Fot: MKWZ na Facebooku / A. Jaśkiewicz-Sojak, NID (zdjęcia współczesne)