Łukasz Jankowski zdradza kulisy kampanii wyborczej. Mówi też, co dla niego jest najważniejsze

Wybory samorządowe już za dwa dni. Będziemy wybierać prezydenta, radnych miejskich, ale także naszych przedstawicieli w Sejmiku Województwa Mazowieckiego. To z samorządu województwa płyną pieniądze unijne oraz dofinansowania do inwestycji w Płocku. Jednym z kandydatów jest nasz dzisiejszy gość – Łukasz Jankowski, ubiegający się o mandat z listy Koalicji Obywatelskiej.

Dziennik Płocki: – Panie Łukaszu, zdecydował się Pan na start w bardzo trudnych wyborach, bo takimi bez wątpienia są wybory do samorządu Mazowsza.

Łukasz Jankowski: – O wyborach do sejmiku województwa mówi się, że to najtrudniejsze wybory. Z jednej strony to wybory, gdzie większe znaczenie ma człowiek niż partia, dlatego trzeba mocno się osobiście angażować, z drugiej kampanię prowadzi się na bardzo dużym terenie. Okręg wyborczy jest większy niż ten w wyborach do sejmu, bo wzbogacony o powiat pułtuski.

DP: – A był Pan w Pułtusku?

ŁJ: – Oczywiście, że tak! Byłem w każdym mieście powiatowym w moim okręgu, a w powiecie płockim byłem w każdej gminie. W niektórych po kilka razy. Jeżeli ktoś śledzi moje relacje w mediach społecznościowych to wie, że od ponad czterech tygodni jeżdżę po okręgu i na ulicach przekonuję mieszkańców Mazowsza, by oddali na mnie głos.

Budżet nie jest z gumy…

DP: – Udaje się ich przekonać?

ŁJ: – Hmm… Na pewno udaje się ich zainteresować. Niestety historia lat ubiegłych nie jest moim sprzymierzeńcem, bo gdy mówię np. o pieniądzach na płocki sport, to dość często spotykam się z brakiem wiary. Bo skoro do tej pory Wisła Płock nie dostawała pieniędzy, to dlaczego miałaby teraz dostać?

DP: – I co Pan wtedy odpowiada?

ŁJ: – Że przykłady innych województw pokazują nam, że można takie pieniądze zorganizować. Takie kluby jak Jagiellonia Białystok, która dostanie w tym roku aż 2 miliony z budżetu województwa, czy Korona Kielce są przykładem, że się da. Inna sprawa to, że każdy dba o swój elektorat. Nie chcę nikogo krytykować, bo szanuję i rozumiem, że ugrupowania, z których wywodzą się politycy mają swoje kierunki działalności i swoich wyborców.

Jedni dbają o koła gospodyń wiejskich, inni o kluby Gazety Polskiej, a ja chcę dbać w szczególności o kluby sportowe. Dopiero gdy to mówię, to ludziom otwierają się oczy, bo zaczynają rozumieć, że to nie jest niemożliwe. Środki są, po prostu trzeba zmienić kierunek finansowania.

DP: – Ale to komuś musi Pan zabrać, żeby zwiększyć finansowanie na sport.

ŁJ: – Dokładnie, bo budżet nie jest z gumy, choć akurat budżet województwa mazowieckiego to prawie 7 miliardów złotych i naprawdę jest z czego dzielić. Proszę mi uwierzyć, że dodatkowe 20-30 milionów do tego, co już jest przeznaczane na kulturę fizyczną, naprawdę nie spowoduje, że mazowiecka kasa na tym ucierpi. Staram się w kampanii unikać krytyki, ale wydaje mi się, że udałoby mi się znaleźć dużo przykładów, gdzie pieniądze można było wydać po prostu lepiej, np. właśnie na szkolenie sportowe dzieci i młodzieży.

Polska wygląda różnie…

DP: – A jaki jest odbiór Pana i Koalicji Obywatelskiej?

ŁJ: – Dużo lepiej niż 5 lat temu. Wtedy sam nie startowałem, ale pracowałem przy kampanii. Jakieś negatywne reakcje oczywiście się pojawiają, ale mówię całkowicie szczerze – jest ich naprawdę mało. W Płocku i miastach typu Gostynin, Sochaczew, Żyrardów czy Płońsk zdarza się, że przez 2-3 godziny ulotkowania nie mam żadnej niemiłej sytuacji. Są oczywiście odmowy wzięcia ulotki, ale raczej z uśmiechem na twarzy i komentarzem typu – „to nie moja firma”. W mniejszych miejscowościach też nie jest źle. Kilka dni temu byliśmy w Bodzanowie i na prawie 200 rozdanych ulotek tylko jeden pan dość dobitnie dał mi do zrozumienia, że nie chce rozmawiać. To nawet nie jeden procent. Byłem pozytywnie zaskoczony tym dniem.

DP: – To komitet wyborczy, a Pan? Jak się Pan czuje w rozmowach bezpośrednich?

ŁJ: – Świetnie. Ja to naprawdę polubiłem… (śmiech). Jestem człowiekiem o dość pozytywnym nastawieniu do życia i ludzi. Może to mi ułatwia sprawę. W ogóle, to te rozmowy z ludźmi pozwalają mi na przyjęcie trochę innej perspektywy niż dotychczas. Uczę się od ludzi i zaczynam rozumieć, że Polska wygląda różnie w zależności od wielkości gminy, miejscowości. Są różne optyki i różne podejścia.

DP: – Jaka jest więc różnica w kampanii między małymi miejscowościami a np. Płockiem?

ŁJ: – Przede wszystkim tu chyba działa zasada, że im mniejsza jest gmina tym bardziej ludzie cenią kontakt bezpośredni. W małych miejscowościach samym internetem i billboardami się nie wygra. Zdarzyła mi się sytuacja, kiedy najpierw doświadczyłem krytyki partii, której starszy człowiek ewidentnie nie był zwolennikiem, ale potem po krótkiej rozmowie i rozładowaniu emocji, wziął moją ulotkę i powiedział, że zagłosuje. A wie pani dlaczego? Bo byłem jedynym kandydatem do sejmiku województwa mazowieckiego, który do nich przyjechał w kampanii. Na tamten moment żaden z moich kontrkandydatów jeszcze się nie pojawił. Ten człowiek to docenił, a ja zrozumiałem, jak ważne dla tych mieszkańców jest to, by czuli się podmiotowo.

Pozostała część wywiadu pod zdjęciem

Postawić na szybką kolej i… najważniejsze!

DP: – Stawia Pan na sport, to już wiemy. A co jeszcze? Widziałam na Pana ulotce połączenie kolejowe z Warszawą. Dość ambitnie. Uda się?

ŁJ: – Dobre pytanie. Temat kolei wraca nieprzypadkowo. Teraz jesteśmy w okresie, gdzie bardzo dużo pieniędzy, także z Unii Europejskiej, ma być przekazywane właśnie na inwestycje w kolej. Jeżeli pani śledzi kampanie innych kandydatów, to ma pani świadomość, że nie jestem jedyną osobą, która temat kolei do Warszawy porusza. Są kandydaci do sejmiku, którzy chcą się o to postarać, ale są też kandydaci do rady miasta, którzy coś takiego podejmują. Cieszę się z tego, bo bez szerokiego poparcia społecznego to się nie uda.

Tak naprawdę inwestycja w kolej do Warszawy zależy od decyzji na poziomie rządowym. Z poziomu samorządu województwa możemy to jednak wspomóc, np. finansowo. Takie rzeczy już się dzieją. Ostatnio samorząd przekazał kilkadziesiąt milionów na jedną z inwestycji w kolej. Pamiętam, że kilkanaście lat temu marszałek województwa podejmował próbę stworzenia takiego połączenia własnymi siłami. Wtedy to się z jakiegoś powodu nie udało. Dzisiaj klimat jest trochę inny, lepszy. Mamy perspektywy, mamy większe możliwości finansowania.

Trzeba rozmawiać z polskimi liniami kolejowymi i z ministerstwem, trzeba planować, a później trzeba tworzyć założenia projektowe. Jeżeli społeczeństwo będzie nas w tym wspomagać, jeżeli rada miasta i prezydent będą wywierać presję, to wierzę, że to się uda. Najbliższe kilka lat jest już zaplanowane jeżeli chodzi o inwestycje kolejowe, ale za 2-3 lata będziemy dyskutować nad kierunkami finansowania inwestycji kolejowych w kolejnej perspektywie. I tutaj musimy wszyscy mówić jednym głosem.

DP: – Płocczanie rozumieją jak ważna jest to inwestycja?

ŁJ: – Tak, zdecydowanie. To inwestycja, która dla regionu jest najważniejszą zaraz po budowie trasy S10 i w Płocku to wiemy. Dzisiaj szczególnie młodzi ludzie wyrażają poparcie dla starań o połączenie kolejowe do Warszawy. Wiedzą, że taki projekt otwiera dla nich rynek pracy w stolicy. W Warszawie ceny mieszkań są na tyle wysokie, że coraz więcej osób decyduje się tam pracować, ale mieszkać już w miastach oddalonych od stolicy o kilkadziesiąt kilometrów.

Jeżeli ktoś miałby dojeżdżać autem codziennie półtorej godziny i półtorej godziny wracać, to niestety na dłuższą metę doprowadzi to do skrajnego zmęczenia. Jeżeli jednak wsiadałby w pociąg na 50 minut, w międzyczasie zdrzemnął się albo poczytał i później 50 minut wracał, to zmienia to całkowicie postać rzeczy.

DP: – 50 minut do Warszawy? To możliwe?

ŁJ: Osobiście byłem w Żyrardowie, który oddalony jest drogami od stolicy o ponad 50 kilometrów. Podróż pociągiem trwała niewiele ponad 20 minut. Jest nawet połączenie rano, które trwa – uwaga – 19 minut. Można sprawdzić w rozkładzie. Było szybko i komfortowo. Z Płocka do Warszawy jest dwa razy dalej, więc podróż poniżej godziny jest jak najbardziej możliwa.

DP: – Cały Zachód jest skomunikowany kolejowo, tylko Polska na tym polu odstaje. Dlaczego?

ŁJ: – Nie do końca się z tym zgodzę. W większości kraju są dobre połączenia. To my w Płocku mamy z tym problem. Przez ostatnie 20 lat zrobiono niewiele, żeby lepiej nas połączyć z resztą kraju – zarówno drogowo, jak i kolejowo. Każdy wie, że mając największy zakład produkcyjny w tej części Europy, lepsze skomunikowanie jest po prostu koniecznością.

DP: – Co jeszcze oprócz sportu i kolei?

ŁJ: – Dzieci i ich zdrowie. Inwestowanie w psychiatrię dziecięcą, bo zaburzenia psychiczne u dzieci to problem, który dotyka coraz więcej rodzin. Nie jesteśmy na to przygotowani, brakuje i miejsc w szpitalach i specjalistów. To trzeba jak najszybciej zmienić. Samorząd województwa czyni jakieś starania w tym kierunku, ale według mnie trzeba się starać jeszcze bardziej. Jeżeli chodzi o zdrowie fizyczne to mocno popieram inwestowanie w place zabaw. Chcemy odciągnąć dzieciaki od smartfonów, więc trzeba im stworzyć warunki, by mogły spędzać wolny czas inaczej. Boiska już mamy, teraz czas na place zabaw. Muszą być atrakcyjne, nowoczesne i bezpieczne.

Przewidywania wyborcze

DP: – Jak Pan przewiduje wynik wyborów na prezydenta Płocka?

ŁJ: – Myślę, że Andrzej Nowakowski wygra w pierwszej turze. Pięć lat temu miał ponad 60 proc. i zdeklasował konkurencję, a przez ostatnią kadencję ciężko pracował, aby ten wynik jeszcze poprawić.

DP: – Na koniec proszę powiedzieć, jaki wynik będzie dla Pana satysfakcjonujący, jeżeli chodzi o wybory do sejmiku województwa mazowieckiego.

ŁJ: Powiem przewrotnie – taki, w którym ze wszystkich trzech dużych partii do sejmiku w naszym okręgu wchodzą płocczanie. Życzę sobie uzyskania mandatu oczywiście, ale chciałbym w sejmiku mieć ludzi stąd. Wtedy mamy silną reprezentację i wspólnie walczymy o interes naszego miasta.

DP: Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę powodzenia. 

ŁJ: – Dzięki wielkie.

Z Łukaszem Jankowskim rozmawiała Lena Rowicka.