Kielce, Szczecin, Kraków. W 2017 roku Nafciarze odwiedzili jak na razie te trzy miasta. W im większym przyszło im grać tym… prezentowali się lepiej. Punktów na liczniku? Zaledwie jeden, choć na pewno mogło być ich więcej. Szczególnie za mecz z Wisłą Kraków, który był najlepszym z tegorocznych z udziałem Wisły Płock. I jak na złość okazał się być przegranym.
To doprawdy ciekawa sytuacja, że najlepsze fragmenty spotkań płocczanie notują z krakowską Wisłą. W drugiej połowie jesiennego starcia przyszło nam oglądać prawdopodobnie najbardziej zdeterminowaną drużynę Marcina Kaczmarka na boiskach ekstraklasy od momentu powrotu na salony. Zmuszał do tego oczywiście niekorzystny rezultat do przerwy (0-2), przez co na pierwszą część gry można było spuścić zasłonę milczenia. Ale o tym już było.
Teraz sytuacja nie wyglądała tak źle. Jasne Wisła Płock znów jako pierwsza straciła bramkę (wielbłąd Maksymiliana Rogalskiego) i znów musiała gonić wynik, ale nie musiała się budzić, bo od początku wyglądała jakby przyjechała po pełną pulę. Bez nastawienia, że remis będzie korzystny. To mogło trochę zaskakiwać, bo w poprzednim pojedynku z Pogonią po 45. minutach nastawiono się na obronę 1-0, a po Bruk-Bet Termalice Nieciecza trener zaznaczał, że najważniejsze są punkty. Czyżby stawka i kończąca się runda zasadnicza zrobiły swoje?
W piątkowy wieczór Nafciarze szybko chcieli odrobić stratę, co udało się w kuriozalnych okolicznościach. Piłkę do bramki Łukasza Załuski wepchnął słabo spisujący się do tego momentu Siergiej Kriwiec. 1-1. Przerwa. A po niej niebiesko-biało-niebiescy nadal kontynuowali to co sobie wcześniej założyli. Pochodzili wysoko, stosowali pressing, walczyli. Nie było ciągłego wybijania piłki do przodu.
Po około godzinie inicjatywę zaczęli przejmować gospodarze, choć nie było widać, aby płocczanie świadomie wykonali krok w tył. Bardziej zostali zepchnięci do defensywy przez zawodników Białej Gwiazdy. Pomimo tego w 72. minucie niezbyt widoczny Mateusz Piątkowski dał gościom prowadzenie po akcji Giorgi Merebaszwilego. Gruzin miał także udział przy pierwszym golu płocczan, gdy przed polem karnym wyciął go Maciej Sadlok. Jakiś czas temu można było zastanawiać się czy Wisła Płock potrafi grać bez Dominika Furmana, ale to Merba wyrósł na gościa, bez którego w ofensywie nie ma praktycznie niczego.
72. minuta. 2-1. Na wyjeździe. Komfortowe położenie. Przetrwać? Nic z tych rzeczy. Były nawet okazje na zamknięcie meczu, ale nic z tego nie wyszło. Na siedem minut przed końcem wciąż 2-1, ale do akcji wkroczyli rezerwowi krakowian. Najpierw złe podanie Furmana (po wcześniejszych świetnym odbiorze) na bramkę zamienił Semir Stilić, a dwie minuty później dogranie Mateusza Zachary wykończył Jakub Bartosz i punkty zostały w Krakowie.