Kiedy głowa bolała inaczej czyli co z tą wiosną jest nie tak?

Cóż może być piękniejszego niż wolny poniedziałek i do tego okraszony błękitem nieba i słońcem? Jedynie szóstka w totolotka albo wyjazd do… San Escobar. Chciałam napisać o wiośnie tej teraz, i tej kiedyś.

Ta kiedyś była piękna, zielona, nasączona aromatem przyrody i… amoniaku z Orlenu. Dziś niestety dokładają zbyt dużo benzenu i nie pachnie tak pięknie jak kiedyś. Kiedyś była piękna ulica Tumska – pełna „okropnych”, komunistycznych kwiatków na klombach posadzonych w wymyślne wzory i delektujących się tanim winem, którzy byli klimatyczną ozdobą, a nie ściganymi przez Straż Miejską bezdomnymi.

Kiedyś nie było bezdomnych, i chyba nawet lokalne pijaczki zasiadający na klombach wzdłuż ulicy Tumskiej, jakby byli lepsi, jacyś tacy kulturalniejsi. Wszystko kiedyś miało lepszy smak. Pewnie nawet tanie wino. Kiedyś, w takie dni jak dziś, chodziliśmy na wagary na Wzgórze Tumskie z kolegami z klasy, w których się kochałyśmy. Paliło się pierwsze papierosy na ławce w amfiteatrze, i zabijało się ich smak gumami Donalda. Ktoś komuś skradał niewinne pocałunki nad Wisłą i na miękkich nogach wracało się do domu z milionem marzeń w głowie. Piło się oranżadę z butelki do spółki i chodziło za ostatnie grosze w kieszeni do Muzeum Mazowieckiego. Zakładało się tam filcowe kapcie i udawało, że są to łyżwy. Uciekało się kustoszowi, który zwracał nam uwagę i kazał już skończyć te wygłupy. Wydawało nam się wtedy, że to szczyt niegrzeczności. Wiosna kiedyś była najpiękniejsza na świecie. A największą karą było siedzenie w domu.

Wiosna dziś? Pozbawiona i obdarta z zieleni ulica Tumska, na której stoją jakieś niegramotne, marmurowe czy granitowe klocki, które nawet latem nie są fajne do siedzenia. W głowie kręci się od… benzenu zamiast od marzeń i taniego wina. Amfiteatr stał się niedostępny. A na schodach prowadzących na wiślany bulwar straż miejska rozdaje mandaty za palenie. Dziś każdy pije „energetyki” i nikt się nimi nie dzieli – to nie „higieniczne”. Młodzi zamiast spędzać czas z ludźmi i tworzyć ludzkie relacje, wciąż patrzą na ekrany telefonów dotykowych. Zamiast spotkać się realnie – chociażby na Tumach – siedzą na portalach społecznościowych. Nie chcę zatrzymywać czasu, bo się nie da, ale gdzieś to wszystko zmierza w złym kierunku. Technologia, cywilizacja, postęp bardzo zatarły taki zwykły, piękny, przedwiosenny dzień. Szkoda, wielka szkoda.

Miałam to szczęście, dorastać w czasach, kiedy nikt niczego nie miał. Mieliśmy siebie. Dostrzegłam jednak jedno podobieństwo wiosny tej z odległych czasów i tej dziś. Wszyscy młodzi ludzie w lutowy, ciepły dzień… zdejmują kurtki. Lansują się w krótkim rękawie, z gołymi kostkami, bez czapek i szalika póki… mama nie zobaczy. Byłam takim samym durnym młodym człowiekiem i kiedyś mnie również było w taki dzień okropnie „gorąco”. Gdyby nie dopadający mnie reumatyzm i mama obok, zrobiłabym dziś to samo! Ale ta wiecznie dbająca mama, która dziś mówiła jak do małej dziewczynki – „zapnij płaszcz, już nie mów, że ci tak gorąco, przecież jest dopiero luty dziecko.”

Jutro zamierzam jechać do pracy bez szalika, w odpiętym płaszczu i z gołymi kostkami. Wiosna, ach to ty! 

Swoimi refleksjami podzieliła się z nami Agnieszka Gachewicz.