Grudzień znaczy przełom?

Czego tym razem spodziewać się po beniaminku z Płocka? Przywołując tę wypowiedź Cezarego Stefańczyka tego samego co zawsze. Czyli… nikt nie wie czego. Tak kończyła się zapowiedź piątkowego spotkania. Oczywiście można było zakładać, że Wisła nie rzuci się na Legię na jej terenie. Właściwie to można było brać to za pewnik, przecież nie można rzucać się z szabelkami na czołgi, nie?

Dziesięć minut snu na jawie, Nikolić i 1-0. WSTAWAĆ PODBUDKA! Kolejne dziesięć minut snu na jawie… minęło już bez większych konsekwencji. No obudźcie się wreszcie – pomyślała zapewne jakaś część kibiców Nafciarzy. Następna zaś mogła zacząć zastanawiać się czy drużyna Marcina Kaczmarka wyszła w ogóle z szatni (choć była na boisku), a później czy ma zamiar wyjść z własnej połowy.

Okazało się, że miała. I tak też zrobiła. Coraz śmielej, coraz śmielej, coraz śmielej, aż w końcu… przychodzi setka, po dośrodkowaniu (!) Recy (dobrze, że wracasz do siebie i… po piłkę). Koncertowo zmarnował ją – cóż za zdziwienie! – Kante. Do przerwy Legia mogła prowadzić wyżej, ale Hamalainen w wybornej sytuacji nie trafił w piłkę. Trafił za to po przerwie, gdy gospodarze wrzucili trochę wyższy bieg. 2-0. 56. minuta.

Do końca meczu wciąż pozostawało sporo czasu, z doliczonym około 40 minut. Na boisku mistrza Polski na pewno nie jest to łatwa sytuacja, ale też nie ma się już nic do stracenia. Pomimo tego podnieść się z 0-2 na wyjeździe z kim by się nie grało to zawsze sztuka. Mocniejszy sygnał do ataku dał nie kto inny jak Furman (MVP), bez którego z gry Wisła nie ma zbyt wiele, co pokazał wcześniejszy pojedynek z Piastem Gliwice. Były gracz stołecznego klubu pozwolił płocczanom złapać kontakt w 63 minucie.

Wojskowi cały czas musieli więc mieć się na baczności, ale dali się zaskoczyć. Kwadrans później po faulu na Recy z rzutu wolnego dośrodkowywał Furman, przedłużył to Kante, a Malarz strzelił gola rezerwowym Sylwestrzakiem i zrobiło się 2-2. 78. minuta. Niewiele wcześniej światło mógł zgasić Prijović, ale Kiełpin wyczuł jego intencję. Do końca meczu wciąż było daleko. Próbowali i jedni i drudzy, ale co ciekawe to Nafciarze mieli piłkę meczową.

CZYTAJ DALEJ

Fot. Z perspektywy kominów