Dwa światy, dwoje ludzi. Taką historię może napisać tylko życie [FOTO]

Są młodzi, piękni duchem i urodą, na dodatek mają mnóstwo twórczych pomysłów i jeszcze więcej planów na przyszłość. Kasia i Marek – jak dwie połówki pomarańczy – albo kto woli jabłka. Ona ma swoją pracownię na dole, on na górze. I obydwoje tworzą małe, większe i całkiem duże cuda. W pracowniach, chociaż są dwie i to bardzo różne, panuje atmosfera domowego ciepła.

Ich wspólna historia zaczęła się jeszcze w liceum, piętnaście lat temu. – Ale parą jesteśmy dopiero od kilku lat – mówią praktycznie w tym samym czasie. Rozumieją się bez słów, na spojrzenie i gest. Widok ich siedzących koło siebie, wzrusza. Są piękną parą – Katarzyna Ciecierska i Marek Siedlecki. Dodatkowo przy ulicy Królewieckiej 23 dokonali rzeczy niebywałej – dwa odrębne światy połączyli w jeden, który tworzy artystyczną całość.

Kasia

Przekraczając próg pracowni, ma się wrażenie wkroczenia w świat pełen radości, młodości i wesela. Wkoło mnóstwo ślubnych gadżetów. – Polka Studio zajmuje się głównie poligrafią ślubną ale także kompleksową aranżacją wesel – tłumaczy o wystroju Kasia. – Tworzę od początku do końca całą usługę poligraficzną wesela czyli zaproszenia i całą oprawę poligraficzną ślubu. W tym podziękowania dla gości, jakieś drzewka wpisów, winietki, zawieszki i jakby całe aranżacje. Moja siostra również zajmuje się branżą ślubną – robi dekoracje kwiatowe, bukiety – opowiada o sobie. – A ja maluję laleczki na prezenty ślubne – wtóruje jej Marek.

Polka Studio istnieje na rynku od pięciu lat i powstała dzięki dotacji unijnej, o którą Kasia się wystarała.  Swoje małe dzieła sztuki wysyła do klientów, których ma praktycznie w całej Europie. – Francja, Belgia, Niemcy czy Holandia ale nasze produkty lokalnie też sprzedajemy – podkreśla. Aranżacje i poligraficzne rzeczy Kasia projektuje sama. Czy jest artystką? Młoda kobieta broni się przed tym słowem. – Raczej nie, po prostu staram się aby to co wychodzi z mojego studio miało walor estetyczny. Zwracam uwagę na to, aby te produkty były graficznie ciekawe, oryginalne i nietypowe. Staram się, aby nie były tworzone według jakichś tam szablonów, które są ogólnie dostępne – uśmiecha się skromnie. – Staram się, abyśmy byli innowacyjni i poligraficznie ciekawi – zdradza tajniki swojej twórczości.

Dalej dowiaduję się, że projekt graficzny w tym wszystkim jest najważniejszy. Do pracowni często przychodzą osoby, które mają swoje indywidualne pomysły, chcą coś poprzez oprawę graficzną opowiedzieć o sobie. Dla takich par Kasia projektuje indywidualne komplety. Słucha swoich klientów z uwagą, doradza, a potem dla nich tworzy. – Młodzi ludzie teraz zwracają uwagę na to aby ich ślub był oryginalny, ciekawy, trochę inny, żeby to nie było szablonowe tylko aby poligrafia coś tam przedstawiała i była również pamiątką – zauważa. Zdaniem Kasi, przyjęcia nie są już takie wielkie, ale za to coraz ładniejsze. Skąd pomysł akurat na coś takiego? Chciała stworzyć coś, co połączy zamiłowanie do projektowania i wydanie na rynek czegoś co sprosta oczekiwaniom młodych ludzi. I absolwentce Wydziału Sztuk Pięknych, która jest płocczanką, z dużym sukcesem udało się wprowadzić swój pomysł w życie.

Marek

Marek z kolei ma duszę poety. Krótka rozmowa wystarcza aby dojrzeć w nim romantyka. Takiego, który wierzy w dobroć ludzi i świata. Wyruszając w swoją podróż życia, miał przy sobie parę złotych i chęć udowodnienia sobie i innym, że świat nie jest zły, a tym bardziej ludzie. Udało się? – Tak, z całą pewnością tak. Głównie po świecie podróżowałem autostopem. Mnóstwo ludzi mi pomogło. Aby zarobić na dalszą podróż, pracowałem w różnych zawodach praktycznie w każdym kraju. Zarabiałem parę groszy i znowu gdzieś jechałem, aby zobaczyć świat – opowiada z błyskiem w oku.

O Marku można śmiało powiedzieć, że jest podróżnikiem. Podczas swojej podróży odwiedził pięć kontynentów, poznał kulturę pięćdziesiąt państw, dokonał tego w ciągu pięciuset dni. Poznał setki ludzi. – Dobrych ludzi, którzy mi bardzo pomogli – podkreśla. – Mówi się, że mężczyzna powinien zbudować dom, spłodzić syna i zasadzić drzewo…. ja tego nie zrobiłem – śmieje się. Ale zamiast tego z dnia na dzień rzucił pracę i zaczął spełniać swoje szalone marzenie. Wyruszył w samotną podróż dookoła świata. – Dość dryfowania na oceanie życia, czas zacząć wiosłować w kierunku, który sam wybiorę – napisał o sobie na swoim blogu, gdzie można przeczytać pamiętnik z jego podróży.

Największe wrażenie zrobiła na nim Islandia. Uważa, że to najpiękniejszy i najbardziej niedoceniany kraj na świecie. – Tam po prostu jest pięknie – zamyka opowieść w krótkim zdaniu, chociaż jest raczej gadułą. Najdziwniejszy zawód, z którym przyszło mu się zmierzyć podczas podróży? Chwilę pomyślał, zaśmiał się. – To jak sprzedawałem pączki na plaży w Meksyku, nie znając nawet jednego słowa w ich języku – śmieje się głośno. – Chodziłem z tą tacą, dźwigając ją na ręku i darłem się ile miałem sił w płucach po polsku na tej plaży. A najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że najwięcej tych pączków sprzedałem – dziwi się do dziś.

Marek też jest płocczaninem. Absolwentem Uniwersytetu Łódzkiego. Swoją pracownię Deski i Kreski ma nad „Kasiną” Polką Studio. Tam ożywia nawet najtwardsze kawałki drzewa. Daje im nowe, lepsze życie. Ze starej skrzynki, którą ktoś by pewnie spalił – on tworzy nocny stolik. Ze zrujnowanej futryny od drzwi „wyczarowuje” lampki. – Mają taki niepowtarzalny ciepły klimat i na dodatek kryją w sobie historię – mówi cały rozpromieniony. Pokazuje mi jeszcze co wymyślił – a to regał z metalowych rurek, a to stolik „zszyty” metalowym drutem. – Ten blat pękał, a ma takie piękne słoje, wymyśliłem że aby się trzymało to razem trzeba to jakoś połączyć. I takie to „nici” z drutu zrobiłem, zeszlifowałem aby zrównać z blatem i jest coś wyjątkowego – uśmiecha się, patrząc z czułością na swoje dzieło.

Wspólny świat 

Wybrali się też razem w podróż do Indii. – Byliśmy prawie pół roku i była to moja najpiękniejsza przygoda – wspomina Kasia. Teraz z Markiem pracują razem. – Jestem na górze, Kasia jest na dole. Zdarza nam się jeść tu razem posiłki i to jest bardzo miłe. Co ważne, to w sumie rodzinna firma, bo siostra Kasi bardzo angażuje się w to co robimy. Dużą satysfakcję przynosi to, że się pracuje na własny rachunek i zarządza się swoim czasem – tłumaczy z kolei Marek. – Płock wydaje się dobrym miastem do rozpoczynania własnej działalności. Klient ślubny jest bardzo miły, a mieszkańcy Płocka są bardzo otwarci. Jest stosunkowo łatwo przemieszczać się po mieście, więc cała logistyka prowadzenia firmy nie jest taka uciążliwa – dodaje Kasia.

Marek do Kasi poligraficznych dzieł dołącza weselne ludziki – pannę młodą i pana młodego, wyrzeźbionych z drewna. – Często ktoś kupuje na prezent dla młodej pary. Jak je maluję staram się, aby moje drewniane figurki były podobne do tych młodych, którzy biorą ślub – uśmiecha się, patrząc na kilka wyrzeźbionych ludzików…

Fot. Archiwum prywatne Marka i Kasi oraz Lena Rowicka.