Stawka drugiego wtorkowego meczu była ogromna. Fakieł Nowy Urengoy ustawił się po wczorajszej wygranej z Zenitem Kazań w znakomitej sytuacji. PGE Skra Bełchatów musiała koniecznie wygrać. Jeśli już nie za trzy punkty to chociaż za dwa, w innym przypadku o awansie nie mogło być mowy. Dwugodzinny pełen zwrotów akcji rollercoaster jednak dla Fakiełu. Wygrana za dwa punkty zapewniła im awans do półfinału KMŚ.
Początek pierwszego seta to obustronne badanie swoich możliwości. Mariusz Wlazły nie wszedł jakoś specjalnie dobrze w ten mecz, ponieważ pierwszy jego atak był, autowy. Jednak Milad Ebadipour i Artur Szalpuk swoją grą sprawili, że Skra objęła trzypunktowe prowadzenie. I niestety, trafił się przestój, który wykorzystał Fakieł. Z 7:4 dla bełchatowian zrobiło się 8:10! As serwisowy Igora Kolodinskyego, blok Artura Udrysa na Szalpuku spowodował, że Roberto Piazza musiał poprosić o czas. Pomogło bo za chwilę było 11:11 a blokiem popisał się nawet rozgrywający Grzegorz Łomacz. Kolejna wymiana, która była zacięta i długo trwała dała dwunasty punkt Skrze. Po chwili as Szalpuka i szansa na 14:11, ale zablokowany na siatce został Ebadipour. Zrobiło się za to 14:14, bo zawodnik rosyjskiego klubu – Udrys znów szalał, tak jak we wczorajszym spotkaniu.
Wlazły w końcu trafił atakiem, Milad Ebadipour sprawił po raz kolejny kłopoty Rosjanom i Skra wyszła na prowadzenie 17:15. Podwójne odbicie Kolodinskyego utrzymywało taki dystans między drużynami. Egor Kliuka trafił zagrywką, z przechodzącej piłki trafił Dmitry Volkov i znów był remis – 20:20, ale po atakach Szalpuka i Ebadipoura to Skra była znów na prowadzeniu – 22:20. Jakub Kochanowski wykorzystał błędy w rozegraniu drużyny Fakiełu i zdobył dwudziesty czwarty punkt. Były trzy piłki setowe, ale dwóch Skra nie wykorzystała i zrobiło się tylko 24:23, bo zablokowany został słabo grający w pierwszym secie Mariusz Wlazły. Na szczęście w polu serwisowym pomylił się Dmitry Volkov i pierwszy set zakończył się wynikiem 25:23 dla Skry.
Drugi set rozpoczął się od pomyłek serwisowych, co dało remis 1:1, Po chwili było 2:2, po autowym bloku Rosjan, ale jak szybko okazało się challenge zmienił ten wynik na 1:3, a Volkov atakiem zdobył czwarty punkt. Ciągle nie mógł trafić Wlazły, który w pierwszym secie zdobył tylko dwa punkty. Blok na Szalpuku wymusił czas dla PGE Skry. Ewidentnie nie szła gra polskiej drużynie, brakowało praktycznie wszystkiego. W końcu przerwał to wszystko Ebadipour, grający dobry mecz. Fakieł miał jednak Udrysa, który nie chciał się pomylić w ataku. Kliuka również – sprytny atak na 4:8. I taki stan rzeczy utrzymywał się do wyniku 6:10. Trzy potężne bloki Skry, w tym dwa Karola Kłosa sprawiły odrobienie trzech punktów. A po chwili trafił w końcu z serwisu Wlazły i był remis – 11:11!
Świetny moment PGE Skry, zwłaszcza te bloki musiały na wszystkich zrobić wrażenie. Po przerwie na żądanie tak dobrze w polu serwisowym już nie było, ale Rosjanie popełnili ten sam błąd. Ebadipour show trwał w najlepsze i w końcu wynik wskazywał to, czego wszyscy sobie na hali życzyli – 13:12. Niestety, w dość prostej sytuacji Wlazły trafił w siatkę , potem blok i znów zrobiło się nieco niekomfortowo. Na szczęście tylko na chwilę bo Szalpuk i Łomacz doprowadzili do remisu – 16:16. Od stanu 18:18 kolejne dwa punkty zdobyli gracze Fakiełu i to oni mieli ten przywilej prowadzenia w drugim secie. Na szczęście Egor Kliuka wpadł w siatkę przy swoim ataku, a po chwili kapitalnym serwisem popisał się Szalpuk i Skra wróciła na prowadzenie – 22:21.
Ebadipour sprytnie zaatakował, na tyle skutecznie, że zrobiło się 23:21 i hala krzyknęła z radości. Niestety pomylił się w najmniej odpowiednim momencie bo miał piłkę setową w górze. Dostał niestety solidną czapę i zrobiło się 24:24, a za chwilę atomowy atak Volkova zbliżył Fakieł do wygrania seta. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, a po wygranej akcji obronnej – a jakże Ebadipour wyprowadził Skrę na prowadzenie 26:25. ostatecznie, przy wyniku 28:27 błąd w przyjęciu popełnili Rosjanie i atakujący Kliuka trafił w siatkę. Tym samym, Skra wygrała 29:27. Dwa wygrane sety to zawsze gwarancja, minimum jednego punktu. Wszyscy liczyli jednak na trzy.
Trzecia partia była więc bardzo ważna, ale to fakieł wyszedł na prowadzenie 2:3. Zdobył punkty m.in po błędach w przyjęciu Artura Szalpuka czy kolejnym już bloku na Mariuszu Wlazłym. Na szczęście za chwilę odpowiedział skutecznie i wyrównał. Ale, że kapitan bełchatowian lubi dobre momenty przeplatać ze słabszymi, to po jego błędach było 3:5. Czwarty punkt należy zapisać na konto Szalpuka i było 4:5. Zaczął mylić się Udrys, Kliuka nie grał tak znakomicie jak wczoraj z Zenitem i po jego błędzie zrobiło się 7:6. Za chwilę 9:7 i 10:7, Wlazły trafił, Szalpuk też i o czas poprosił Camillo Placi.
Niewiele pomogło bo Andrey Ananev dostał podwójny blok. Skra się rozpędziła, zaczęło wychodzić jej prawie wszystko i sprzyjało dużo szczęścia, jak podczas zagrywki Kochanowskiego. Piłka przewinęła się po siatce i spadła po stronie rosyjskiej – 14:9. A potem w końcu Wlazły pokazał to z czego słynie. Posłał dwa znakomite serwisy i przewaga urosła do 17:11! Tego nie można było już przegrać. Wystarczyło tylko dowieźć tą przewagę do końca. Karol Kłos świetnie zagrał w bloku, ale po chwili dwie skuteczne akcje gości, a także błąd Szalpuka – atak w siatkę, zmniejszyły przewagę PGE Skry do czterech punktów. A po świetnym ataku Volkova do trzech.
Skra stanęła niespodziewanie, przewaga zmalała do jednego punktu! Na 19:18 straty zmniejszył Iakovlev blokując … Wlazłego. Zapowiadała się szalona końcówka, Rosjanie wyraźnie przycisnęli Skrę, ale to bełchatowianie niespodziewanie wrócili do gry, po bloku Kochanowskiego na Denisie Bogdanie – 21:18. Tyle tylko, że atak Kliuki i blok na Miladzie Ebadipourze dały wynik 21:20. Mało emocji? To końcówka po prostu była niesamowita. Zmiana wyniku, bloki, auty i nawet błędnie sprawdzony challenge! Jak to możliwe? Po prostu wybrano złą akcję i błąd Fakiełu dał dwudziesty czwarty punkt Skrze. Do wyniku 28:28 było wszystko możliwe, ale to Rosjanie ostatecznie wygrali trzeciego seta 30:28. Kapitalna dyspozycja Egora Kliuki w tym secie musiała znaleźć przełożenie na wynik, bo od stanu 19:12 to głównie on kończył ataki i trzeba przyznać, że robił to wyśmienicie.
Czwarty set rozpoczął się niestety od wymuszonej zmiany w PGE Skrze. Artura Szalpuka mającego problemy ze zdrowiem zastąpił Piotr Orczyk. Nie miał niestety dobrego wejścia, bowiem popełnił dwa błędy i było 3:3. Wlazły posłał kapitalnego asa serwisowego, Orczyk skończył pierwszy swój atak i było 5:4. Cztery odbicia drużyny rosyjskiej, w końcu skuteczny atak Wlazłego utrzymywał punkt przewagi Skry – 7:6. Obudził się także Udrys, a Volkov z przechodzącej piłki wyprowadził swoją na prowadzenie 7:8. Wielkim sprytem wykazał się wlazły, który jakimś cudem wcisnął piłkę przy potrójnymk bloku. Takie zagrania potrafią tylko najlepsi na świecie. Niestety chwilę później było już 8:10 po autowym bloku Jakuba Kochanowskiego. Jakby tego było mało, Udrys z kolejnej przechodzącej piłki – bardzo słabo wyglądało przyjęcie w drużynie Skry – zdobył jedenasty punkt i o czas poprosił Roberto Piazza.
Pomogło na tyle, że zrobiło się 10:11. Artur Udrys przecież wiecznie skutecznie atakować nie będzie i posłał piłkę w aut. A, gdy Orczyk zerwał atak, zrobiło się 10:13. Nie było widać perspektyw na to, żeby Skra wygrała za trzy, tak bardzo wyczekiwane punkty. Kliuka utrzymał dyspozycję z trzeciej partii, zdobył świetnym atakiem piętny punkt dla swojej drużyny, a błąd w rozegraniu Skry zmienił wynik na 12:16. Dobrze grający wczoraj Ebadipour nadział się na blok kapitana Fakiełu Igora Kolodinskyego i drugi czas wykorzystał Piazza. Udało się, dzięki Karolowi Kłosowi odrobić dwa punkty – 14:17, ale to ciągle było za mało. Zwłaszcza, że Volkov dwukrotnie świetnie zagrał w ataku i zrobiło się 15:20. Przewaga cały czas się utrzymywała i ostatecznie skończyło się 21:25 dla Fakiełu Nowy Urengoy.
Ponieważ nie udało się Skrze wygrać za trzy punkty, trzeba było zrobić wszystko, żeby zdobyć dwa. Poza tym istniała jeszcze jedna obawa. Stara siatkarska prawda mówi, że jeśli prowadzisz 2:0 i nie wygrywasz 3:0 to przegrywasz 2:3. A rosyjska młodzież, która w trzecim secie uciekła spod topora, zaczęła grać po prostu znakomicie. Czwarty set był pewnie kontrolowany przez nich, uzyskali szybko przewagę punktową i pewnie zmierzali po wygraną.
Tie-break rozpoczął się od prowadzenia Skry 2:0 po kapitalnych atakach Ebadipoura. Wrócił też Artur Szalpuk za Piotra Orczyka. Jednak jak szybko zrobiło się 3:1, tak szybko również i 3:3. Dmitry Volkov dwukrotnie pokazał wielką klasę. Ten 23 – letni zawodnik z pewnością zrobi wielką karierę. Jednak od stanu 4:4 Skra odjechała na 7:4. Wreszcie dwukrotnie złapany na bloku został Egor Kliuka, a Wlazły po raz czwarty w meczu posłał asa serwisowego i zrobiło się 8:4. Po zmianie stron pomylił się, a Ivan Iakovlev zaserwował asa – 8:6. Kolejnym serwisem sprawił problem w przyjęciu Skrze, ale Grzegorz Łomacz na szczęście wygrał walkę na siatce – 9:6. Aut Szalpuka, blok na Ebadipourze spowodował wzięcie czasu przez szkoleniowca PGE Skry.
Pomogło, bo Irańczyk w kolejnym ataku zdobył dziesiąty punkt. Jedenasty zresztą też – 11:9. Niestety, przy 12:10 był jeszcze cień szansy na to, że Skra wygra. Mało tego, było 14:13 co oznaczało piłkę meczową, ale Kliuka świetnie zaatakował i zrobiło się po 14. A od tego momentu zaczęła się prawdziwa wojna nerwów. Skra musiała gonić rywali, bo przy wyniku 15:15 Karol Kłos zerwał atak i Rosjanie wyszli na prowadzenie 15:16. I taka gonitwa trwała do stanu 19:19! Emocje były niewyobrażalne, ale młody zespół z Urengoju ostatecznie wygrał 19:21 i cały mecz 2:3. Wynik ten oznacza, że Cucine Lube Civitanova i Fakieł Nowy Urengoy awansują do półfinałów i zagrają w dniach 1-2.12 w Częstochowie. PGE Skrze Bełchatów i Zenitowi Kazań zostaje mecz o 3 miejsce w grupie A.
PGE Skra Bełchatów – Fakieł Nowy Urengoy 2:3 (25:23, 29:27, 28:30, 21:25, 19:21)
Skra: Wlazły (18), Kłos (10), Kochanowski (14), Ebadipour (22), Szalpuk (11), Łomacz (3) oraz Piechocki (libero), Droszyński, Teppan, Orczyk.
Fakieł: Ananiev (4), Kolodinskiy (2), Udrys (19), Iakovlev (7), Volkov (20), Kliuka (28) oraz Shoji (libero), Kolenkovskii (4), Bogdan (4), Rukavishnikov.
Sędziowali: Goran Gradinski (Serbia) Ali Jaafar (Bahrajn)
Łukasz Zieliński
Fot: DR.